Fani dopięli swego. Na ten film czekaliśmy 3 lata
Niejeden reżyser szarpał się ze studiem i niejeden poniósł klęskę. Ale zdarzały się i zwycięstwa, choć częściej mniejsze niż większe. Aż przyszedł czas na Zacka Snydera.
Stało się. Po latach oczekiwań, domniemywań, życzeń i złorzeczeń, światu nareszcie objawi się tzw. Snyder’s Cut, czyli legendarna już wersja "Ligi Sprawiedliwości", jaką wymarzył sobie pierwotny reżyser filmu, Zack Snyder.
Choć jeszcze nikt jej nie oglądał, bo w dużej mierze istnieje ona jedynie na papierze i konieczne będą ekstensywne prace przy montażu, efektach specjalnych i muzyce - które pochłoną podobno ponad 30 mln dol. - od paru tygodni fani żyją tą niespodziewaną informacją.
Czemu niespodziewaną? Bo kinowa wersja filmu okazała się srogim rozczarowaniem i gwoździem do trumny uniwersum DC mającego konkurować z Marvelem.
Zdjęcia do "Ligi Sprawiedliwości" zostały ukończone pod koniec 2016 r. , ale studio Warner Bros., niezbyt zadowolone z dotychczasowego rozwoju projektu pod kuratelą Snydera, przez kolejne miesiące odrzucało coraz to nowe wersje filmu proponowane przez reżysera.
Ostatecznie zdecydowano się zatrudnić Jossa Whedona - reżysera dwóch części "Avengers" - aby ten przepisał scenariusz i miał oko na dokrętki. Osobista tragedia, samobójstwo córki, wykluczyła z dalszych prac Snydera i kontrolę nad filmem przejął Whedon.
I wyrzucił jakieś półtorej godziny gotowego filmu (w tym sceny z postaciami, których nie ma w wersji finalnej), po czym wytwórnia wydała fortunę na dokrętki (musząc przy tym cyfrowo usuwać wąsy Henry’ego Cavilla, który nie mógł ich zgolić na mocy innego kontraktu). Łącznie na niedoszłym przeboju Warner Bros. straciło kilkadziesiąt mln dol. Dlatego szaleństwem wydawałoby się dokładać do tego projektu raz jeszcze, prawda? Cóż, HBO uważa inaczej.
Decyzja stacji podyktowana jest, oczywiście, kwestiami komercyjnymi, a dokładniej promocyjnymi i marketingowymi, bo film na wylądować na nowej platformie streamingowej HBO Max.
A jako że od czasu kinowej premiery "Ligi Sprawiedliwości" (2017) liczny fandom zamęczał pół internetu o wypuszczenie Snyder’s Cut - mimo zapewnień, że takowa wersja nawet nie istnieje - to kampania reklamowa zorganizowała się sama.
Film ma zadebiutować w 2021 r. i może trwać nawet oszałamiające 4 godziny. Dlatego też HBO zastanawia się, czy lepiej nie wypuścić sześcioodcinkowego serialu. Tak czy siak, jedno jest pewne: Zack Snyder odniósł wymarzone i cokolwiek zaskakujące zwycięstwo. A nie każdemu było ono dane. Bynajmniej: polegli najwięksi.
David Lynch do dzisiaj uważa "Diunę" za swoją jedyną prawdziwą klęskę, bo wycięto mu z filmu przynajmniej godzinę. Choć poświęcił temu projektowi aż 3 lata ciężkiej pracy, dzisiaj nie chce o nim nawet rozmawiać.
ZOBACZ TEŻ: teaser Snyder's Cut - Wonder Woman dowiaduje się o Darkseidzie
Nie on jeden zderzył się ze ścianą. Ponoć 5 godzin miała pierwotnie trwać "Cienka czerwona linia" Terrence’a Malicka. Śmierć Johna Hughesa zapewne przekreśliła szanse, że kiedyś zobaczymy "Klub winowajców" w wersji dwu i pół godzinnej. Reżyser był bowiem w posiadaniu jedynej kopii.
Ba, Woody Allen, choć przecież jego "Annie Hall" jest filmem hołubionym, był nim rozczarowany, bo wyleciała prawie godzina materiału. Nigdy nie zobaczymy też zapewne oryginalnej wersji "Obcego 3" w reżyserii Davida Finchera.
Chociaż przykład Snydera każe przypomnieć sobie popularne powiedzonko: nigdy nie mów nigdy.