Festiwal w Gdyni: Tomasz Kot jako bóg, Anna Mucha jako ladacznica uwodząca księdza ''Pudziana''
Kim są współcześni bogowie – pyta nowe polskie kino. na zakończonym właśnie . Za najlepszych aktorów uznano Zofię Wichłacz ("Miasto 44") i Tomasza Kota ("Bogowie"), za reżysera - Władysława Pasikowskiego za film "Jack Strong".
Kim są współcześni bogowie – pyta nowe polskie kino. na zakończonym właśnie . Za najlepszych aktorów uznano Zofię Wichłacz ("Miasto 44")
i Tomasza Kota ("Bogowie"), za reżysera - Władysława Pasikowskiego za film "Jack Strong".
Bogowie i bożki polskiego kina
Bogów i bożków w nowym polskim kinie jest więcej. Bogiem jest pieniądz („Kebab i Horoskop” Grzegorza Jaroszuka mierzący się z pokłosiem niedawnego kryzysu ekonomicznego), bogiem jest wódka („Pod Mocnym Aniołem” Wojciecha Smarzowskiego, adaptacja powieści Pilcha o alkoholiku), wreszcie bogiem jest amerykańskie kino i seriale, z których polscy twórcy kopiują na potęgę.
Zwiastun filmu "Bogowie"
Jak się w Gdyni okazało, wreszcie rodzi się w naszym kraju kino gatunkowe. Chociaż czy rzeczywiście są to filmy, które daje się opatrzyć metką made in Poland? Jeśli spojrzeć na „Fotografa” Waldemara Krzystka, od razu można sobie odpowiedzieć, że nie, że to film made in Russia, z rosyjskimi aktorami i główną częścią akcji rozgrywającą się w tamtym kraju. Ale nie o miejsce akcji ani nie o kraj produkcji tu chodzi. Chodzi o pomysł i realizację, a te są już jednak żywcem przekopiowane z Ameryki. Jak w „Jezioraku”, który zamiast czerpać inspirację z „The Killing” czy „Fargo” wprost je naśladuje (co ciekawe, reżyser przeczy temu, że tak było). Nie można twórcom odmówić inscenizacyjnej sprawności (na uwagę zasługują zwłaszcza zdjęcia Łukasza Gutta, który robi nam z Warmii
polską Skandynawię, zamgloną, groźną, klimatyczną), za to zasadnie można utyskiwać nad oryginalnością tego projektu. Ćwiczenia z kalkowania zaliczone na pięć, teraz pora na własne rysowanie kamerą.
Zwiastun filmu "Kebab i horoskop"
Seksizm do lamusa, chyba że chodzi o piersi Żydówki
Między innymi z tym filmem wiąże się interesujące w nowym polskim kinie zjawisko, jakim jest powolne odchodzenie od seksizmu. Kto pamięta ubiegłoroczny „Bilet na Księżyc”, ten wie, o czym mowa. Bohaterki w „Fotografie” czy „Jezioraku” reprezentują inny typ kobiety. Są inteligentne, silne i niezależne. Błyskotliwością umysłu nie tyle dorównują mężczyznom, co raczej ich przewyższają. Nic dziwnego, że za zagranie takiej właśnie pani jury nagrodziło Elenę Babenko (drugoplanowa rola w filmie Krzystka). Seksizm zarzucono jedynie Jerzemu Stuhrowi, który w charakterystyczny dla swojej twórczości sposób przedstawił senne marzenia swojego bohatera. To w nich podryguje, kołysząc piersiami, naga Żydówka. Jak się okazuje, pozostaję jednym z nielicznych sympatyków „Obywatela” (przeczytaj ). Krytyka nie pozostawiła na nim suchej nitki, pisząc, że to minoderyjny film o Polsce jak z gazety. Mnie jednak sentymentalna wizja Stuhra o człowieku, który przegrał życie, przekonała. Ale nawet dotychczasowi fani Jerzego Stuhra, z konserwatywnego obozu, masowo się od niego odwracają, nie mogąc zrozumieć, jak twórca mógł wytknąć swoim rodakom religijną hipokryzję, a także podważać mity narosłe wokół „Solidarności”. Ale to właśnie za odwagę podjęcia trudnych tematów wyróżnili go jurorzy, przyznając mu swoją nagrodę specjalną.
