Andrzej Zaorski: Dlaczego musiał porzucić aktorstwo?
Dla starszych widzów i słuchaczy Andrzej Zaorski to przede wszystkim legendarna osobowość telewizyjna i radiowa, dla nieco młodszych – twórca „Polskiego zoo” oraz aktor znany choćby z „Piłkarskiego pokera”, który w zrekonstruowanej cyfrowo wersji miał ostatnio swoją drugą premierę.
- Człowiek w białym kitlu przygląda mi się badawczo. „Jak pan się nazywa?” Próbuję coś powiedzieć, ale dźwięk, który dobywa się z moich ust, nawet nie przypomina żadnego znanego mi słowa …
Dla starszych widzów i słuchaczy Andrzej Zaorski to przede wszystkim legendarna osobowość telewizyjna i radiowa, dla nieco młodszych – twórca „Polskiego zoo” oraz aktor znany choćby z „Piłkarskiego pokera”, który w zrekonstruowanej cyfrowo wersji miał ostatnio swoją drugą premierę.
W grudniu 2003 roku życie 61-letniego artysty nagle się załamało. Być może sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby nie błędnie postawiona diagnoza...
Syn wiceministra kultury
Urodził się 17 grudnia 1942 roku niedaleko Lublina jako syn Tadeusza Zaorskiego, który w latach 60. był wiceministrem kultury i sztuki oraz szefem polskiej kinematografii.
Pięć lat później na świat przyszedł jego brat Janusz, obecnie znany reżyser filmowy (m.in. „Matka królów” czy „Syberiada polska”)
.
W 1964 roku Andrzej Zaorski ukończył stołeczną PWST, a rok później zadebiutował na scenie. Do 1970 roku występował w warszawskim teatrze Współczesnym, następnie w "Ateneum", Narodowym, Powszechnym, "Kwadracie" oraz "Na Targówku".
''Momenty były?''
Zaorski związany był także ze słynnymi kabaretami "U Lopka", "Pod Egidą" czy "Tu 60-tka", gdzie dał się poznać jako dowcipny komentator absurdów codzienności.
Sławę i uznanie przyniosły mu również programy telewizyjne i radiowe. Takie tytuły jak „Gallux Show”, „ Studio Gama” oraz „60 minut na godzinę” (nieśmiertelne „Momenty były?”) do dziś uważane są za szczytowe osiągnięcia polskiej rozrywki.
W dorobku Zaorskiego sporo miejsca zajmują także filmy i seriale. Na swoim koncie ma 50 ról, m.in. w „Marysia i Napoleon”, „Panny i wdowy” czy „Samo życie”.
Na początku lat 90. aktor usunął się nieco w cień, choć od czasu do czasu występował na małym ekranie i podejmował próby reżyserskie. Częściej można go było zobaczyć w teatrze czy usłyszeć w radiu. Zaorski został również felietonistą tygodnika Wprost. Wszystko zmieniło się w grudniu 2003 roku...
''Podobno były to szkolne objawy''
Początkowo ignorował objawy choroby. Kiedy problemy ze wzrokiem nasiliły się, lekarz dał mu skierowanie do okulisty. To był błąd.
- Zator w tętnicy... podobno były to szkolne objawy. Źle widziałem szczególnie kolory, czasami jak w negatywie. Wysyłano mnie do okulisty. Niepotrzebnie. Trzeba było zrobić badanie tętnic. Okazało się, że mam niedrożną tętnicę po lewej stronie. I to doprowadziło do udaru - mówił w zeszłym roku w wywiadzie dla portalu dobraterapia.pl.
Wieczorem, po ciężkim dniu wypełnionym nagrywaniem programu i próbami w teatrze, aktor zasłabł. Kiedy usiadł przed komputerem, „litery zaczęły tańczyć mu przed oczami”, a on poczuł, że traci kontrolę nad prawą ręką.
Jak wspominał w wywiadzie dla Gazety, tylko dzięki szybkiej rekcji żony Ewy lekarzom udało się powstrzymać nieodwracalne zmiany w mózgu. Jednak najgorsze było dopiero przed nim…
''Czy ja mam jeszcze poczucie humoru?''
- Człowiek w białym kitlu przygląda mi się badawczo. „Jak pan się nazywa?” Próbuję coś powiedzieć... ale dźwięk, który dobywa się z moich ust, nawet nie przypomina żadnego znanego mi słowa - tak Andrzej Zaorski opisał pierwszą dobę w szpitalu w książce „Ręka, noga, mózg na ścianie”.
Jedną z jego pierwszych myśli po przebudzeniu było „Czy ja mam jeszcze poczucie humoru?”. Zaorski, podobnie jak większość osób dotkniętych udarem, cierpiał na olbrzymie problemy z artykulacją. Zresztą nawet dzisiaj, 10 lat później, nieraz mylą mu się słowa.
- Od początku mogłem czytać. Rozpoznawałem litery. Tylko nie mogłem ich wymówić. Gdy chciałem przeczytać głośno tekst, nie wiedziałem, gdzie są dźwięki. Czytałem więc po cichutku - pisał Zaorski, dodając, że musiał nauczyć się mówić na nowo.
''Ręka, noga, mózg na ścianie''
Kiedy wypisywano go do domu, lekarz zalecił mu w formie ćwiczeń pisanie. Takie były początki wydanej w 2006 roku książki o wychodzeniu z choroby pt. „Ręka, noga, mózg na ścianie”, która powstała dzięki pomocy żony przyjaciel.
- Kasia zapaliła się do pomysłu. Kiedy już wyszedłem ze szpitala, odwiedziła mnie z magnetofonem i ... zaczęło się - wspomina Zaorski, któremu samodzielne zapisanie paru kartek zajęło dwa miesiące.
Aktor musiał poddać się długotrwałej, mozolnej terapii, która z czasem przyniosła efekty, choć jak sam przyznaje, do dziś ma problemy z czuciem w kciuku prawej dłoni. Bardzo pomocni okazali się przyjaciele, współpracownicy i nieoceniona rodzina. Aktor mógł liczyć na wsparcie na każdym kroku.
Musiał porzucić aktorstwo...
Choroba uniemożliwiła mu wykonywanie zawodu. Choć Zaorski stopniowo zaczął pojawiać się w radiu czy telewizji, to o aktorstwie musiał niestety zapomnieć. Dlatego zajął się reżyserią.
- Teraz właściwie pracuję tylko w teatrze – a to w Radomiu albo w Szczecinie, w Białymstoku, a ostatnio w Warszawie w Teatrze Kamienica - mówił trzy lata temu w wywiadzie dla Faktu.
Czy nie tęskni do aktorstwa, z którym był związany przez kilkadziesiąt lat?
- Czasem podczas premiery, gdy wychodzę wraz z aktorami na scenę, wraca mi to uczucie bezpośredniego kontaktu z widzem i wtedy ogarnia mnie tęskność za czasami przed udarem. Ale cieszę się, że mogę realizować swoje pragnienia zawodowe poprzez pisanie i reżyserowanie. I to jest najważniejsze - wyznał Andrzej Zaorski w rozmowie z Urszulą Ratajczak. (gk/mn)