Druga strona medalu: smutek bogatego rapera

Wydaje wam się, że wasz idol prowadzi wspaniale, kolorowe życie? Trochę tak, ale jednocześnie jest tak samo smutny i samotny jak wy.

quebonafide
quebonafide
Źródło zdjęć: © Instagram | Instagram

Quebonafide to dziś jeden z najpopularniejszych artystów w Polsce. Młody raper zarabia krocie na swoich płytach, na koncertach występuje w wielkich halach, zapełniających się do ostatniego miejsca, przyciąga uwagę mediów tradycyjnych i elektronicznych. To wszystko, ta błyskawiczna i spektakularna kariera, to niezły materiał na film. 

 Druga strona medalu 

I rzeczywiście - właśnie od scen pokazujących gigantyczny sukces artysty rozpoczyna się poświęcony mu dokument, który będzie miał premierę na tegorocznej edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity. "Quebonafide. Romantic Psycho Movie", którego zbiorowym autorem jest Redbull Media House, otwierają bardzo oczywiste sceny: ogłuszający hałas, falujący tłum, oczy wpatrzone w idola, skaczący po wielkiej scenie muzyk. Sława, sukces, szaleństwo. 

Ale zaraz widzowie przenoszą się na zupełnie inną planetę - do przydomowego ogródka w Ciechanowie, skąd pochodzi raper. Muzyk trzyma w ręku wąż i podlewa rabatki. Ale to nie będzie standardowy i banalny film o drugiej stronie medalu i o tym, że idol to tak naprawdę zupełnie zwykły chłopak. Ta opowieść rzeczywiście jest o tym, ale ma kilka innych poziomów. 

 Pociąg do Azji 

Bo Quebonafide już za moment wchodzi w swoją kolejną rolę: kiedy podleje ogródek zaczyna kupować w internecie bilety. I zaraz wyrusza na wyprawę do Azji. To jego wielka fascynacja, o której od dawna wiedzą fanki i fani - artysta ma w repertuarze wiele piosenek, w których tekstach są odniesienia do podróży, wspomnienia z wycieczek na inne kontynenty, historie z odległych miejsc. Ale teraz, dzięki filmowemu dokumentowi, miłośniczki i miłośnicy artysty mogą wraz z nim wsiąść do pociągu. 

Quebonafide ze swoim przyjacielem zaczynają od podróży koleją transsyberyjską, a potem zmierzają na południe, przez Chiny, w kierunku pustyni Gobi i Mongolii. 

Czymś, co mocno zaskakuje, jest charakter tej podróży. To zdecydowanie nie jest kolorowa wyprawa z marzeń, filmów i teledysków. Nie ma w niej splendoru, wygód, luksusów. Limuzyn, rautów i drinków z palemką. 

To dwóch anonimowych chłopaków, którzy nie mają jak się umyć w zatłoczonym pociągu, przyglądają się fantazyjnym plamom grzyba na ścianie rozpadającego się hotelu, tułają się po bezdrożach. 

 Podróż bez przyjemności 

Z jednej strony w tych scenach wychodzi dużo ciekawej prawdy o Quebonafide. Że nie jest niewolnikiem swojej sławy i bogactwa, że potrafi zejść z poziomu pierwszych stron kolorowych gazet i żyć zwykłym życiem - bo, trochę wbrew pozorom, to jest wyprawa, którą może przecież zorganizować sobie każdy. 

Ale najważniejsze jest w tym filmie co innego. Mocno widać to w bardzo znaczącej scenie na pustyni Gobi. Raper dochodzi tam do smutnego wniosku: że piękne krajobrazy, egzotyczne okoliczności, widoki, klimat, odległość - to wszystko nie robi na nim żadnego wrażenia, nie jest żadną atrakcją, nie daje mu śladu przyjemności. 

To moment, w którym zwycięża depresja, apatia, dojmujące poczucie samotności.

I to jest smutna pointa tego filmu - że raper, podobnie jak duża część jego pokolenia, nie umie cieszyć się zwykłym życiem i nie jest zdolny do odczuwania przyjemności. 

Ostatnie sceny filmu stanowią pocieszenie. Ale bardziej dla rapera, niż dla widzek i widzów. Quebonafide, tym razem już w gwiazdorskim stylu, na bogato, wyjeżdża do Kalifornii, żeby nagrywać płytę: przełożyć swoje azjatyckie doświadczenia na teksty nowych piosenek. A inni pozostają w swoich Ciechanowach ze swoimi frustracjami, samotnościami i smutkami. 

Quebonafide: Romantic Psycho Film - trailer | 17. Millennium Docs Against Gravity

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (77)