Edward Dymek: wielka kariera stała przed nim otworem. "Mogłem mieć wszystko, a nie mam nic"
Dla zwykłego chłopaka z biednej rodziny występ w filmie mógł się stać szansą na wyrwanie się z szarej rzeczywistości. Lecz choć Edward Dymek zachwycił publiczność i uznano go za jednego z najbardziej obiecujących aktorów dziecięcych, nie wykorzystał możliwości, które mu zaoferowano. W lipcu mija siedem lat od jego śmierci.
21.07.2017 | aktual.: 21.07.2017 12:39
- Wychowałem się na wrocławskim Brochowie, w cygańskiej dzielnicy zapomnianej przez Boga. Mama Marianna nie pracowała, zajmowała się domem. Ojciec Stanisław był kolejarzem. W domu się nie przelewało, a film to była odskocznią od szarego i biednego życia – wyznawał Dymek w jednym z wywiadów.
Janusz Nasfeter, jeden reżyserów specjalizujących się w filmach o i dla młodzieży, wypatrzył go na przesłuchaniu i, zachwycony jego naturalnością oraz bezpretensjonalnością, powierzył rolę w filmie "Abel, twój brat". Dymek przyznawał, że przyjął angaż głównie ze względu na ciężką sytuację materialną rodziny, uważał, że w ten sposób zdoła podreperować domowy budżet.
- Film jawił się jako baśniowy świat, w którym nie było ani biedy, ani głodu - dodawał.
Potem pojawiły się kolejne propozycje występów w „Wakacjach z duchami" i "Podroży za jeden uśmiech". Pracę na planie wspominał z sentymentem, zwłaszcza że poznał tam Henryka Gołębiewskiego, z którym od razu się zaprzyjaźnił.
- Z Filipem Łobodzińskim, z którym zagrałem w dwóch filmach, tylko się kolegowałem. On był z innej bajki, już wtedy znał angielski. A z Heniem bardzo się przyjaźniłem. Gdy kręciliśmy zdjęcia, zawsze spaliśmy w jednym hotelowym pokoju. Raz podarował mi nawet zagraniczną zabawkę, koparkę - opowiadał.
Krytyka była nim zachwycona; mówiono, że Dymek świetnie sprawdza się przed kamerami, zachwycano się jego dojrzałością, skromnością i talentem. Wróżono mu wielką karierę i spodziewano się, że na dłużej zagości na planie filmowym. Jednak los chciał inaczej.
Dymek przyznawał, że szkoła go nudziła, nie chciał się uczyć i był dość leniwy. Być może to właśnie sprawiło, że przestał zabiegać o role i lekką ręką odrzucił swoją szansę na lepsze życie. Gdy miał 18 lat, trafił do wojska, a spędzony tam czas wspominał jako prawdziwą gehennę. Za częste ucieczki z koszar trafił w końcu do jednostki karnej.
- W upale kazali mi biegać 40 kilometrów z ciężkim sprzętem na plecach. Chciano mnie upodlić, stłamsić, ale nikomu się to nie udało - mówił.
Już wtedy coraz częściej zaglądał do butelki, a z czasem wpadł w nałóg alkoholowy. Jego żona, nie mogąc znieść wiecznie pijanego męża, zażądała rozwodu i odeszła, zabierając ze sobą córkę Marzenę. Aktor zupełnie stracił z nimi kontakt.
Przez długi czas nikt nie wiedział, jak potoczyły się losy Dymka - plotkowano nawet, że popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę na terenie jednostki wojskowej. Dopiero w 2008 roku dziennikarz "Życia na gorąco" postanowił dowiedzieć się, jak było naprawdę, i odnalazł dawną dziecięcą gwiazdę we wrocławskim Brochowie. Okazało się, że Dymek mieszkał w ruderze, bez prądu i kanalizacji, utrzymując się z renty wynoszącej 400 zł i tego, co udało mu się zarobić na sprzedaży złomu. Czasami ktoś dał mu coś do jedzenia, w przeciwnym razie często chodził głodny.
- Znają mnie tu wszyscy, ale nie każdy wierzy, że byłem kiedyś aktorem. Niektórzy myślą, że moje nazwisko to pseudonim – wyznawał.
Stale zmagał się też z nałogiem alkoholowym - twierdził, że wpadł w uzależnienie po śmierci ukochanej matki. A kiedy wylądował na bruku, nie miał sił na walkę z chorobą.
- Miałem krnąbrną, niespokojną naturę, nigdzie nie potrafiłem zagrzać miejsca, ciągle mnie nosiło. Błąkałem się tu i tam, przez ostatnie lata spałem na klatkach schodowych i w altankach działkowych - opowiadał. - Mogłem mieć wszystko, a nie mam nic. Może byłem zbyt młody i głupi, aby to zrozumieć i docenić.
Żałował, że zawiódł swoją rodzinę - a także tego, że zerwał kontakt ze swoim dawnym przyjacielem, Gołębiewskim. Napisał do niego nawet dramatyczny list:
- Heniu, przepraszam, że nie dawałem przez lata znaku. Moje losy potoczyły się inaczej niż bym chciał. Wiem, że ty też miałeś problemy, może podobne do moich. Jeżeli mi wybaczysz, porozmawiamy o wszystkim jak starzy kumple.
Niestety, nie doczekał upragnionego spotkania - wkrótce po wysłaniu listu, 29 lipca 2010 roku, Dymek zmarł. Miał tylko 53 lata.
Gołębiewski żałował, że przyjaciel nie skontaktował się z nim wcześniej; teraz mógł jedynie przyjść i położyć kwiaty na jego grobie.