Claes Bang: " Show-biznes rządzi się swoimi prawami i wszyscy wiemy, że nic nie trwa wiecznie"
Przed spektakularnym sukcesem nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes "The Square" Claes Bang był niemal nieznany. Dwa lata później ma na swoim koncie m.in. role w serialach "The Affair" i "Dracula". Wkrótce zobaczymy go w "Obrazie pożądania” Giuseppe Capotondiego, w którym partneruje mu m.in. Mick Jagger.
Pochodzący z rodziny biznesmenów Claes Bang większość kariery spędził występując w teatrze i w niedużych produkcjach telewizyjnych. Po skończeniu szkoły aktorskiej przez wiele lat walczył o swoje miejsce w branży, myślał nawet o zmianie zawodu. Dzisiaj jest jedną z najbardziej obiecujących gwiazd kina i po raz pierwszy w życiu może przebierać w propozycjach.
Bang łączy w sobie elegancję gwiazdy złotej ery Hollywood z bezpośredniością kumpla, z którym spotykasz się na piwo. Rozświetla pomieszczenie niewymuszonym wdziękiem i, żywo gestykulując i wtrącając okazjonalnie siarczyste przekleństwa, z niekłamanym entuzjazmem opowiada o rewolucji, jaką wprowadził w jego zawodowe życie światowy sukces "The Square".
Małgorzata Steciak: W "Obrazie pożądania" po raz kolejny grasz bohatera uwikłanego w świat sztuki. Czujesz, że po sukcesie "The Square" przylgnęła do ciebie pewna aktorska łatka?
Claes Bang: To raczej przypadek, że po raz kolejny gram w filmie, który jest osadzony w świecie sztuki, rozumianym jako bardzo toksyczne środowisko. Nie widziałem żadnych podobieństw między Christianem z "The Square" i Jamesem z "Obrazu pożądania", dopóki nie wszedłem na plan drugiego z tych filmów. I wtedy mnie uderzyło, jak wiele jest tutaj ciekawych, nieoczywistych połączeń i skojarzeń.
Mimo że to zupełnie inna postać, faktycznie pod pewnymi względami można patrzeć na ten film jak na kontynuację "The Square". Co by stało się z Christianem, gdyby stracił swoje prestiżowe stanowisko i pozycję w świecie sztuki? Gdyby zdefraudował pieniądze albo ukradł jakiś obraz? Nie sądzę jednak, by Christian kiedykolwiek mógł dopuścić się takich czynów, jak James. On miał znacznie większe serce, mimo swojego tchórzostwa i skłonności do hipokryzji.
Twój bohater jest oszustem, zakompleksionym, niespełnionym artystą. Niezbyt przyjemny facet. Nie bałeś się grać takiej postaci?
Ten film mówi bardzo dużo o naszych współczesnych czasach. To mizoginistyczna historia, w której jednym promykiem nadziei jest bohaterka grana przez Elizabeth Debicki. Wszyscy faceci są dupkami. James to napędzany własną ambicją i kompleksami mężczyzna, który został krytykiem sztuki, ponieważ nie udało mu się przebić jako artysta. Nie ma osobowości, talentu. To wcielenie toksycznej męskości – tak bardzo chce być kimś, osiągnąć coś wielkiego, że nie dostrzega piękna, jakie go otacza i które w gruncie rzeczy mogłoby mu go uszczęśliwić. To niewygodna postać, ale lubię takie wyzwania.
Ta historia skojarzyła mi się z baśnią mojego rodaka Hansa Christiana Andersena "Nowe szaty cesarza", w której nikt nie ma odwagi powiedzieć cesarzowi, że jest nagi. James jest krytykiem sztuki, który wykorzystuje swoją wiedzę do oszukiwania ludzi, a oni się na to nabierają. Wydaje mi się, że w czasach, gdy jesteśmy zalewani fake newsami, niezwykle ważne jest, aby mieć własne zdanie. Nie dać się uwieść pochwałom i nadmiernym zachwytom.
Po tylu rolach już chyba stałeś się ekspertem od sztuki?
Nie jestem wielkim znawcą, ale zawsze lubiłem chodzić do muzeów. To dla mnie zawsze duże święto, pomaga mi otworzyć głowę i spojrzeć na świat z nieco innej perspektywy. Tym właśnie jest sztuka w swoim najlepszym wydaniu – pozwala przyjrzeć się drugiemu człowiekowi bez uprzedzeń, pomaga nam doświadczać rzeczywistości w niedostępny nam na co dzień sposób. Uwielbiam ten moment, kiedy jakieś dzieło sprawia, że myślę o czymś, co nigdy wcześniej nie przeszło mi przez głowę.
Kolekcjonujesz dzieła sztuki?
Nie, mam na to za mało pieniędzy. Mamy w domu z żoną sporo pięknych obrazów, ale głównie autorstwa naszych znajomych, artystów z naszego bliskiego otoczenia.
Jakie to było uczucie pracować na jednym planie z Mickiem Jaggerem? Czułeś się onieśmielony, kiedy pierwszy raz go zobaczyłeś?
Totalnie! Och, Mick był tak zaj...ście kochany i wspaniały. To była ogromna przyjemność. Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać, kiedy grasz z niezawodowymi aktorami. Jagger miał w sobie niesamowitą pokorę. Już na samym początku otwarcie przyznał, że przyjmie każdą pomoc, na jaką może liczyć. Takie podejście pomogło nam przełamać lody i skupić się na wspólnej pracy. Mogłem zapomnieć, że jestem na jednym planie z prawdziwą legendą!
Mówisz, że onieśmielają cię gwiazdy, ale sam stałeś się jedną z nich. Jak czuje się aktor, który dostaje propozycję zagrania hrabiego Draculi od twórców, których poprzedni serial wylansował Benedicta Cumberbatcha?
