Danuta Szaflarska: zmarła nestorka polskiego teatru i kina. Miała 102 lata
Ma cudowne, uśmiechnięte oczy i spokojny głos. Jej urok nikogo nie pozostawia nigdy obojętnym, a nazwisko Danuty Szaflarskiej od zawsze działało na widzów niczym wabik. 6 lutego wybitna polska aktorka skończyła 100 lat!
Miała cudowne, uśmiechnięte oczy i spokojny głos. Jej urok nigdy nie pozostawiał nikogo obojętnym, a nazwisko Danuty Szaflarskiej od zawsze działało na widzów niczym wabik. 6 lutego wybitna polska aktorka skończyła 102 lata, 19 lutego zmarła.
Kochana, uwielbiana i wielokrotnie nagradzana* – nigdy jednak nie pozwoliła, by sława czy kolejne wyrazy uznania zawróciły jej w głowie.* Niechętnie mówiła o sobie i trzymała się nieco na uboczu, pozostając kobietą skromną, pełną szacunku dla świata.
- Kocham życie i jestem go nadal bardzo ciekawa – mówiła o sobie Szaflarska, która mimo swojego wieku nie zamierzała zwalniać. Jeszcze niedawno można było ją oglądać w sztuce Doroty Masłowskiej „Między nami dobrze jest” w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Ze sceny wycofała się w listopadzie 2016 roku.
Zawsze chciała grać
Urodziła się 6 lutego 1915 roku (choć w dowodzie aktorki widnieje data 20 lutego) w Kosarzyskach, we wsi koło Piwnicznej, gdzie spędziła pierwszych dziesięć lat życia.
Swoje sielskie dzieciństwo wspominała z nostalgią. Wszystko skończyło się wraz ze śmiercią ojca. Mała Danuta wraz z mamą i bratem wyprowadziła się do Nowego Sącza.
O aktorstwie zaczęła marzyć już jako mała dziewczynka. Przez lata bawiła się w teatr, nie wiedząc, że już niebawem będzie mogła zrealizować swoje marzenia.
Studia z rozsądku
Na początku myślała jednak, że z tych planów aktorskich nic nie wyjdzie. Uzdolniona matematycznie, zaczęła studia na Wyższej Szkole Handlowej.
- Poszłam na te studia, ponieważ chciałam pomóc mamie* – tłumaczyła w _Zwierciadle_. *- Miałam młodszego brata, którego trzeba było kształcić. Panowało wtedy duże bezrobocie, a po skończeniu WSH można było łatwo znaleźć pracę w banku, fabryce, wszędzie.
Młoda Szaflarska przerwała jednak studia po drugim roku, ulegając namowom znajomych.
- Na sylwestrowym balu w Nowym Sączu koledzy, którzy studiowali medycynę i prawo w Warszawie, pytają mnie: "Dlaczego jesteś na tym WSH w Krakowie? Przecież w Warszawie jest szkoła aktorska, powinnaś tam studiować". Bo ja grałam już wcześniej w teatrze w Nowym Sączu, amatorskim, ale świetnym.
''Skompromitowałam się''
Na egzaminie zjawiła się zupełnie nieprzygotowana, przez przypadek, nie wiedząc nawet, że odbywa się właśnie tego dnia.
- Skompromitowałam się* – opowiadała potem w _Zwierciadle_. *- Przecież nie miałam pojęcia ani o dramacie, ani o teatrze.
Jej nauczyciele początkowo nie pokładali w niej wielkich nadziei.
- Jadwiga Turowicz, opiekunka naszego roku, ostrzegała mnie: "Boję się o ciebie. Jesteś wrażliwa, łatwo płaczesz i denerwujesz się. Pamiętaj, że musisz mieć kły i pazury. Inaczej zginiesz" – wspominała w magazynie Teatr.
''Człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego''
Dyplom odebrała tuż przed wybuchem wojny. Potem wciąż grała, występując w teatrze podziemnym i frontowym. Brała udział w powstaniu warszawskim, pełniąc funkcję posłańca. Niechętnie wspominała tamte lata.
- Miałam to szczęście, że nikt z moich najbliższych nie zginął ani nie został ranny, ale gdy przypominam sobie czas powstania warszawskiego, to trudno mi dziś zrozumieć, jak udało nam się przetrwać tę gehennę aż 63 dni – opowiadała w Rzeczpospolitej. - Okazuje się, że człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego.
Mogłam grać dzieci nawet po trzydziestce
Chociaż wojna odcisnęła piętno na jej psychice, uroda Szaflarskiej pozostała nietknięta. Przekroczywszy granicę 30 lat, aktorka wciąż wyglądała jak nastolatka.
