Nagrodzony w zeszłym roku Oscarem dla najlepszego filmu zagranicznego, „Sekret…” ociera się o wybitność, mimo iż w ostatecznym rozrachunku jego krucha materia nie wytrzymuje pojedynku z epicką historią.
Jest tu wszystko: szarpiący nerwy kryminał, humor czarny jak smoła, polityczny komentarz do podupadających struktur państwowych i przerwane objęcia niespełnionych kochanków. Przez blisko dwie godziny nie tylko trzyma się to wszystko kupy, ale też świdruje, porusza.
Rozrzucone przez Campanellę płaszczyzny służą dwutorowości poszczególnych wątków: mamy Argentynę wczoraj (przed 20 laty) i dzisiaj, mamy narodziny niedoszłego romansu i jego bolesną agonię, w końcu mamy zbrodnię popełnioną i wciąż nierozwikłaną.
„Sekret jej oczu” to kino spod znaku „Zodiaka” i koreańskiej „Zagadki zbrodni”: epicki fresk o destrukcyjnych obsesjach i toksycznych powinnościach, ale też o represjonowanej przez mechanizmy państwa policyjnego pasji i namiętności. W kilku miejscach (vide świetna scena na stadionie) jest to film lepszy od wspomnianych wyżej, ale koniec końców Campanelli zabrakło podobnej wstrzemięźliwości.
Na samym finiszu, zupełnie niespodziewanie, „Sekret…” zahacza o sentymentalno-gatunkowy kicz, żywiąc się najprymitywniejszymi rozwiązaniami gatunkowymi. Seansu szczęśliwie to nie psuje - do wielkości zabrakło naprawdę niewiele.
Wydanie DVD
Bardzo ładny transfer i solidny, pięciokanałowy dźwięk. W dodatkach tylko krótki i pobieżny reportaż z planu (6:42) i zwiastun kinowy. Szkoda, bo zachodnie wydanie posiada także arcyciekawy komentarz reżysera.