"Chappie": Kończ waść, wstydu oszczędź [RECENZJA BLU-RAY]
Zygmunt Kałużyński pisał: "W każdym filmie, nawet najgorszym, można znaleźć choćby jedną scenę, jeden strzęp dialogu lub ujęcie, które ma w sobie oryginalną wartość, i dla niego warto obejrzeć całą, niedobrą resztę". W przypadku "Chappiego" chlubnym wyjątkiem będzie tytułowy robot, który jako jedyny wyszedł obronną ręką z niebywałego bajzlu, jaki zgotował nam Neill Blomkamp.
35-letni reżyser „Dystryktu 9” powraca do rodzinnego RPA, gdzie w walce z lawinowo rosnącą przestępczością policję Johannesburga zaczynają wspierać humanoidalne roboty. Wśród nich jest numer „22”, który dzięki zmianom w oprogramowaniu stopniowo zyskuje samoświadomość i wiedzę o świecie, który, o zgrozo, okazuje się mało przyjaznym miejscem.
Co najbardziej smuci i uderza to zatrważający regres Blomkampa, widoczny na każdym możliwym poziomie produkcji. Chappie, grany przez Sharlto Copleya dzięki technice performance capture, ma w sobie więcej wdzięku i charyzmy niż cała obsada razem wzięta. Niedostatki w grze naturszczyków z Die Antwoord można jeszcze jakoś próbować usprawiedliwić, choć obsadzenie ich w głównych rolach wydaje się ponurym żartem. Niemniej patrzenie na Dava Patela, Hugh Jackmana i Sigourney Weaver w rolach niewyobrażalnie papierowych i do szpiku stereotypowych postaci sprawia, że twarz co rusz oblewa rumieniec wstydu. Obecność gwiazd i popularnego duetu najprawdopodobniej musiała mocno nadwyrężyć zaplecze finansowe twórców, co tłumaczyłoby scenograficzne niedostatki i niski poziom realizacji. Oczywiście w ograniczeniu zbędnych efektów można upatrywać troski o czytelną wymowę całości, lecz ciągłe błąkanie się bez celu po wielkich, przytłaczających pustostanach i redukcja dalszego planu do kilku statystów wydają się absurdalne. Dość
powiedzieć, że oglądając „Chappiego” ma się wrażenie obcowania z „dziełem” Alberta Pyuna, który jakimś cudem zdobył pieniądze na wysokobudżetowy film (w tym przypadku to więcej niż kilka tysięcy dolarów). I w końcu scenariusz – ordynarnie łopatologiczny, pełen dziur i niedorzecznych niekonsekwencji, w dodatku nieudolnie wykorzystujący formułę znaną już z „Dystryktu 9”, lecz podaną bez najmniejszej nawet finezji.
Oglądając „Chappiego” trudno uwierzyć, że podpisał się pod nim twórca najlepszego filmu science fiction ostatniej dekady. Owszem – cztery lata późniejsze, niezwykle efektowne „Elizjum” pozostawiało już nieco do życzenia, choć ciągle mogło być rozpatrywane jako wypadek przy pracy. Jednak to, co odstawił teraz Blomkamp, rozwiewa wszelkie wątpliwości - to reżyser jednego filmu. W dodatku przymierzający się do nakręcenia kolejnej odsłony „Obcego”, co w kontekście „Chappiego” jest informacją dramatyczną.
Wydanie Blu-ray:
Choć „Chappie” rozczarowuje, to wydanie Blu-ray filmu Blompkampa jest jednym z lepszych, jakie ostatnio pojawiły się na rynku. Obok tradycyjnych zwiastunów („Air”, „Intruders” oraz „Elysium”) na dysku znalazły się:
- Alternatywne zakończenie (ponad 5 min.) – mocno odstające od tego, jakie finalnie znalazło się w filmie i kto wie, czy nie lepsze.
- Scena rozszerzona: Very Bad Man (1:30 min) – to moment, w którym wściekły Chappie masakruje Vincenta Moore’a i łamie mu nogę.
- Materiały z produkcji (godzina 19 minut) – dziewięć dokumentów przybliżających różne aspekty kręcenia „Chappiego” (m.in. efekty wizualne, aktorów, genezę filmu czy charakteryzację), pełnych wywiadów, ciekawostek i nigdzie indziej niepublikowanych zdjęć. Zdecydowanie najbardziej warta uwagi rzecz, jaka znalazła się na tym Blu-rayu.
- Art. of Chappie – czyli setki grafik koncepcyjnych, storyboardów i szkice postaci i obiektów.