'House' się chowa
"Ostry dyżur" udowadnia tezę w dzisiejszych czasach bardzo niepopularną. Że do stworzenia dobrego serialu medycznego niepotrzebne są scenariuszowe i produkcyjne wygibasy. Wyszukiwanie w podręcznikach do medycyny najrzadszych chorób, cyniczny geniusz i dochodzenia wprost z produkcji kryminalnych ("House"). Ani wielopiętrowe, niezrozumiałe przekładańce uczuciowe, w których każdy kocha się z każdym, tylko po to by za chwile móc się znienawidzić ("Chirurdzy"). Ani nawet prostackie, wulgarne i zdecydowanie szczeniackie poczucie humoru trafiające w gusta nastoletnich widzów ("Hoży doktorzy").
Prawdziwym wirtuozom telewizji wystarczy obserwacja rzeczywistości, wiarygodne postacie i świetnie napisane dialogi.
W Ameryce "Ostry dyżur" to prawdziwa instytucja. Jeden z najdłużej realizowanych seriali wszech czasów, którego popularność porównywać można do takich telewizyjnych klasyków jak "Simpsonowie" czy "Prawo i porządek" (także zresztą produkowany przez stację NBC). Realizowany przez 15 sezonów w swoich najlepszych latach (sezon 5 i 6) gromadził przed telewizorami ponad 25-milionową publiczność. Serial nie tylko wykreował George'a Clooneya na prawdziwą, hollywoodzką gwiazdę, ale i zapewnił sławę swemu pomysłodawcy, zmarłemu niedawno pisarzowi Michaelowi Crichtonowi. Zresztą to nie jedyne wielkie nazwiska zaangażowane w ten projekt.
W trakcie 15 lat produkcji na planie serialu pojawiły się takie dziś gwiazdy jak Ewan McGregor, Kirsten Dunst, Don Cheadle, Susan Sarandon czy Louis Gosset Junior. Za kamerą stanął swego czasu (przedostatni odcinek 1 sezonu) nawet sam Quentin Tarantino.
To, jak wielki sukces odniósł "Ostry dyżur" dobrze obrazuje fakt, że serial ten jest produkcją najczęściej nominową do prestiżowej nagrody Emmy w historii tego wyróżnienia (124 nominacje, 22 nagrody). Nic więc dziwnego, że kiedy twórcy ogłosili, że nadchodzi koniec, słupki oglądalności znów skoczyły w górę. Po prostu niemal każdy amerykański telemaniak, obojętne czy był fanem serialu czy nie, chciał się przekonać, jak skończy się opowieść, która zrewolucjonizowała gatunek serialu medycznego. Na plan postanowił nawet wrócić George Clooney, by po raz ostatni oddać hołd produkcji, której wszystko zawdzięcza.
Skąd ta popularność? Siłą "Ostrego dyżuru" jest nie tylko doskonały scenariusz i pełnokrwiste postacie, ale i poczucie autentyczności towarzyszące oglądaniu. Geniusz Michaela Crichtona polegał na odkryciu, iż prawdziwy szpital jest już wystarczająco dramatyczną scenerią. Nie potrzeba mu więc dodatkowych atrakcji, eksperymentów czy skomplikowanych romansów. Wystarczą prawdziwi lekarze i ich prawdziwa praca.
Bo czy istnieje coś bardziej dramatycznego, niż pacjenci czekający w izbie przyjęć, zwożone na ostry dyżur ofiary wypadków i ratujący życia przemęczeni lekarze niemający czasu dla własnych rodzin? Niemal każda kreacja aktorska jest tu, jak na standardy telewizji, wybitna. Prym wiedzie oczywiście George Clooney, ale nie gorzej radzili sobie Anthony Edwards (Mark Geene), Eriq La Salle (Peter Benton), Noah Wyle (John Carter, chyba najciekawsza postać w "Ostrym dyżurze") i Julianna Margulies (siostra Hathaway, która początkowo miała umrzeć w pierwszych odcinkach, jednak jej postać za bardzo polubili telewidzowie).
Serial do tej pory zachwyca także tempem realizacji. Wpadający w ucho, łatwo rozpoznawalny motyw przewodni; bardzo charakterystyczna (i wielokrotnie cytowana) maniera z jaką kręcone są akcje ratunkowe (często dwie albo i trzy na raz); długie jazdy kamery podążające za bohaterem tak długo, jak trwa dialog, by po jego zakończeniu przeskoczyć do innej postaci - to zagrania, bez których dzisiejsze seriale nie potrafią się obyć, niewielu jednak pamięta, że to twórcy "Ostrego dyżuru" tak je wypromowali.
Mając to wszystko w pamięci, trudno zrozumieć skomplikowane losy "Ostrego dyżuru" w polskich telewizjach. Dzieło Michaela Crichtona gościło na antenie Polsatu i TVN-u, jednak obie stacje, z niezrozumiałych przyczyn, kończyły emisję na 8 sezonie. Najprawdopodobniej układającym ramówki decydentom do głowy nie przyszło, że po śmierci jednego z głównych bohaterów serial może toczyć się dalej. Na kilka lat tytuł zniknął więc z naszej telewizji. Wiele lat później swoją pomyłkę odkryli pracownicy Polsatu i zakupiono prawa do kolejnych sezonów. Popełniono jednak błąd i pominięto sezon 9, który ostatecznie nigdy do nas nie trafił (po 8 wyemitowano 10).
Dlatego jeżeli ktoś chce obejrzeć cały serial najlepiej sięgnąć po wydania DVD.