John Forsythe: Był jednym z ostatnich prawdziwych dżentelmenów w branży
30.01.2015 | aktual.: 22.03.2017 16:37
Niemal każda hollywoodzka gwiazda ma swój mroczny sekret, który - zazwyczaj bezskutecznie - próbuje ukryć przed prasą: kryminalną przeszłość, szalony wybryk mogący zaważyć na całej karierze, zdradę lub choćby wyniszczający nałóg. Ale nie on.
Niemal każda hollywoodzka gwiazda ma swój mroczny sekret, który - zazwyczaj bezskutecznie - próbuje ukryć przed prasą: kryminalną przeszłość, szalony wybryk mogący zaważyć na całej karierze, zdradę lub choćby wyniszczający nałóg. Ale nie on.
Był dobrze wychowanym mężczyzną, doskonałym aktorem i ulubieńcem gospodyń domowych, które wzdychały do niego, oglądając "Dynastię". Kiedy poinformowano go, że ma szerokie grono wielbicielek, zdziwił się, twierdząc ze swoją zwyczajową skromnością:
- Zadziwiające, że w tym wieku zostałem symbolem seksu.
Jego śmierć pogrążyła w żalu tysiące widzów i wielu współpracowników Forsythe'a. Smutku nie kryła również koleżanka z planu, Joan Collins.
- Był jednym z ostatnich prawdziwych dżentelmenów w branży filmowej – oznajmiła i to zdanie chyba najlepiej opisuje Johna Forsythe'a.
href="http://film.wp.pl/john-forsythe-byl-jednym-z-ostatnich-prawdziwych-dzentelmenow-w-branzy-6025246130861185g">CZYTAJ DALEJ >>>
''Wiesz, jak o siebie zadbać''
Urodził się 29 stycznia 1918 roku w New Jersey jako Jacob Lincoln Freund. Już w dzieciństwie cieszył się sympatią rówieśników – był uczniem popularnym i lubianym, miał niezłe stopnie, a przyszłość wiązał ze sportem. Przyznawał, że starał się, jak mógł, by spełnić wygórowane oczekiwania ojca.
- Uważał, że aby dziecko nie było rozpuszczone, trzeba dać mu lanie. W konsekwencji przeraźliwie się go bałem, a nasze stosunki były bardzo chłodne; sytuacja poprawiła się dopiero wiele lat później – mówił w wywiadzie dla The Telegraph. Jednocześnie wiedział, że rodzic w niego wierzy.
- Pamiętam, że kiedy miałem 11 lat, powiedział coś, co zapamiętałem do końca życia: „Nie martwię się o ciebie, John. Wiesz, jak o siebie zadbać, poradzisz sobie”.
W kuchni z Kirkiem
To przez ojca tak długo odkładał decyzję o zostaniu aktorem. Zgodnie z jego życzeniem poszedł do college'u i wciąż odnosił sukcesy na boisku baseballowym, ale wiedział, że nie tak chce spędzić resztę życia.
Wreszcie rzucił szkołę i zatrudnił się w radiu, gdzie użyczał głosu w jednej z oper mydlanych. Dorabiał łapiąc rozmaite fuchy – pracował jako spiker na meczach i kelnerował w restauracjach. W jednej z nich podawał posiłki wraz z szukającym szczęścia i marzącym o wielkiej karierze Kirkiem Douglasem.
Ojcowskie niepokoje
Na ekranie – jeśli nie liczyć debiutu w 1943 roku – zaczął pojawiać się dopiero po ukończeniu 30. roku życia. To ojciec ze wszystkich sił próbował zdusić te aktorskie plany w zarodku, przekonany, że w tym zawodzie jego syn niczego nie osiągnie.
- Nie mógł zrozumieć, dlaczego chciałem grać. Mówił: „Jesteś dobrym chłopcem. Ale nie widzę w tobie materiału na aktora” - wspominał Forsythe.
Kiedy oznajmił, że zamierza iść na przesłuchanie, w mieszkaniu zapadła krępująca cisza.
- Potem ojciec spojrzał na mnie i powiedział: „Martwię się, co będzie z twoją siostrą i martwię się o twojego brata. Nigdy nie niepokoiłem się o twój los. Aż do teraz”. Jak się okazało – zadręczał się niepotrzebnie.
Przesłuchanie w piżamie
Choć zaczął tak późno, w telewizji powitano go z otwartymi ramionami; Forsythe przez lata występował na małym ekranie, grając w serialach i, często niskobudżetowych, filmach.
Cieszył się sympatią widzów, inni lubili z nim pracować, reżyserzy doceniali jego talent, a producenci dostrzegali potencjał marketingowy aktora. Wkrótce jego głos miał stać się znany na całym świecie – w 1976 roku zaproponowano mu rolę Charliego w serialu „Aniołki Charliego”.
Rolę dostał dzięki łutowi szczęścia. Wyrzucono właśnie Giga Younga i szybko poszukiwano zastępstwa. Do Forsythe'a zadzwoniono wieczorem, kiedy siedział w piżamie. Jak wspominał, szybko zarzucił płaszcz i podjechał do studia – zatrudniono go niemal od razu, a on mógł spokojnie wrócić do łóżka.
Co zabawne, przez te wszystkie lata ani razu nie był na planie i nie poznał osobiście swoich „aniołków”, bo jego kwestie nagrywano w studiu.
64-letni symbol seksu
Rolę w „Dynastii”, która przyniosła mu nieśmiertelną sławę, również dostał przez przypadek. Blake'a Carringtona pierwotnie grać miał George Peppard, gwiazda „Śniadania u Tiffany'ego”, ale tuż przed rozpoczęciem zdjęć aktor wdał się w awanturę ze scenarzystami. Zadzwoniono więc po Forsythe'a, który chętnie podpisał kontrakt.
Pracę w serialu wspominał z sentymentem – na planie spotkał swoją dawną znajomą, Lindę Evans, i poznaną jeszcze w latach 40. Joan Collins, która niegdyś uczęszczała na prowadzone przez niego lekcje aktorstwa.
Przyznawał, że nie spodziewał się tej nagłej sławy, która przyszła wraz z emisją pierwszych odcinków.
- Wciąż nie mogę się temu nadziwić – mówił. - Bycie 64-letnim symbolem seksu to naprawdę nie lada wyzwanie.
Smutna diagnoza
Jego życie uczuciowe było nad wyraz spokojne i pozbawione obyczajowych skandali. Ożenił się w 1939 roku z aktorką Parker McCormick, ale rozstali się cztery lata później w pokojowej atmosferze.
Zaraz potem Forsythe związał się ze swoją prawdziwą miłością, Julie Warren (na zdjęciu), z którą spędził następne 50 lat. Rozdzieliła ich dopiero jej śmierć. Aktor długo nie mógł się pogodzić z jej odejściem i dopiero po 8 latach zdecydował się ponownie wejść w związek małżeński – jego wybranką została bizneswoman Nicole Carter.
**Ale niedługo dane mu się było cieszyć rodzinnym szczęściem. W 2006 roku zdiagnozowano u niego raka jelita grubego. Choć operacja się powiodła, nowotwór powrócił. Aktor z każdym dniem tracił siły. Zmarł 1 kwietnia 2010 roku z powodu zapalenia płuc. Miał 92 lata. (sm/mn)