Zabił się, bo świat bezczynnie patrzył na Holokaust. Teraz kręcą o nim film

Przez wiele lat samobójcza śmierć Artura Szmula Zygielbojma wydawała się nadaremna. Świat w ogóle nie zauważył jego ostatecznego protestu przeciw Holokaustowi. Być może kręcony w Polsce film (na dworcu we Wrocławiu pojawiły się flagi ze swastykami, które okazały się częścią scenografii) przywróci pamięć o tym żydowskim bohaterze. Przedstawiamy sylwetkę polskiego polityka, który otruł się gazem, bo miał dosyć bezczynności świata.

Zabił się, bo świat bezczynnie patrzył na Holokaust. Teraz kręcą o nim film
Źródło zdjęć: © PAP

Zdjęcia Dworca Głównego we Wrocławiu, "przystrojonego" czerwonymi flagami ze swastykami, obiegły polskie media. Swastyki wywieszono na potrzeby filmu "Śmierć Zygielbojma" w reżyserii Ryszarda Brylskiego. Dworzec we Wrocławiu udaje w filmie berlińską stację kolejową z 1939 roku.

Przypomnijmy, że realizowany we Wrocławiu film to oparta na faktach opowieść o żydowskim polityku Arturze Szmulu Zygielbojmie, który 12 maja 1943 roku popełnił w Londynie samobójstwo w proteście przeciw bezczynności świata wobec Holocaustu.

W pożegnalnym liście, zanim odkręcił gaz w kuchni, Zygielbojm pisał:

"Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce, którego reprezentantem jestem. Towarzysze moi w getcie warszawskim zginęli z bronią w ręku, w ostatnim porywie bohaterskim. Nie było mi dane zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich, do ich grobów masowych. Przez śmierć swoją pragnę wyrazić najgłębszy protest przeciwko bezczynności, z jaką świat przypatruje się i pozwala lud żydowski wytępić".

Obraz
© Alex Barszczewski

Wisła mówi po żydowsku

Artur Szmul Zygielbojm urodził się w 1895 roku na wsi pod Lublinem. Jak pisał w ”Wyborczej” Paweł Smoleński, Szmul miał dziewięcioro rodzeństwa i pochodził ze środka żydowskiej biedy. W wieku 10 lat, aby pomóc w utrzymaniu najbliższych, zatrudnił się w fabryce w Krasnymstawie. Początkowo pracował jako pomocnik stolarza, jednak po utracie dwóch palców lewej ręki zaczął zarabiać jako pomocnik piekarza.

Jak podaje portal dzieje.pl, w 1907 r., jako 12-letni chłopiec, wyjechał do Warszawy, gdzie zaczął wyrabiać rękawiczki.

Później zaczęła się jego kariera w polityce: wstąpił do lewicowej żydowskiej partii Bund. Zasiadał w komitecie centralnym tej partii i pisywał do lewicowych gazet, takich jak "Fołkscajtung" [w języku jidysz "Gazeta Ludowa"]. Został radnym miasta Łodzi.

Uważał, że miejsce Żydów – mimo przedwojennego antysemityzmu – jest w Polsce, a nie w Palestynie. Mówił, że Żydzi są pełnoprawnymi obywatelami II RP. Pisał: "Wisła mówi do mnie po żydowsku".

Jak podaje Żydowski Instytut Historyczny, Zygielbojm w obliczu kolejnych aktów antyżydowskiej przemocy, umacniał się na stanowisku, że konieczna jest solidarna walka Polaków i Żydów o równość i demokrację.

Obraz
© PAP

Ten świat oszalał

Po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r., w obawie przed niemieckim aresztowaniem, Zygielbojm przedostał się z Łodzi do Warszawy. Tam pomagał w organizacji obrony miasta przed Niemcami, tworząc m.in. żydowskie hufce samoobrony.

Wyjeżdżając w styczniu 1940 roku z Warszawy, pozostawił w stolicy swoją żonę i dzieci. Żegnając się z nimi, nie zdawał sobie sprawy, że nigdy więcej ich nie zobaczy.

Przedostał się do Brukseli, a potem do Nowego Jorku. Od lutego 1942 r. pełnił w Londynie funkcję członka Rady Narodowej przy rządzie Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie jako delegat Bundu.

Obraz
© PAP

Informował świat – m.in. Światowy Kongres Żydów i Amerykański Kongres Żydowski - o tragicznym losie polskich Żydów pod niemiecką okupacją.

2 grudnia 1942 r. Jan Karski, emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego, spotkał się w Londynie z Zygielbojmem i opowiedział mu o sytuacji w getcie warszawskim.

– Ten świat oszalał – miał mówić zrozpaczony Zygielbojm.

Dowiedziawszy się, że powstanie w getcie warszawskim upadło, a także, że jego żona Mani Rozen i 16-letni syn Tuwia nie żyją, 12 maja 1943 r. Zygielbojm popełnił samobójstwo. W liście, skierowanym do prezydenta RP Władysława Raczkiewicza i prezesa Rady Ministrów gen. Władysława Sikorskiego, pisał:

"Może śmiercią swoją przyczynię się do wyrwania z obojętności tych, którzy mogą i powinni działać, by teraz jeszcze, w ostatniej bodaj chwili, uratować od niechybnej zagłady tę garstkę Żydów polskich, jaka jeszcze żyje. Pragnę, by ta garstka, która ostała się jeszcze z kilkumilionowego żydostwa polskiego, dożyła wraz z masami polskimi wyzwolenia.

Ufam, że Pan Prezydent i Pan Premier oraz Rząd polski natychmiast rozpocznie odpowiednią akcję na terenie dyplomatycznym i propagandowym, ażeby jednak tę resztkę żyjących jeszcze Żydów polskich uratować przez zagładą.

Żegnam wszystkich i wszystko, co mi było drogie i co kochałem".

Marek Edelman, który znał Zygielbojma osobiście, powiedział o nim: - Od 1942 r. zajmował się tylko jedną sprawą: jak ocalić resztki ludu żydowskiego w Polsce. Walczył o świat szczęśliwych ludzi, o świat równy dla wszystkich i dobry dla wszystkich.

Obraz
© PAP

Śledztwo dziennikarskie

W realizowanym we Wrocławiu filmie "Śmierci Zygielbojma" grają m.in. Wojciech Mecwaldowski, a także Karolina Gruszka, Tomasz Sapryka, Aleksandra Popławska i Jacek Roth. Film jest kręcony także w Londynie, Łodzi i Warszawie.

Operator Piotr Śliskowski opowiadał w radiowej Trójce o filmie:

– Historia opowiedziana jest z punktu widzenia brytyjskiego dziennikarza, który prowadzi śledztwo dotyczące śmierci Zygielbojma. Poprzez to, że ma kochankę, która też jest pochodzenia żydowskiego, zaczyna interesować się tym tematem i wdraża się w niego tak głęboko, aż dociera do pewnych informacji, które nie były wtedy Brytyjczykom znane.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)