Debiutant mógłby się pod tym podpisać. Polański powinien się wstydzić
Polacy na nowy film Romana Polańskiego musieli czekać rok od jego oficjalnej premiery w Cannes. Prawdę mówiąc, nie było na co.
Gdy na plakacie promującym produkcję zobaczyłam dwie piękne aktorki oraz nazwisko polskiego reżysera w zestawieniu z cytatem z zagranicznej recenzji „mistrzowski thriller psychologiczny”, byłam pełna nadziei. Polański udowodnił już kilka razy (chociażby przy „Autorze Widmo)
, że świetnie czuje się we współczesnych historiach z dreszczykiem w tle. Tym razem jednak coś poszło nie tak.
Obraz opowiada historię poczytnej, paryskiej pisarki Delphine (w tej roli żona Polańskiego, Emmanuelle Seigner), która straciła wenę i odcina kupony od sławy, podpisując bestsellery sprzed kilku lat. Na jednym z takich spotkań poznaje swoją tajemniczą fankę (zjawiskowa Eva Green)
. Między paniami szybko wytwarza się specyficzna więź, a widz od razu wie, że wynikną z niej same kłopoty. Wielbicielka Delphine wchodzi z butami w jej życie, niebezpiecznie upodabnia się do swojej idolki, a momentami nawet się pod nią podszywa. Odcina pisarkę od jej bliskich i przyjaciół, a następnie naciska na nią, by pisała kolejną powieść, najlepiej opartą na tytułowej „prawdziwej historii”.
Brzmi znajomo? Wystarczy wspomnieć chociażby kultowe „Misery” na podstawie powieści Stephena Kinga. Podobna tematyka nie musi być jednak wadą, szczególnie jeśli za kamerą staje jeden z najwybitniejszych reżyserów na świecie. Niestety film Polańskiego jest przewidywalny i sztampowy. Momentami aż ciężko uwierzyć, że to dzieło tak doświadczonego filmowca. Są sceny, które można by wybaczyć debiutantowi, ale nie Polańskiemu. W kulminacyjnym momencie, gdy widzowie powinni drżeć z niepokoju, na kinowej sali rozlega się śmiech. I jest to reakcja uzasadniona, bo scena, w której główna bohaterka bez cienia zawahania wchodzi do ciemnej piwnicy na wyraźną prośbę swojej prześladowczyni, nie może przestraszyć.
Główny zarzut? Brak momentu zaskoczenia i dreszczyka emocji. A przecież thriller na tym powinien bazować. Chciałabym chociaż w jednym momencie, nie wiedzieć, co znajduje się za rogiem. Już na początku filmu, można niemal scena po scenie przewidzieć ciąg dalszy. Wszystko jest gotowe i podane na tacy i nie jest to taca z wykwintnym jedzeniem na prestiżowym przyjęciu.
Ciężko nie odnieść wrażenia, że Polański poszedł na łatwiznę. Ostatni jego film powstał cztery lata temu, więc oczekiwania były spore. Szkoda, że im nie sprostał.
Ocena: 5/10