„Dzień Niepodległości: Odrodzenie”: odgrzewane kotlety [RECENZJA BLU‑RAY]
W ciągu 20 lat, jakie upłynęły od premiery „Dnia Niepodległości”, zaszło wiele zmian zarówno w świecie bohaterów filmu, gustach widowni jak i przemyśle rozrywkowym. Jednak, jak pokazuje przykład „Odrodzenia”, dla Rolanda Emmericha czas najwyraźniej stanął w miejscu.
29.10.2016 11:09
Jeśli zamierzacie obejrzeć sequel „Dnia Niepodległości” na Blu-rayu, zacznijcie od dodatku „Wojna 1996”. To trwający pięć minut fikcyjny reportaż stanowiący solidne wprowadzenie do świata, który przetrwał kosmiczną inwazję i wyciągnął z tego starcia daleko idące wnioski. Okazuje się bowiem, że Ziemia podniosła się z ruin, rządy państw podpisały ogólnoświatowe porozumienie, a naukowcom udało się wykorzystać technologię obcych do budowy hybrydowego arsenału broni, który niebawem przejdzie chrzest bojowy.
W pakiecie z „Odrodzeniem” dostajemy nieustępujące ani na chwilę odczucie deja vu. Choć reżyser i sekundujący mu zastęp scenarzystów próbują odwrócić uwagę widza, to nie ulega wątpliwości, że film poza kilkoma kosmetycznymi zmianami jest praktycznie fabularną kalką swojego poprzednika. Nie zmienią tego ani towarzysząca starym wygom małoletnia obsada, ani moc obliczeniowa współczesnych komputerów generujących skądinąd imponujące efekty specjalne.
Oczywiście nie można odmówić staremu Emmerichowi inwencji. Świetnym pomysłem okazało się przeniesienie części akcji do Afryki, gdzie przez lata toczyła się wojna między obcymi a tamtejszą ludnością, która nie dość że rozumie język kosmitów, to w dodatku urządza na nich polowania. Pozytywnie zaskakuje również wątek gejowski – kiedyś ledwie zaakcentowany, dziś wyeksponowany na pierwszy plan. Cała reszta to niestety przewidywalna i efekciarska powtórka z rozrywki, obfitująca w fabularne mielizny oraz patos w ilościach trudnych do przełknięcia.
W odróżnieniu od scenarzystów obronną ręką z patowej sytuacji wyszli za to aktorzy znani z pierwszej części - w szczególności czarujący Jeff Goldblum oraz jego ekranowy ojciec Judd Hirsch, choć nawet oni nie zdołali wypełnić pustki po Willu Smithie. Na ich tle młodziaki wypadły niestety blado, co smuci zwłaszcza w kontekście Maiki Monroe, którą pamiętamy z rewelacyjnego „Gościa” i „Coś za mną chodzi”.
Mimo że produkcja z 1996 roku odniosła kasowy sukces, krytycy nie szczędzili uszczypliwości pod adresem reżysera. Emmerichowi uszło to jednak na sucho, bo w kategorii bezpretensjonalnej wakacyjnej rozrywki jego film nie miał sobie równych. Dodatkowo, choć dziś trudno w to uwierzyć, w momencie premiery „Dzień Niepodległości” uchodził za filmowe wydarzenie. Łącząc inwazyjne science fiction z najlepszymi tradycjami kina katastroficznego i dobrodziejstwem najnowocześniejszych efektów specjalnych był zapowiedzią nadciągającej kinowej rewolucji. Zagadką pozostaje więc fakt, czemu twórca wyszedł z założenia, że uda mu się powtórzyć sukces, zupełnie ignorując gusta współczesnego widza oraz wszystko, co zaszło w tym biznesie w ciągu ostatnich 20 lat. Bezrefleksyjny skok na kasę? Naiwna wiara w siłę nostalgii? Cokolwiek kierowało Emmerichem, efekt końcowy okazał się mizerny.
Wydanie Blu-ray:
Oprócz wspomnianej „Wojny 1996” na dysku znalazło się wiele innych dodatków stanowiących solidne uzupełnienie filmu. Najciekawszym jest oczywiście niemal godzinny making-of zatytułowany „Another Day”, zabierający za kulisy powstawania produkcji. Ponadto można zapoznać się z ośmioma scenami niewykorzystanymi, komentarzem Emmericha oraz drobiazgami w postaci wygłupów z planu, garścią grafik koncepcyjnych czy zwiastunami. Z kolei dla fanów duetu Goldblum-Hirsch przygotowano zabawny suplement w postaci fragmentu fikcyjnego programu śniadaniowego, w którym Julius Levinson promuje swoją książkę.
„Dzień Niepodległości: Odrodzenie” możemy obejrzeć z polskimi napisami bądź dubbingiem – lektora niestety brak.