Zwiastun filmu "Obywatel"
Nagrody nie robiły wrażenia za to włosy - tak
Niestety, nawet w wypadku dyskusyjnych filmów przyznane nagrody nie robiły wrażenia. Dawno gala wręczania statuetek nie była tak pozbawiona emocji. Tegoroczny konkurs był bowiem niezwykle przeciętny. W tym kontekście nie dziwi, że nagrody powędrowały do więcej niż połowy stających do rywalizacji filmów. Żadnej z nich nie dostały „Zbliżenia” Magdaleny Piekorz, których obecność w konkursie budziła niedowierzanie, ale bez statuetek wyjechały też filmy wizjonerów – Grzegorza Królikiewicza ("Sąsiady")
i Lecha Majewskiego ("Onirica - Psie Pole")
. Cóż, eksperymenty w kinie nie cieszyły się uznaniem. Z „Sąsiadów” widownia masowo
wychodziła w trakcie projekcji. Żeby utrzymać widzów na miejscach nie pomogło nawet obsadzenie Anny Muchy w roli ladacznicy, która uwodzi księdza w osobie Mariusza Pudzianowskiego.
Wywiad z Zofią Wichlacz:
Zobacz zwiastun filmu "Miasto 44":
Może więc to i lepiej, że film Urszuli Antoniak „Strefa nagości” nie stanął w konkursowe szranki, tylko poświęcono mu pokaz specjalny? To najlepszy film, jaki zobaczyłem w tym roku w Gdyni. Opowiedziany obrazami, bez dialogów, skupiający się na konfrontacji kultury Orientu i Okcydentu w sposób nieszablonowy. Antoniak, twórczyni osobna, pozostająca w filmowym świecie wielkim indywiduum, przedstawia w nim wzajemną fascynację Holenderki i Arabki. Kogo pożądają dziewczyny? Siebie czy też kreacji, jakie sobie stwarzają? Kim są dla siebie – pełnokrwistymi postaciami ze swoimi zaletami i wadami czy też tylko figurami? Antoniak prześwietla proces uwodzenia, ale nie narzuca widzowi żadnych wniosków. To my musimy sobie ten film ułożyć. Sami decydujemy, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy ta opowieść. Jest w tym filmie przepiękna scena, w której arabska dziewczyna przynosi Holenderce swoje
włosy, najcenniejszy dla jej kultury przedmiot pożądania. Nie może dać jej swojego ciała. Daje jej coś cenniejszego. Mam wrażenie, że takimi włosami był w Gdyni film Antoniak.
*Polska jak Hollywood czy jednak polskie g...?*
W reszcie zdarzały się co najwyżej pojedyncze włoski, z rzadka pukle. Jak w „Mieście 44” Jana Komasy, „filmie filmowym”, jak się w Gdyni żartowało. Po projekcji jeszcze bardziej życzę reżyserowi, żeby zekranizował „Thorgala”. Udowodnił bowiem, że jak nikt w polskim kinie radzi sobie ze scenami prawdziwie spektakularnymi. Epicki wybuch czołgu i piękne miasto obracające się z zgliszcza to wizualne majstersztyki, których nie powstydziliby się mistrzowie hollywoodzkich blockbusterów. Szkoda jedynie, że zapamiętam ten film tylko z tych scen.
Publiczność z kolei zapamięta na dłużej „Polskie gówno” Grzegorza Jankowskiego oparte na scenariuszu Tymona Tymańskiego. To właśnie ten film został uhonorowany nagrodą publiczności w sekcji Inne spojrzenie. O tym projekcie było głośno od lat. Miał być ostrym, bezkompromisowym rozliczeniem z polskim show-biznesem. „Polskie gówno” to film zwariowany, nie grający podług żadnych reguł. Nie próbujący szczerzyć się do masowego widza ani udawać wielkiej sztuki. Do jego opisania mogłyby posłużyć słowa Kazika, który śpiewał niegdyś, że "idzie tam, gdzie idzie, a nie idzie, gdzie nie idzie, idzie tam, gdzie lubi, nie idzie gdzie nie lubi". Dobrze, że mamy wśród polskich twórców takie koty, które na przekór wszystkiemu i wszystkim chadzają własnymi ścieżkami. Oby zaszli daleko. Na razie, niestety, nie udało im się dojść nawet do konkursy głównego. „Polskie gówno” pokazano w sekcji
Inne spojrzenie, mające być odpowiednikiem Canneńskiego Un Certain Regard. Razem z nim pojawiły się tu także przyjemne „Małe stłuczki” Ireneusza Grzyba i Aleksandry Gowin z najsubtelniejszą chyba w polskim kinie łóżkową sceną miłosnego trójkąta, a także „Arbiter uwagi” Jakuba Polakowskiego i „Heavy Mental” Sebastiana Buttnego.