Mark Gatiss, jeden ze scenarzystów, zapytany na wczesnym etapie prac nad serialem o obsadzenie mnie w tej roli, powiedział: "Myślę, że znaleźliśmy idealnego kandydata. Naszym wymarzonym wyborem był kogoś, kto wyglądałby jak dziecko Beli Lugosiego i Christophera Lee. Wykapany Claes!". Nie wyobrażam sobie lepszego komplementu.
Jak wyglądała praca na planie serialu?
Na początku pierwszego odcinka mój bohater jest bardzo stary i doprowadzenie mnie do takiego stanu zajmowało codziennie 4 godziny. Grałem też sceny nagości, w których intymne części ciała zakrywała tylko imitująca krew maź. Skala tego serialu jest porównywalna do trzech filmów pełnometrażowych, to było dla mnie duże wyzwanie. Na szczęście Moffat i Gatiss są bardzo utalentowanymi pisarzami. Myślę, że rzuciliśmy zupełnie nowe spojrzenie na Draculę.
Jesteś fanem horrorów?
Nie do końca. To nie tak, że nie doceniam tego gatunku, ale nigdy nie rozumiałem w pełni jego fenomenu. Zdaję sobie sprawę, że obecnie horror przeżywa renesans i twórcy bawią się nim w zaskakujący i bardzo oryginalny sposób. Dracula jednak zawsze mnie fascynował, ale z nieco innych względów. Ciekawi mnie aspekt życia wiecznego, żywienia się krwią innych ludzi. Nie wiem, skąd bierze się ogromna popularność wampirów, ale nawet trzylatki wiedzą, kim jest hrabia Dracula. Cholera, koleś ma swoje własne emoji!
Twój Dracula jest przerażający, lepki, zabawny, ale też odrobinę żałosny.
W tej postaci jest coś komiksowego, płaskiego. Staraliśmy się wydobyć z niego pewną esencję, uczynić go ciekawie połamanym bohaterem. Chciałem, by widzowie nieco zapomnieli o nadludzkich umiejętnościach Draculi, zamiłowaniu do krwi oraz nieśmiertelności i dostrzegli w nim faceta, z którym mogą się na jakimś poziomie utożsamić. Pod maską pewności siebie Dracula skrywa pragnienia i kompleksy.
Między innymi lęk przed śmiercią. Kusi cię wizja życia wiecznego?
Nie jestem pewny. Gdyby ktoś mi zaoferował wieczną młodość, pewnie kusiłoby mnie, aby się zgodzić, bo panicznie boję się umierania. Nie potrafię jednak wyobrazić sobie, jak wyglądałby listopadowy wieczór, który spędzasz samotnie w ogromnej posiadłości bez kontaktu z ludźmi od ponad 200 lat. To brzmi okropnie. Długowieczność oznacza samotność. Wszyscy, których kochasz, zmieniają się, odchodzą.
Jako aktor przez większość swojej kariery byłeś anonimowy. Jak bardzo zmieniło się twoje życie po sukcesie "The Square"?
Ten film dał mi ogromny rozbieg zawodowy. Zamierzam z niego korzystać, póki mogę, bo to się już może więcej nie wydarzyć. W ciągu 2 lat wystąpiłem w 8 filmach i miniserialu, który swoim rozmachem i metrażem odpowiada 3 filmom pełnometrażowym. To była świadoma decyzja. Pomyślałem: pie..yć to, jeśli ktoś proponuje mi świetny materiał, póki mam siłę, rzucam się na głęboką wodę.
Wcześniej byłeś zadowolony ze swojej kariery?
Nie dostrzegałem powodów do narzekania. Pracowałem dużo w teatrze i na planach produkcji telewizyjnych, czułem się spełniony. I wtedy pojawił się "The Square", z niesamowicie pokręconą, dziwną postacią, która wymagała ode mnie solidnego pogrzebania w mojej "skrzynce z narzędziami" aktorskimi. Takie okazje nie zdarzają się każdemu, zdaję sobie z tego sprawę. Czuję się ogromnym szczęściarzem, że spotkałem na mojej drodze Rubena Östlunda i że udało nam się wspólnie stworzyć coś tak dobrego i docenianego na całym świecie. Nie ukrywam, cholernie się cieszę, że okazało się, że mam w sobie to coś, co pomogło powołać tę postać do życia.
Masz bardzo zdroworozsądkowe podejście do sławy. Myślisz, że twój spokój wynika z tego, że sukces przyszedł w późniejszym etapie kariery, a nie, kiedy byłeś młody?
Sam sobie zadaje to pytanie, ale nie potrafię znaleźć odpowiedzi, bo nie mam porównania. Kiedy dostaję propozycję roli, która wymaga ode mnie pracy na planie przez 80 dni zdjęciowych, co jest ogromnym wyzwaniem dla aktora, mam w zanadrzu lata doświadczenia, na których mogę się oprzeć. Czuję się pewniej. Nie wiem, czy miałbym w sobie podobny wewnętrzny spokój, gdybym miał, dajmy na to, 24 lata. Ostatnie 2 lata uświadomiły mi, że jest we mnie więcej, niż się spodziewałem.
Nie czujesz presji, nie musisz nikomu nic udowadniać.
Z jednej strony tak, bo dzięki ciężkiej pracy z odpowiednimi ludźmi i ogromnej dozie szczęścia osiągnąłem pewien pułap kariery, który daje mi poczucie bezpieczeństwa. Show-biznes rządzi się swoimi prawami i wszyscy wiemy, że nic nie trwa wiecznie. Na razie łapię się na tym, że nie chciałbym, aby to wszystko kiedyś zniknęło. Chcę napędzać ten mechanizm, póki starcza mi sił.