Celebryci sięgają dna. "The End" obnaża ich grzechy
Jeden trup. Siedem tajemnic. Siedmiu niby topowych celebrytów. Kilka grzechów, których nie da się zamieść pod dywan. Oto "The End", czyli film, który szumnie zapowiadano jako produkcję, która ma obnażyć prawdę o świecie celebrytów.
Zaczyna się od pogrzebu. Umiera znany reżyser, a na ceremonię ściąga śmietanka show-biznesu. Może słowo "śmietanka" nie jest do końca odpowiednie, z uwagi na to, jak skandalicznie i wstrętnie zachowują się "żałobnicy". Tu bardziej od śmietanki pasowałoby zgniłe, śmierdzące mleko. Obłudę, zakłamanie i ściemę czuć tu z kilku kilometrów. Mamy tam w gronie żałobników 7 gwiazd, które w różnym stopniu związane były z reżyserem. Każda z nich to dość przerysowana postać, na które trafić można w show-biznesie - i w tym światowym, i w tym polskim.
Siedem gwiazdek daje się wciągnąć do programu, nagrywanego w trakcie pandemii i domowej izolacji. Każdy siedzi w swoim domu i łączy się z grupowym czatem, by wziąć udział w kryminalnej gierce w stylu Agathy Christie. Jest trup, ktoś zabił, trzeba dowiedzieć się, kto jest mordercą i jaki miał motyw. Gra i program, w którym biorą udział, nie są zbyt ambitne, ale produkcja sporo płaci, więc gwiazdki nie mogą odmówić.
Szybko wciągają się w intrygi i kłótnie, a granica między wymyśloną grą a rzeczywistością zaciera się. Gdy pada "a teraz nasze gwiazdy... przestaną pier..lić", sytuacja w grze diametralnie się zmienia. Siedmiu celebrytów już nie dyskutuje, kto zabił fikcyjną postać, a reżysera, z którym niby się przyjaźnili...
"The End" wiele obiecuje, oj wiele. Dynamiczny zwiastun przedstawia ostrą grę w szybkim tempie, która będzie zaskakiwała co rusz widzów zwrotami akcji. Produkcja też sypała z rękawa tekstami o "demaskowaniu celebrytów" i odkrywaniu prawdy o polskim show-biznesie. Zaznaczano też, że film inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami: "Tymi, o których rozpisywały się media, ale i tymi, o których wiedzieć mieli tylko nieliczni".
No cóż, być może. Twórcy mieli dobrą szansę, by naprawdę przywalić w polski show-biznes, spuścić bombę na środowisko pełne hipokryzji i zakłamania. Tymczasem "The End" jest trochę jak moralitet, punktujący, że show-biznes jest ble, ludzie się pogubili i potrzebują uświadomienia, co powinno być tak naprawdę dla nich ważne. Jeśli ktoś spodziewa się thrillera czy kryminału, to jednak się zawiedzie.
Mocną stroną "The End" jest tekst. Scenariusz, nad którym pracowali Tomasz Mandes, Adam Cioczek, Robert Ziębiński i Bartek Fetysz, to jasny punkt tego przedsięwzięcia. Są ostre jak brzytwa one-linery, pojawia się też kilka prztyczków w stronę TVP i pasków "Wiadomości", co bardzo łatwo wychwycić, a mało kto się takich tekstów spodziewa.
Nic nie można zarzucić też aktorom "The End". Mamy Aleksandrę Popławską w roli bardziej dojrzałej aktorki, która jest olewana przez producentów filmów ze względu na swój wiek i musi łapać się każdego projektu, by tylko utrzymać się na szczycie popularności. Jest Tomasz Karolak, który gra producenta, koncentrującego się tylko na kasie i swojej chodzącej w slow motion dziewczynie (Sandra Kubicka). Ostrożnie można powiedzieć, że to jedna z lepszych ról Karolaka.
Dobrze patrzeć, jak aktorsko tę grę rozgrywają Paulina Gałązka, Przemysław Sadowski, Piotr Witkowski, Jarosław Boberek i Agnieszka Wielgosz. Świetnie odnaleźli się w tym niekonwencjonalnym przedsięwzięciu, jakim było nagrywanie się sam na sam, bez bliskiego kontaktu z pozostałymi aktorami. To się jakoś sprawdziło, bo napięcie i kłótnie wypadają bezbłędnie na ekranie. Szkoda tylko, że twórcy po prostu nie odpięli wrotek i nie pobawili się pomysłem, a woleli wrzucić swoje pretensje do kolorowego świata celebrytów, próbując ich zbawiać na ekranie.