Jak mówił Dyrektor Asrystyczy Festiwalu, Michał Oleszczyk, to sekcja dla filmów zwracających uwagę niekonwencjonalnym kształtem, które z różnych przyczyn mogłyby mieć problem z konkurowaniem w ramach głównej selekcji, ale na które pragnął zwrócić szczególną uwagę publiczności. „Inne spojrzenie” to próba pokazania, że w polskim kinie mają miejsce ciekawe procesy i eksperymenty, które za jakiś czas mogą uzyskać bardzo dojrzały i konkretny kształt. Wygląda na to, że sporo tego czasu jeszcze upłynie.
Po co nam ta Gdynia?
Czy w takim razie jest sens przyjeżdżać na festiwal do Gdyni, skoro na nowe polskie filmy częściej się psioczy niż je chwali? Warto, bo nigdzie tak jak tu się o kinie nie dyskutuje. Nie ma co udawać, że są to zawsze wielkie, kulturalne debaty. Częściej przecież rozmowy odbywają się w miejscach nieformalnych, jak słynne „Piekiełko” (klub mieszczący się w podziemiach hotelu Gdynia). To tu zacieśnia się węzy, wymienia opinie, wyraża poglądy. To tu można wysłuchać profesjonalistów z branży i ludzi, którzy z kinem nie mają zbyt wiele wspólnego. Jest płaszczyzna do rozmowy. Rozumiemy się tu. Możemy nie lubić siebie nawzajem, możemy nie lubić polskiego kina. Ale to właśnie o nim tutaj rozmawiamy, o nie się tutaj spieramy. A przecież na tym chyba zależy najbardziej twórcom, żeby ich film wywoływał dyskusje.
Pełna lista nagrodzonych podczas 39. FF w Gdyni:
Nagroda publiczności w sekcji "Inne spojrzenie:
"Polskie gówno" (reż. Grzegorz Jankowski)
Debiut reżyserski:
"Hardkor Disko" (reż. Krzysztof Skonieczny)
Konkurs Młodego Kina - nagroda główna:
"Mleczny brat" (reż. Vahram Mkhitaryan)
Debiut aktorski:
Ex aequo Jaśmina Polak - "Hardkor Disko", Sebastian Fabijański - "Jeziorak" i "Miasto 44"
Charakteryzacja:
Aneta Brzozowska i Agnieszka Hodowana - "Bogowie"
Kostiumy:
Michał Koralewski i Małgorzata Braszka - "Jack Strong"
Drugoplanowa rola kobieca:
Elena Babenko - "Fotograf"
Drugoplanowa rola męska:
Dawid Ogrodnik - "Obietnica"
Dźwięk:
Bartosz Putkiewicz - "Miasto 44"
Scenografia:
Wojciech Żogała - "Bogowie"
Montaż:
Paweł Laskowski - "Pod Mocnym Aniołem"
Efekty specjalne:
Vit Komrzy - "Miasto 44"
Platynowe Lwy:
Sylwester Chęciński
Muzyka:
Mikołaj Trzaska - "Pod Mocnym Aniołem"
Zdjęcia:
Kacper Fertacz - "Hardkor Disko"
Scenariusz:
Krzysztof Rak - "Bogowie"
Pierwszoplanowa rola męska:
Tomasz Kot - "Bogowie"
Pierwszoplanowa rola kobieca:
Zofia Wichłacz - "Miasto 44"
Reżyseria:
Władysław Pasikowski - "Jack Strong"
Nagroda specjalna jury:
"Obywatel" - Jerzy Stuhr (reżyser) i Piotr Dzięcioł (producent)
Srebrne Lwy:
"Pod Mocnym Aniołem" (reż. Wojciech Smarzowski)
Złote Lwy:
"Bogowie" (reż. Łukasz Palkowski, prod. Piotr Woźniak-Starak)
Artur Zaborski, Gdynia