Grzegorz Kłos: Włoscy papieże makabry, kanibale i kino kontestacji
Kiedy kilka lat temu przeczytałem, że Sawicki pracuje nad tym leksykonem, potraktowałem tę informację raczej z dużym dystansem. Nie oszukujmy się; w kraju gdzie zainteresowanie filmowym horrorem jest tak naprawdę znikome, a nazwiska Fulci czy Buttgereit nikomu nic nie mówią, publikacje tego typu skazane są na porażkę. Całe szczęście, że wrocławskie wydawnictwo Yohei nie podzieliło moich obaw, bo „Odrażające, brudne, złe. 100 filmów gore” to najlepsza monografia nowoczesnego kina grozy, jaka dotąd ukazała się w Polsce.
„Odrażające…” to leksykon, a więc publikacja o bardzo tradycyjnym układzie. Przewodnik otwiera krótki, acz niezwykle rzeczowy wstęp przedstawiający teoretyczny i historyczny rys zjawiska. Po nim następuje ponad 200 stron, na których autor zabiera nas w fascynującą podróż po „zakazanych” peryferiach kina ostatniego półwiecza, o jakich pewnie wielu z was nie miało w ogóle pojęcia.
Sawicki wykorzystuje klucz interpretacyjny zaproponowany przez prof. Andrzeja Pitrusa – gore, to nie tylko krwawa jarmarczna rozrywka dla „bandy wykolejeńców”, którzy ekscytują się widokiem wypruwanych flaków. Gore, to przede wszystkim kino wywrotowe, kontestujące nie tylko purytański filmowy mainstream, ale hipokryzję poprawnego politycznie, ulegającego moralnemu rozkładowi społeczeństwa Zachodu. Dlatego w leksykonie znajdziecie zarówno przykłady horroru cielesnego, jak i filmy, które na pierwszy rzut oka z kinem grozy mają niewiele wspólnego. Obok Wesa Cravena czy Davida Cronenberga pojawiają się tacy twórcy jak Gaspar Noe, Pier Paolo Pasolini, a nawet… Mel Gibson.
Wielkie brawa należą się autorowi za zdecydowanie się na przybliżenie czytelnikowi pozycji, które nie są szerzej znane. Znajdziecie tu zarówno filmy włoskich mistrzów - Lucio Fulciego, Dario Argento i Ruggero Deodato - jak i ociekające sadyzmem obrazy rodem z Hong Kongu, Japonii czy Niemiec. Obok produkcji, które zapewne większość z was widziała, znajdują się filmy często amatorskie, zapomniane lub unikatowe. Sawicki przybliża różne oblicza kina gore; zarówno ten campowy (uroczy „Burial Ground”), jak i ten dojmująco poważny („Ludzie zza słońca”). Autor nie ogranicza się jedynie do zdawkowego opisu fabuły poszczególnych produkcji. Sięgając po leksykon, przygotujcie się na arcyciekawy wykład na temat nie tylko horroru i zjawisk w jego obrębie (włoskie kino kanibalistyczne, giallo, torture porn etc.), ale współczesnej kultury masowej czy kina głównego nurtu. Obok
wyboru, niewątpliwą zaletą przewodnika jest jego przystępność. Fakt, autor sięga często po terminologię akademicką i fachową, jednak robi to z taką swadą, że z łatwością zachowuje równowagę między naukowym dyskursem, a fanatycznym entuzjazmem fana gatunku, zasypującego czytelnika anegdotkami i ciekawostkami, ukazując często kuriozalne kulisy niektórych produkcji.
O „skrajności ewolucji gatunku” alarmował już w 1986 roku Andrzej Kołodyński. Jednak dopiero na początku lat 90. Andrzej Pitrus, nazwał rzeczy po imieniu. Jego „Gore, seks, ciało, psychoanaliza. Pułapka interpretacyjna” to pionierska na naszym gruncie egzegeza zjawiska, które na dobre zdominowało kino grozy po ’68 roku. Autor nie jest zatem pierwszym, który zmierzył się z najbardziej plugawym i nihilistycznym nurtem współczesnego kina, za to na pewno pierwszym, który temat potraktował całościowo. Efektem tego jest świetnie napisany, niezwykle rzeczowy przewodnik, przeznaczony nie tylko dla miłośników kultowej makabry. Szkoda, że po raz kolejny ( „Strach ma skośne oczy”) dostajemy pozycję traktującą o horrorze tak mizernie zilustrowaną, pozbawianą praktycznie jakichkolwiek fotografii czy plakatów. Wygląda na to, że uboga strona edytorska to niestety domena większości polskich wydawnictw filmowych.
Grzegorz Kłos, serwis film.wp.pl