"Bliscy": Olaf Lubaszenko powraca na ekrany. Zagrał w świetnym filmie
Wszyscy pamiętamy Olafa Lubaszenko z cenionych ról w latach 80. i kultowych komedii lat 90. Trudno jednak przywołać nowsze produkcje, w których aktor miałby okazję się wykazać. Na szczęście film "Bliscy" z Konkursu Głównego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pozwala odkryć Lubaszenkę na nowo. Choć mało kto będzie w stanie polubić jego bohatera.
Jak pisał Lew Tołstoj, "wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób" i o tym właśnie opowiada nowy film Grzegorza Jaroszuka "Bliscy". Choć na 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych można go było obejrzeć tylko raz, warto było zarezerwować bilet.
Bohaterami filmu jest rodzeństwo: Piotr (Adam Bobik) i Marta (Izabela Gwizdak), którzy po nieoczekiwanym telefonie od ojca (Olaf Lubaszenko) postanawiają przyjechać do domu. Na miejscu okazuje się, że ich matka zaginęła, a senior jest przekonany, że celowo od niego odeszła.
Nieutrzymująca ze sobą kontaktów rodzina zaczyna odkrywać nieznane oblicze zaginionej. Wędrując po osiedlu, przeprowadzają śledztwo, którego tropy zmierzają w coraz bardziej nieprawdopodobną stronę. Raz kobieta miała być hojną Matką Teresą, która uratowała życie wielu nieznajomym, a kiedy indziej rządną władzy manipulatorką.
Historia coraz bardziej się zagęszcza, aż w końcu przybiera kierunek, którego nikt nie mógł się spodziewać. Ale "Bliscy" to wcale nie kryminał czy kino sensacyjne, a kameralny, rodzinny dramat, który pozostawia widzów z pytaniem: kim tak naprawdę są tytułowi bliscy? Grupą osób połączonych więzami krwi? A może ludźmi, z którymi spędzamy najwięcej czasu? Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na tworzenie prawdziwej relacji?
Film Grzegorza Jaroszuka jest przeprawą przez różne stadia samotności, z którymi mierzą się wszyscy bohaterowie. Każdy z nich żyje w swoim zamkniętym świecie, do którego dopuszcza niewiele osób, a może i nawet nikogo. Przez co trudno polubić jakąkolwiek z postaci, choć nie oznacza to, że nie można się z nimi identyfikować.
Na ekranie najbardziej wyróżnia się Adam Bobik, którego bohater początkowo wydaje się być dziwakiem i odludkiem, ale z czasem staje się najbardziej racjonalną i uczciwą osobą w rodzinie. Jak zdradził aktor podczas konferencji prasowej, wielką przyjemność sprawiła mu gra u boku Olafa Lubaszenki, który od dziecka był jego idolem. Drogocenny autograf od Tomka z "Dekalogu" przez długi czas nosił w swoim pierwszym portfelu.
Ale na uwagę zasługuje też Olaf Lubaszenko, który gra nieco wycofanego gbura. Jednak w filmie wygłasza kilka przejmujących kwestii. Historia o zakupie rodzinnego stołu oraz refleksja o chęci przeżycia wszystkiego jeszcze raz, ale tym razem intensywniej, pozostaje w widzu na długo po seansie "Bliskich".
Świat wykreowany w filmie z jednej strony wydaje się daleki, nieco surrealistyczny przez zaskakującą fabułę, ale finalnie staje się on do bólu bliski. Zastanawiające jest to, ile osób mogłoby zgodzić się ze słowami wypowiadanymi przez debiutującą na wielkim ekranie Izabelę Gwizdak: "jak byłam mała to myślałam, że jak dorosnę to świat mnie nie będzie przerastał, ale niestety przerasta i jestem z tego powodu bardzo rozczarowana".
Pragnę jednak uspokoić kinomanów, że "Bliscy" to nie do końca ponury i dołujący obraz, a produkcja z dużą dozą czułości i prawdziwości. Właśnie takiego polskiego kina nam trzeba. Oby jurorzy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych byli podobnego zdania.