Cameron zaczyna się bać. Wkrótce dowiedzą się, czy są skończeni
Do premiery drugiej części "Avatara" pozostało już bardzo niewiele czasu. Za około 40 dni dowiemy się, czy przez ostatnie 13 lat świat filmu rzeczywiście tak bardzo się zmienił, jak twierdzi w ostatnim wywiadzie James Cameron. Reżyser wierzy w sukces swojego filmu, ale nie kryje też swoich obaw.
Na przełomie 2009 i 2010 roku pierwsza część "Avatara" zarobiła na całym świecie blisko 2,75 miliarda dolarów. Produkcja Jamesa Camerona stała się tym samym największym kinowym przebojem w historii (w kolejnych latach dorzuciła jeszcze do swojego dorobku blisko 200 mln). W Stanach Zjednoczonych, pod względem frekwencji (ale nie wpływom ze sprzedaży biletów) ustępowała wprawdzie kilku tytułom (przegrała m.in. z "Przeminęło z wiatrem" oraz wcześniejszym filmem Camerona - "Titanic"), jednak w globalnej skali okazała się bezkonkurencyjna.
Analitycy rynku kinowego już od kilku lat zastanawiają się, czy druga część "Avatara" będzie w stanie powtórzyć sukces pierwowzoru. Większość z nich uważa, że skoro "Top Gun: Maverick" był w stanie zarobić w tym roku ponad 715 milionów dolarów, to film Camerona powinien zgarnąć przynajmniej 800 mln dolarów. Przy zbliżonej do drugiej części "Top Guna" frekwencji. Średnia cena biletu na "Avatara: Istotę wody" na pewno będzie bowiem dużo wyższa. Jest to związane z projekcjami 3D, które w okresie wyświetlania filmu science-fiction ponownie powinny cieszyć się bardzo dużą popularnością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeśli "Avatar: Istota wody" rzeczywiście zarobi w Stanach około 800 mln dolarów, to dorzucenie 2 miliardów dolarów z rynku zewnętrznego będzie możliwe. Oczywiście, ze względu na większe koszty produkcji sequela i mniejszą wartość dolara, wciąż to nie będzie sukces na skalę pierwszej części, jednak wpływy z kinowej dystrybucji będą na tyle duże, że spokojnie będzie można myśleć o realizacji czwartej i piątej części cyklu. Przypomnijmy, że zdjęcia do trzeciej części są już praktycznie ukończone, a jej premiera zaplanowana została na 20 grudnia 2024 roku.
W wywiadzie, którego fragmenty zostały opublikowane w serwisie slashfilm.com, James Cameron zapewnia, że wciąż bardzo wierzy w swój film. Jest przekonany, że po raz kolejny udało mu się stworzyć wyjątkowe i nowatorskie dzieło. Tak, jak to miało miejsce w przypadku pierwszej części "Avatara", czy wcześniej "Terminatora", tyle, że, jak twierdzi reżyser, żyjemy w czasach, w których niekoniecznie zostanie to docenione.
"Obecnie znajdujemy się w kompletnie innym świecie niż kilkanaście lat temu, gdy rozpoczynałem przygodę z 'Avatarem', gdy pisałem scenariusze. Branża kinowa otrzymała w między czasie dwa potężne ciosy, jakimi są pandemia oraz streaming. W historii kina chyba tylko pojawienie się telewizji było bardziej bolesne" – powiedział Cameron.
"W ciągu najbliższych trzech miesięcy powinniśmy dowiedzieć się, czy jesteśmy skończeni. Przynajmniej w tym sensie, że powiemy sobie: 'Ok. dokończmy naszą historię w trzecim filmie i nie ciągnijmy tego dłużej, skoro nie będzie to opłacalne'. Ale, w co wierzę, może być też odwrotnie, przypomnimy ludziom, o co chodzi w chodzeniu do kina. Pytanie brzmi: ile osób to teraz obchodzi?" – zastanawia się James Cameron.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalicznych wczasach w pensjonacie "Biały Lotos", załamujemy ręce nad zdradą Henry’ego Cavilla oraz wspominamy największych mięśniaków kina akcji lat 80. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.