Sophia Loren: Ikona piękna skończyła 80 lat
Piękna Włoszka, która podbiła Hollywood, stając się jedną z największych gwiazd światowego kina, 20 września świętuje 80. urodziny
Piękna Włoszka, która podbiła Hollywood, stając się jedną z największych gwiazd światowego kina, 20 września świętowała 80. urodziny.
Twierdziła że jej życie przypomina bajkę – i faktycznie, niczym Kopciuszek, skromna i uboga dziewczynka z rozbitej rodziny błyskawicznie wspięła się po drabinie społecznej. Widzowie ją ubóstwiali, a krytyka nie szczędziła słów podziwu, obsypując aktorkę kolejnymi prestiżowymi nagrodami.
Nazywano ją symbolem seksu, niekwestionowaną królową ekranu czy też ikoną stylu. Ale ona tylko uśmiechała się z niedowierzaniem.
href="http://film.wp.pl/sophia-loren-ikona-piekna-skonczyla-80-lat-6025247794438785g">CZYTAJ DALEJ >>>
''Nienawidziłam swojego ojca''
Urodziła się w Rzymie, ale wychowała w miasteczku Pozzuoli, gdzie przeniosła się wraz z matką, Romildą Villani, nauczycielką gry na pianinie, marzącą o aktorskiej karierze. Jej ojciec, Riccardo Scicolone, porzucił swoją partnerkę i dzieci, by związać się z inną kobietą.
- Przez całe życie nienawidziłam swojego ojca – wspominała potem Loren. - Dużo czasu minęło, zanim wybaczyłam mu krzywdy, które nam wyrządził.
Nikt jeszcze nie wiedział, że mała, chuda dziewczynka, nieślubne dziecko żyjące w nędzy, marzyło o karierze na wielkim ekranie.
Ambitna nastolatka
Już jako nastolatka zaczęła brać udział w rozmaitych konkursach piękności, a gdy udało się jej wygrać pokaźną sumkę, wyjechała do Rzymu, by tam szukać szczęścia. I znalazła.
Kiedy zadebiutowała na ekranie, zrozumiała, że to właśnie z kinem chciałaby związać swą przyszłość. Zapisała się na lekcje aktorstwa i wkrótce potem trafiła na plan filmu „Quo vadis” (1951), gdzie wcieliła się w jedną z niewolnic. Zaraz potem zaczęła umawiać się z pewnym producentem, który z nikomu nieznanej aktoreczki stworzył prawdziwą gwiazdę. Carlo Ponti od razu dostrzegł potencjał drzemiący w ambitnej dziewczynie.
Kontrowersyjny romans
To Ponti (na zdjęciu) pokierował karierą swojej podopiecznej i Loren nigdy nie ukrywała, jak wiele mu zawdzięcza. Wkrótce przestała być aktorką epizodyczną, wyszła na pierwszy plan. I choć doceniano jej ekranowe kreacje, to życie prywatne aktorki stało się dla wszystkich znacznie istotniejszym i mocno drażliwym tematem.
Loren poznała Pontiego w 1950 roku – miała wówczas 15 lat, on 37; w dodatku był żonaty. Jakiś czas później zaczęli się spotykać, a w 1957 roku wzięli ślub... który został unieważniony, gdy wyszło na jaw, że producent nie dopełnił wszystkich formalności związanych z rozwodem z pierwszą żoną.
Miłość aż po grób
Nic dziwnego, że Loren dorobiła się miana femme fatale – Pontiego oskarżono o bigamię, a ona sama musiała znosić zniewagi z ust „dbających o moralność” kobiet. W 1965 roku Ponti i Loren wyjechali do Francji, gdzie reżyserowi udało się wreszcie sfinalizować rozwód, i rok później, gdy oboje otrzymali francuskie obywatelstwo, wzięli ślub.
Ich uczucie przetrwało wszystkie trudne chwile. Wspólnie wychowali dwóch synów. Rozdzieliła ich dopiero śmierć Pontiego w 2007 roku. Kiedy pytano wdowę, czy zamierza wyjść jeszcze kiedyś za mąż, odpowiadała:
- Nie, nigdy. Nie potrafiłabym pokochać nikogo innego.
''Jestem bardzo nieśmiała''
Jako aktorka odnosiła kolejne oszałamiające sukcesy. Zagrała niemal w stu filmach, otrzymując za swe występy kolejne nominacje i nagrody. Pierwszego Oscara dostała za rolę w „Matce i córce” z 1960 roku – to dzięki temu wyróżnieniu zwróciła na siebie uwagę zagranicznych twórców i mogła zrobić międzynarodową karierę, pracując z najwybitniejszymi aktorami i reżyserami.
W 1991 roku otrzymała drugą statuetkę, tym razem za całokształt twórczości. Loren żałowała tylko, że nie udało się jej pokonać wrodzonego lęku przed występami na żywo i zawojować teatrów.
- Jestem bardzo nieśmiała – wyznawała. - Nigdy nie próbowałam grać w teatrze. Wiele razy najsłynniejsi amerykańscy twórcy zapraszali mnie na scenę, ale nigdy się nie zgodziłam.
''Żyję, żeby grać''
- Moje życie było bajką, która trwa i mam nadzieję, że nigdy się nie skończy – mówiła Loren. Zdobyła prawdziwą sławę, poznała miłość swego życia i wciąż cieszy się sympatią publiczności. Nawet kiedy w 1982 roku trafiła za kraty (sąd uznał, że ukrywała swoje dochody, by płacić mniejsze podatki), prasa była dla niej nad wyraz łaskawa i nazwała ją „najpiękniejszą więźniarką świata”.
- Jestem aktorką. To moja pasja, żyję, żeby grać – mówiła. I choć ostatnio coraz rzadziej pojawia się na ekranie (ostatnio w krótkometrażowym „La voce umana” z kwietnia 2014 roku), fani wierzą, że Sophia Loren nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
(sm/mn)