Ciszej nad tymi grobami... czyli słów kilka o ''Powstaniu Warszawskim''

Obrodziło nam ostatnio w całą masę filmów historycznych z okresu II Wojny Światowej, szczególnie tych związanych z tematyką powstańczą. W tym roku przypada 70. rocznica Powstania Warszawskiego, więc tym bardziej trudno się dziwić, że ów temat przewijać się będzie wielokrotnie w mediach, literaturze i kinie. W tym całym medialnym gąszczu warto jednak potrafić się zatrzymać i zwrócić uwagę na projekt, który wyróżnia się w tle. Bo na poziomie pomysłu i koncepcji "Powstanie Warszawskie" rzeczywiście jest czymś czego wcześniej nie było. Szkoda tylko, że koncept ten został zmarnowany.

Ciszej nad tymi grobami... czyli słów kilka o ''Powstaniu Warszawskim''
Źródło zdjęć: © Next Film

09.05.2014 09:36

Skupmy się może najpierw na pozytywach. Warstwa formalna i wizualna "Powstania Warszawskiego"jest niezwykła, zresztą cały projekt jest rzeczywiście jedyny w swoim rodzaju w skali światowej. Z ocalałych po wojnie materiałów dokumentalnych i kronik filmowych zmontowano trwający ok. 80 minut obraz będący na pograniczu filmu fabularnego i dokumentu. I w sumie można go oglądać na dwa sposoby. Fabuła opiera się właściwie tylko i wyłącznie na opisie przebiegu Powstania Warszawskiego z perspektywy dwóch braci, Karola i Witka, którzy podjęli się zadania sfilmowania wydarzeń z sierpnia 1944 roku.

Dzięki najnowocześniejszej technologii materiały filmowe poddane zostały post produkcji, która zakładała przede wszystkim rekonstrukcję oraz koloryzację. Na decydującym etapie prac, do ekipy dołączył ceniony operator Piotr Sobociński Jr., który dołożył wszelkich starań by jak najlepiej ujednolicić barwy i sprawić by były one jak najbardziej wiarygodne. Trzeba przyznać, że prace te dały fantastyczne wyniki. Jeszcze nigdy wcześniej nie byliśmy w stanie oglądać obrazów z Powstania w takiej jakości i wyglądających tak... pięknie, na swój sposób. Bo choć czasy były potworne i działy się wówczas rzeczy nieludzkie, to właśnie ci wszyscy ludzie pokazani w filmie emanują pięknem i nadzieją na lepsze jutro. I to widać w „Powstaniu...”.

Teaser filmu:

Oprócz pokolorowania o odrestaurowania materiału filmowego z Powstania, zdecydowano się także na całkowite udźwiękowienie. Dzięki temu po raz pierwszy w historii widzowie mają okazję posłuchać rozmów powstańców, dźwięków ówczesnej Warszawy, odgłosów wystrzałów, wybuchów. Wrażenie jest piorunujące. Ale akurat w aspekcie dźwiękowym są dwie strony medalu. Gdy dochodzimy do kwestii mówionych to zaczynają się problemy. Nie da się oglądać tego filmu nie słuchając dialogów. A te są dość ciężkie do strawienia. Mowa tu nie o oryginalnych rozmowach odczytanych z ruchu warg przez kryminologa, tylko o kwestiach wypowiadanych przez głównych bohaterów filmu, czyli Karola i Witka. Razi ich sztuczność, nadmierna łopatologia. Obaj mówią coś, właściwie bez przerwy, przez co szybko staje się to męczące i irytujące, szczególnie, że w większości opisują dosłownie to, co widać na ekranie. Zupełnie tak jakby twórcy uważali, że pokazywane obrazy nie przemówią do widza same za siebie; jakby wątpili w inteligencję tych, którzy
będą ten film oglądać.
Do tego wyraźnie słychać i czuć, że dialogi te są czytane i nagrywane w studiu dubbingowym – dźwięk jest wyraźny i czysty nawet wówczas gdy podkłada się głosy bohaterom czy innym ludziom znajdującym się na pełnej chaosu i hałasu ulicy. No i głosy te brzmią jakby wypowiadał je lektor z reklamy Coca-Coli, co mocno burzy wrażenie realizmu, przez co kontrastuje z obrazami z Powstania, które są jak najbardziej realne. Słychać po prostu, że wszystkie kwestie wypowiadają filmie aktorzy. No i mówią i mówią bez przerwy, nawet w takich chwilach jak sceny z odkopywaniem ciał czy chowaniem zmarłych, co wydaje się delikatnie nie na miejscu. Jak gdyby postawiono sobie za cel, by w tym filmie nie było ciszy dłuższej niż 30 sekund... Czy to w obawie o utrzymanie uwagi młodego widza?

Zwiastun filmu:

To co zrobiono formalnie z zachowanymi materiałami filmowymi z Powstania kwalifikuje się do rangi sztuki i to niezwykle istotne i wspaniałe, że od teraz zostanie to w takim stanie dla przyszłych pokoleń, tyle że twórcy ewidentnie nie odrobili podstawowej lekcji z historii kina oraz zabrakło im elementarnej wyobraźni odnośnie tego co z tymi materiałami zrobić. Ewidentnie najlepsze momenty „Powstania...” są w ostatnich 20 minutach filmu, szczególnie mocne wrażenie robią wyniszczone i puste ulice Warszawy przykryte gruzem, a wszystko w kolorze – barwy dodają tym obrazom jeszcze większego realizmu i posępności. No i ostatnie ujęcie z końmi galopującymi samotnie ulicami miasta przywodzi na myśl smutne niemalże apokaliptyczne wizje, które tylko uświadamiają nam co tak naprawdę wydarzyło się w stolicy niecały wiek temu.

Ale niestety owe infantylne i niepotrzebne dialogi burzą efekt i sprowadzają ten naprawdę niezwykły projekt do poziomu lekcji historii w wydaniu dla czwartoklasistów. Co z resztą kłóci się też z, często brutalnymi i przerażającymi, zdjęciami z Powstania. Choć, może film ten i tak robiony był z myślą o ekspozycji w Muzeum Powstania Warszawskiego bardziej niż w kinach? Sam obraz, okraszony muzyką, wystarczyłby w stu procentach i robiłby piorunujące wrażenie (jako punkt odniesienia polecam wybitny film radzieckiego twórcy, Dżigi Wertowa pt. „Człowiek z kamerą”). A tak, sumując wszystkie „za” i „przeciw”, z „Powstania Warszawskiego” wyszedł z jednej strony imponujący i ważny, ale też siłą rzeczy dość dziwny eksperyment, choć oczywiście dobrze, że powstał.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (320)