Artur Żmijewski: "Mam obowiązek mówić, że jest niesprawiedliwość, bieda i zło na świecie"
Niezwykle popularny polski aktor, który stał się ulubieńcem widzów dzięki rolom w produkcjach telewizyjnych, wraca na ekrany kin w styczniu w komedii "Atak paniki". W najnowszym numerze "Przeglądu" rozmawia z dziennikarzem Arturem Zaborskim o tym, czy aktor może uciec od polityki. I czy w ogóle powinien?
Dzisiaj najłatwiej do tabloidów trafić aktorowi nie przez skandal, tylko przez zaangażowanie polityczne. Pan na temat polityki też milczy.
Nigdy nie dałem się wepchnąć w żadną partię i w żadnej opcji politycznej nie uczestniczyłem. Gdybym chciał, wystartowałbym w wyborach, ale nie mam na to ochoty. Każdy ma oczywiście swoje poglądy, ale w kwestiach politycznych niech się wypowiadają politycy i komentatorzy, którzy się tym zajmują zawodowo. Ja nie czuję takiej potrzeby. Polityka jest ostatnią rzeczą, jaką chciałbym się zajmować w życiu. Oczywiście w ważnych sprawach należy czasem zabrać głos, ale zawsze uważałem, że jako aktor powinienem budować swój autorytet przede wszystkim przez role, które gram.
*Nie wiem, czy czytał Pan jedną z dyskusji w Internecie... *
....na pewno nie czytałem. Kompletnie mnie to nie interesuje
Pozwoli Pan, że szybko streszczę. Kiedy papież Franciszek nakazał wiernym pomoc uchodźcom, na jednym z portali rozpętała się burzliwa dyskusja, w której pojawiło się Pańskie nazwisko. Polemizujący ze słowami papieża wskazywali na Pana i mówili, że i papież, i Pan to takie same lewaki. Pan oczywiście pojawił się jako ambasador UNICEF-u.
Jeżeli pogląd, że ludziom należy pomagać, że współczucie tym, którzy stracili swoje domy w wyniku wojny i mieszkają w nieludzkich warunkach w obozach dla uchodźców i którzy szukają lepszej przyszłości w różnych zakątkach świata, w tym w Europie, która podobnie jak kilka innych miejsc na świecie jest enklawą, bo większość ludzi na świecie żyje w warunkach, w których my nie chcielibyśmy spędzać nawet jednego dnia, jest poglądem lewicowym, to niech sobie mówią, że jestem lewakiem. Choć ja powiedziałbym raczej, że jest to postawa chrześcijańska albo zwykła, ludzka solidarność. Dziesiątki lat temu, w trakcie drugiej wojny światowej, czy też wiele lat po niej, nam pomagano! Kiedy nasi rodacy wyjeżdżali na Zachód, by żyć w lepszym świecie, by mieć lepsze perspektywy, by uciec od prześladowań politycznych, czy po prostu od siermięgi świata, który nas otaczał - a pamiętam to dobrze, bo urodziłem się w latach sześćdziesiątych, kiedy to nam pomagano! Dlatego powinniśmy teraz pomagać tym, którzy takiej pomocy oczekują. Solidarność z ludźmi buduje mosty i czyni świat lepszym, a my powinniśmy wyciągać rękę do tych, którzy tego potrzebują. A jeśli będziemy ich odtrącać, to będziemy wyłącznie radykalizować postawy i budować sytuacje konfliktowe, które nikomu z nas nigdy nie będą służyć. W tej sprawie zdecydowanie popieram pogląd papieża Franciszka. I uważam, że to nie jest kwestia polityczna, tylko etyczna.
Naprawdę uważa Pan, że da się o takich kwestiach mówić bez aspektu politycznego?
A Pan wciąż swoje! I to jest kolejny dowód na to, że polityka być może za mocno wchodzi w relacje międzyludzkie. Może tak nie powinno być. Ja oczywiście nie znam wszystkich recept. Nie mam w rękach narzędzi, mogących rozwiązać wszystkie bolączki tego świata. Ale jako człowiek i jako ambasador dobrej woli UNICEF, mam obowiązek mówić, że jest niesprawiedliwość, bieda i zło na tym świecie. Niektórzy moi koledzy twierdzą, że to bez znaczenia, bo na świecie jest wielu łobuzów, którzy patrzą spokojnie na swoje odbicie w lustrze. Ja uważam, że ma znaczenie, czy pewne rzeczy robimy wbrew sobie, czy zgodnie ze swoim sumieniem. Tego będę się trzymał do końca życia.