Dlaczego nie słyszymy polskich filmów? Dykcja aktorów to nie wszystko
- Część aktorów ma taką dykcję, że nie sposób ich zrozumieć. Przykładem Tomasz Oświeciński. Gdy mówi szybko, mówi niezrozumiale. Vega się z tym liczy. Po prostu są ludzie, których nie zrozumielibyśmy w normalnym życiu - mówi Piotr Knop, operator dźwięku Toya Studios.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Łukasz Knap: Dlaczego na polskich filmach nie słychać dialogów?
Piotr Knop: Prawdopodobnie dlatego, że nie zostały zgrane z pełnym pasmem częstotliwości. Żeby dialog był zrozumiały realizatorzy dźwięku powinni eksponować częstotliwości powyżej trzech kiloherców, w których mieszczą się nieszczęsne polskie szeleszczące spółgłoski. Polski dialog wymaga innego niż np. angielski pasma częstotliwości.
Czyli polski dla dźwiękowca jest językiem specjalnej troski?
Nasz język nie jest jedynym, który cierpi na taką dolegliwość. Inna sprawa jest taka, że reżyserzy młodego pokolenia często wymagają od aktorów, żeby mówili naturalnie, tak jak w życiu, w efekcie często mówią niewyraźnie, łykają spółgłoski i dialog, który dla reżysera brzmi dobrze, bo go zna na pamięć, dla widza będzie niesłyszalny.
To nie jest chyba tylko przypadłość młodych reżyserów. Byłem wczoraj na filmie “Pitbull. Ostatni pies”, na pokazie w kinie nie rozumiałem jednej piątek dialogów.
On kontynuuje tradycję Vegi, u którego część aktorów ma taką dykcję, że nie sposób ich zrozumieć. Przykładem Tomasz Oświeciński. Gdy mówi szybko, mówi niezrozumiale. Vega się z tym liczy. Po prostu są ludzie, których nie zrozumielibyśmy w normalnym życiu.
Mam wrażenie, że “Pitbulle” Vegi były lepiej udźwiękowione niż “Pitbull” Pasikowskiego.
Zgrywałem kilka filmów Patryka Vegi i mogę przyznać, że jego filmy są starannie dopracowane pod względem brzmieniowym i efektowym. Jeśli nie rozumiemy jakiegoś dialogu, to ze względu na dykcję aktorów.
Tylko dykcja ma znaczenie?
Ważna jest też treść dialogu. Jeśli dialogi są logiczne i wynikają z fabuły, nie powinniśmy mieć problemu z ich rozumieniem. Duże znaczenie ma montaż dźwięku. Są sytuacje, kiedy nie słyszymy kilku słów, ale rozumiemy istotę rzeczy. Z drugiej strony czasami zdarza się, że widz nie słyszy dwóch słów i to go tak wytrąca z odbioru, że nie potrafi skupić się na reszcie.
Trudno chyba winić widza za to, że się irytuje.
Sam zgrywając dźwięk wydzielam najbardziej istotną warstwę dialogową od tej mniej istotnej, gwarowej. Dźwięk powinien brzmieć na filmie tak, żeby uwaga widza nie była odwracana od tego, co najważniejsze.
Podkreśla pan rolę zgrywania dźwięku, na ile ważne jest jego nagrywanie?
O tym moglibyśmy długo rozmawiać. Doświadczeni dźwiękowcy są przyzwyczajeni do dobrych stawek za swoją pracę i na ogół przeszkadzają reżyserowi w pracy: zgłaszają, że gdzieś buczy zasilacz albo aktor mówi niewyraźnie. Czepiają się. Niektórzy reżyserzy irytują się, że taki dźwiękowiec nie siedzi cicho, ale taki, który nie zgłasza żadnych uwag, najprawdopodobniej jest złym dźwiękowcem. Dobrzy fachowcy są na wagę złota. Jak się chce oszczędzić, to zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi dźwięk taniej, ale rezultat jest taki, że dialogi są nagrane źle.
Złe nagranie grzebie film?
Mając czas na postprodukcję, można wyczyścić szumy i brudy, nie degradując barwy głosu aktorów, ale to oczywiście kosztuje wiele godzin pracy. Ale źle powiedziana przez aktorów kwestia pozostanie bełkotem choćby nie wiem co. Na taki bełkot powinien zwracać uwagę dźwiękowiec na planie.
Wynikałoby z tego, że polskich filmów nie słyszymy, bo oszczędza się na dźwiękowcach.
To jedno ze źródeł tego problemu.
Drugim jest sam język polski, który jest kłopotliwy.
Zwróciłbym uwagę na trzecią, nie mniej ważną, jeśli nie najważniejszą rzecz - warunki odsłuchowe w kinach. Normy odsłuchowe w kinach zostały wprowadzone przez firmę Dolby, tak aby poziom głośności w każdym kinie był taki sam. Takie było założenie, ale jest wiele czynników sprawiających, że filmy brzmią daleko od ideału - jednym z nich są przesłuchy między salami w multipleksach, przez co kiniarze często ściszają odsłuch. Realizatorzy dźwięku wiedzą, że film zostanie puszczony ciszej, w związku z tym zgrywają dźwięk głośniej niż powinni.
I robi się wolnoamerykanka.
Robi się koszmar. Filmy nagrywane w latach sześćdziesiątych często brzmią lepiej niż dzisiaj, kiedy technologia niesamowicie uprościła nagrywanie i odsłuch dźwięku w doskonałej jakości. Poza tym zdarzają się świetnie udźwiękowione filmy ze słabo słyszalnymi dialogami i filmy płaskie z doskonale słyszalnymi dialogami. Zdarza się, że wolę te pierwsze. Dialog to nie wszystko.
Polskie kino niezrozumiałe za granicą
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.