Chevy Chase: Król komedii skończył 70 lat
08.10.2013 | aktual.: 22.03.2017 12:14
Nazywany jest najzabawniejszym człowiekiem Ameryki, choć gdyby przyjrzeć się jego karierze, pewnie dałoby się wymyślić bardziej pasujący przydomek. Na przykład – największy pechowiec Hollywood.
Nazywany jest najzabawniejszym człowiekiem Ameryki, choć gdyby przyjrzeć się jego karierze, pewnie dałoby się wymyślić bardziej pasujący przydomek. Na przykład – największy pechowiec Hollywood. Chevy Chase skończył właśnie 70 lat, ale najwyraźniej przez ten cały czas ani nie zmądrzał, ani nie wyrobił w sobie aktorskiego instynktu.
Zasłynął jako człowiek, który masowo odrzucał propozycje ról mogących przynieść mu prawdziwą sławę i uznanie krytyki. I najwyraźniej nie ma zamiaru tego zmieniać – kilka miesięcy temu poinformował, że rezygnuje z udziału w kolejnym sezonie cieszącego się ogromną popularnością serialu „Community”.
Smutne dzieciństwo
Pochodził z inteligenckiej, artystycznej rodziny - jego ojciec pracował w wydawnictwie jako redaktor i pisał teksty do magazynów, matka była znaną pianistką.
Niestety, dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych - jego rodzice rozwiedli się, gdy Chase miał 4 lata. Po latach aktor wyznawał, że wraz z odejściem ojca zaczęły się dla niego ciężkie czasy - jego matka i ojczym, John Cederquist, znęcali się nad nim.
W oczekiwaniu na sukces
Specyficzne i absurdalne poczucie humoru, które wykazywał już od najmłodszych lat, przysporzyło mu sporo problemów - został chociażby usunięty z jednej ze szkół, gdy nauczyciele mieli dość jego błazeńskich wybryków.
To go jednak nie zniechęciło i wierzył, że w przyszłości ktoś doceni jego (momentami balansujące na granicy dobrego smaku) żarty.
Oczekując na swoją wielką życiową szansę, imał się różnych prac - pracował jako taksówkarz, tirowiec, pomocnik kelnera, kelner, sprzedawca i bileter w teatrze. I wreszcie jego szansa nadeszła.
''Dobry wieczór! Nazywam się Chevy Chase, a wy nie''
Na początku wszystko szło po jego myśli – Chase, dysponujący prawdziwym talentem komediowym i mający na koncie kilka pomniejszych ról, trafił do telewizji NBC jako scenarzysta.
Szybko doceniono jednak jego charyzmę i wylądował przed kamerami w roli prowadzącego programu „Saturday Night Live”. Publiczność go pokochała i wyglądało na to, że Chase ma szansę na zrobienie światowej kariery.
Zmarnowana szansa
Jego kariera nabrałaby rozpędu, gdyby już po roku nie porzucił pracy w telewizji. Wszystko z miłości do przyszłej żony, która nalegała na przeprowadzkę, ale – o ironio – ich małżeństwo już cztery lata później należało, tak jak i szansa Chase'a na karierę w Nowym Jorku, do przeszłości.
Udało mu się wprawdzie zdobyć nominację do rolą w „Nieczystym zagraniu” i pewną popularność dzięki serii filmów „W krzywym zwierciadle”, jednak nie sposób zapomnieć o odrzuconych przez niego – na własne życzenie – możliwościach.
Kiepski wybór
Zdecydowanie nie miał nosa przy wyborze scenariuszy – odrzucił rolę Terminatora, nie chciał grać w filmie „Plusk” ani „Kto wrobił Królika Rogera”, zrezygnował z roli Petera Venkmana w „Pogromcach duchów”.
Nie zamierzał wystąpić również w „Forreście Gumpie”, „Amerykańskim żigolaku” czy „American Beauty” i przegrał rywalizację z Harrisonem Fordem przy realizacji „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”.
W poszukiwaniu utraconej formy
Na ekranach pojawia się coraz rzadziej. Kiepskie decyzje zawodowe odbiły się na jego karierze – przez ostatnie lata występował w mało istotnych filmowych epizodach i reklamach, dubbingował kreskówki.
Po wielu kłótniach z twórcą „Community”, Danem Harmonem, zrezygnował właśnie z udziału w piątym sezonie serialu.
W najbliższych miesiącach ma pojawić się na dużym ekranie dwukrotnie – w filmie „Lovesick” Luke'a Matheny'ego i dramacie „Before I Sleep” Aarona i Billy'ego Sharffów. Uda mu się wrócić do formy?
(sm/mn)