- Mogłam grać dzieci nawet po trzydziestce – śmiała się w Filmie. - Tuż po wojnie w Starym Teatrze w Krakowie miałam rolę 14-letniej dziewczynki w sztuce "Teoria Einsteina". Któregoś razu za kulisy wszedł znany wówczas krytyk Julek Kydryński, pogłaskał mnie po głowie i zapytał: "Jak ci się, dziecko, podoba w teatrze?". Odpowiedziałam: "Bardzo, proszę pana", i ładnie dygnęłam. Na drugi dzień przyszedł mnie przepraszać. Uświadomiłam go, że to był wspaniały komplement.
- W Starym Teatrze szła sztuka dla dzieci "Beksa" – opowiadała o innej zabawnej sytuacji. - Główną rolę grała 9-letnia dziewczynka. Zdarzyło się kiedyś tak, że nagle trzeba było zrobić za nią zastępstwo i dyrektor zlecił mi jej rolę z dnia na dzień. Kiedy wchodziłam w kostiumie scenicznym między dzieci, jeden urwis podstawił mi nogę. Uśmiechnął się i spytał: "Ty dzisiaj grasz?". Dał się nabrać.
Nagła sława
To właśnie w teatrze zauważyli ją filmowcy poszukujący aktorki do „Zakazanych piosenek”. Szaflarska propozycję, aby pojawić się na dużym ekranie, przyjęła chętnie, choć przyznawała, że najbardziej cieszyła się nie z samej pracy, a z regularnych, ciepłych posiłków, które serwowano jej na planie.
Za to po premierze zapanowało istne szaleństwo. Szaflarska i Jerzy Duszyński stali się prawdziwymi gwiazdami, ludzie zaczepiali ich na ulicach, by podziękować za wspaniały film i pogratulować młodym aktorom.
''Taka jesteś brzydula...''
Szaflarska błyskawicznie stała się też ideałem urody. Mężczyźni za nią szaleli, kobiety próbowały naśladować jej niepowtarzalny styl. Ale aktorka traktowała ten cały szum powstały wokół swojej osoby z przymrużeniem oka.
- Zawsze dziwiło mnie, że mam powodzenie – wyznawała skromnie w Filmie.
- Na to akurat nigdy nie mogłam narzekać. Przede wszystkim byłam świadoma wszystkich swoich braków. A i tak jedna koleżanka mówiła, że jestem podobna do Grety Garbo. Nie wiem, z której strony. W teatrze pewna suflerka powiedziała mi: "Taka jesteś brzydula, a jak wychodzisz na scenę, tak ładnie wyglądasz".
Aktorskie wyzwanie
Szaleństwo ustało kilka lat później, bo też Szaflarskiej wcale nie zależało na tym zainteresowaniu tłumów i nie zamierzała go podsycać.
- Danusia najmniej interesowała się teatrem czy filmem, a najwięcej życiem – mówił o niej słynny Erwin Axer.
Aktorka przyznawała, że przy wyborze scenariuszy była dość wybredna, jeśli rola jej nie interesowała, po prostu nie przyjmowała propozycji. Nie czuła ciśnienia, by być stale obecną na ekranie.
- Pierwszy raz zrezygnowałam z głównej roli w 1947 roku. Miałam sporo propozycji – opowiadała w Filmie. - Niestety nieciekawych. Dlatego odmawiałam. Odrzucałam na przykład wszystkie harlequiny. Bo to grafomania do sześcianu. Ale jeśli rola była ciekawa, brałam nawet małe epizody. Bardzo je lubię, bo w paru zdaniach trzeba pokazać całego człowieka. To jest prawdziwe aktorskie wyzwanie.
''Jeśli skończę grać, to pewnie długo nie pożyję''
Szaflarska długo pracowała, realizowała się zawodowo przez niemal 80 lat. Od zawsze powtarzała, że to właśnie aktorstwo dodaje jej siły.
- Czerpię ją oczywiście z pracy – wyznała kiedyś na łamach Zwierciadla.
- Dobrze jest mieć też poczucie humoru, śmiać się z siebie i swoich słabości. Powtarzam, że jestem kurdupel, co mi w niczym nie przeszkadza. Przyznaję, że byłam leniwa. Miałam łatwość do języków, ale nie chciało mi się wbijać słówek do głowy i teraz żałuję. Ale w każdym kraju świetnie sobie poradzę -dodała aktorka.
Przestała grać w listopadzie 2016 roku. Zmarła 19 lutego 2017 roku.