Trwa ładowanie...

3D i śmiech. Rozluźnienie na koniec festiwalu

3D i śmiech. Rozluźnienie na koniec festiwaluŹródło: AKPA
d27r1hg
d27r1hg

Jeden z ostatnich dni Berlinale upłynął pod znakiem projekcji w trójwymiarze. W bloku filmów prezentowanych w 3D pokazano m.in. „Cave of Forgotten Dreams” Wernera Herzoga, *„Pinę” Wima Wendersa oraz „Tales of the Night” Michela Ocelota. Z morza społeczno-politycznych dramatów wyłoniły się z kolei dwie rewelacyjne komedie: superbohaterski „Griff the Invisible” oraz przeżarty brytyjskim sarkazmem „The Guard”.*

Pokazywana poza konkursem „Pina”, porywająca quasi-biografia niemieckiej choreografki Piny Bausch, niespodziewanie okazuje się jedną z najciekawszych propozycji tegorocznej edycji Berlinale. Dzieło Wendersa, obwołane na festiwalu mianem pierwszego artystycznego filmu 3D, wyznacza nowe, intrygujące granice spopularyzowanej przez Jamesa Camerona technologii. Wzbogacając swój film o efektowne sekwencje, Wenders pomaga nam zrozumieć fenomen zmarłej przed dwoma laty Bausch. Jej choreografia to pulsujące emocje i ciągły, pełen pasji ruch, które tutaj odczuć możemy na własnej skórze. Hołd złożony zmarłej krótko po rozpoczęciu zdjęć Bausch (pierwotnie dokument opowiadać miał o metodach jej pracy) to odważny eksperyment artystyczny, ale też jedyny w swoim rodzaju manifest dowodzący, że malkontenci nie mają racji – kino wciąż żyje, transformuje, obfituje w nowe, niesamowite doświadczenia.

Mniejsze wrażenie zrobił Werner Herzog, który obcej technologii nie sprostał i zaprezentował publiczności film spięty, nierówny i na dobrą sprawę wykoncypowany. W jego dokumencie, zapisie eksploracji kompleksu odkrytych w latach dziewięćdziesiątych jaskiń, brak typowej dla poprzednich jego dokonań ironii i, co tu dużo pisać. Czy stary mistrz jest już zmęczony, czy nie podołał presji 3D? Zwłaszcza technologię traktuje Herzog z pobłażliwością, jakby nie dowierzając, że nowe narzędzie może być mu do czegokolwiek potrzebne.

Spory niedosyt przyniosło nowelowe „Tales of the Night” Michela Ocelota. Francuski maestro minimalistycznej animacji zaprezentował na festiwalu zbiór sześciu efektownych i błyskotliwych opowiastek, z których każda z nich w sposób precyzyjny przetwarza jego autonomiczny styl. Film zachwycił jednak głównie tych, którzy z twórczością Ocelota nie mieli wcześniej styczności…

d27r1hg

Niespodziewanym orzeźwieniem na koniec festiwalu okazały się pokazy dwóch brawurowych komedii, „Griff the Invisible” i „The Guard”.

Dobra wiadomość dla wielbicieli „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”. Reżyser tego filmu, Martin McDonagh, ma brata, który właśnie zadebiutował na fotelu reżyserskim. John Michael McDonagh postawił na kino frapujące i w gruncie rzeczy tożsame z linią wyznaczoną przez brata. „The Guard” wymyka się konwencjom, przeżarty jest na wskroś sarkazmem, wyzuty za to z sentymentalnych zrywów. Bohaterem jest tu sierżant Gerry Boyle, ironiczny moralista, który może i wzrusza ramionami na pędzących autem nastolatków, ale gdy ci rozbijają się na środku pustej szosy, odciąża jednego z nich z ze sporej dawki extasy. Matka nie chciałaby cię takim widzieć – mówi wtedy, ostatnią tabletkę wsadzając do ust.

O dziwo sierżant Boyle nie przypomina złego porucznika z filmów Ferrary i Herzoga. Przywodzi raczej na myśl bohatera „Złego mikołaja”. Jest abnegatem i lekkoduchem, człowiekiem prymitywnym, ale też – i tu pojawia się podstawowa różnica – wolnym od własnych obsesji. Dojmującą rzeczywistość brytyjskiej prowincji odreagowuje Boyle nie za pomocą, jak można by oczekiwać, dragów lub wódy, a poprzez jej (rzeczywistości) autoironiczne wyparcie. Nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być jeszcze gorzej – zdaje się myśleć Boyle. Z życia trzeba korzystać. Póki tylko można.

Zjadliwy i dynamiczny „The Guard” mógłby z powodzeniem uchodzić za zaginione dziecko Guya Ritchiego, ale więzy rodzinne okazują się znacznie silniejsze. Podobnie jak „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”, film McDonagha skrywa w sobie mnogie pokłady interpretacyjne, które wysypują się zeń na potęgę. To nie tylko brawurowa zabawa gatunkowymi standardami (od buddy movie, po spaghetti western), ale też humorystyczny portret małomiasteczkowego prymitywa, homofoba i rasisty, a z odleglejszej perspektywy – ironiczny film o… kinie.

d27r1hg

Ciekawym doświadczeniem okazała się także australijska komedia superbohaterska „Griff the Invisible”. Ta jedyna w swoim rodzaju, introwertyczna odpowiedź na „Kick-Ass” Matthew Vaughna funkcjonuje na dwóch płaszczyznach – pokornego romansu odmieńców i nienachlanej trawestacji superbohaterskich standardów. Debiutujący w długim metrażu aktor i reżyser Leon Kwanten zna swoje możliwości. Z maleńkiego budżetu skleja taki film, na jaki go stać: odrobinę niedomagający wizualnie (przynajmniej jeśli chodzi o efekty), nieśmiały względem hollywoodzkiej konkurencji, ale szczery i poruszający. To jedyny taki triumf filmowego eskapizmu. Bohaterowie dostosowują otaczający ich świat do swojego, nie na odwrót.

** [

JAK DZIŚ WYGLĄDAJĄ POSTACIE Z "KEVINA" ]( http://film.wp.pl/zobacz-jak-dzis-wygladaja-bohaterowie-kevina-6025276617331841g )**

d27r1hg

**[

CZY LAMIA Z "SEKSMISJI" MOCNO SIĘ ZMIENIŁA? ]( http://film.wp.pl/pamietacie-seksmisje-6025276006806657g ) * * [

EROTYCZNA PRZESZŁOŚĆ JOANNY KRUPY ]( http://teleshow.wp.pl/gid,13101910,img,13102011,kat,1024835,title,Joanna-Krupa-wystapila-w-erotycznym-filmie-Sno op-Dogga,galeria.html ) * *[

WALDUŚ Z "KIEPSKICH" WZIĄŁ ŚLUB! FOTO! ]( http://teleshow.wp.pl/swiat-wedlug-kiepskich-waldus-sie-ozenil-6026602722247809g )**

d27r1hg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d27r1hg