''Jack Strong'': Tylko u nas! Dagmara Domińczyk opowiada o swoim najnowszym filmie, a także o miłości do męża i Polski
Prace na planie zdjęciowym najnowszego filmu Władysława Pasikowskiego, "Jack Strong", dobiegł końca.
Reżyser kontrowersyjnego Pokłosia czy kultowych Psów tym razem opowiada historię pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, który w trakcie zimnej wojny podejmuje współpracę z CIA przeciwko Sowietom. W czasie realizacji filmu Wirtualna Polska miała okazję porozmawiać z jedną z najciekawszych aktorek biorących udział w tym projekcie. Dagmara Domińczyk, amerykańska aktorka pochodząca z Polski, od 30 lat mieszka w USA. Dzięki filmowi Jack Strong po raz pierwszy ma okazję zagrać w rodzimej produkcji.
Na ekranie widzowie będą podziwiać również jej męża, znanego hollywoodzkiego aktora, Patricka Wilsona. Gwiazdor, który od lat zakochany jest w Polsce, a z Dagmarą Domińczyk ma dwójkę dzieci, znany jest z takich hitów jak Prometeusz, Watchmen. Strażnicy czy Drużyna A. Para jest razem w życiu i na planie. Dagmara Domińczyk zanim poświęciła większość swojego czasu rodzinie, była rozchwytywaną hollywoodzką aktorką. Polscy widzowie z pewnością pamiętają ją z filmu Hrabia Monte Christo (2002), gdzie zagrała u boku Jima Caviezela.
Teraz 37-letnia kielczanka powraca na ekrany w towarzystwie największych gwiazd polskiego i amerykańskiego kina.
W rozmowie z Katarzyną Kasperską Domińczyk opowiada o miłości, Marcinie Dorocińskim, języku polskim, patriotyzmie i o swojej debiutanckiej powieści, która rozlicza się z własną przeszłością.
Katarzyna Kasperska: Chociaż od lat mieszkasz w Stanach Zjednoczonych, doskonale mówisz po polsku. W filmie Jack Strong grasz Amerykankę, która pomaga agentowi CIA. W tę rolę wcielił się twój mąż - Patrick Wilson. Niestety, jak na ironię wszystkie twoje kwestie w tym filmie są w języku angielskim.
Dagmara Domińczyk: Zdecydowana większość. Dzisiaj nagrywałam scenę z Marcinem Dorocińskim i po raz pierwszy w filmie mówiłam po polsku. Miałam powiedzieć: „Co się stało?”, ale oczywiście z silnym amerykańskim akcentem. Teraz trochę obawiam się, że ludzie, którzy mnie nie znają pomyślą, że ja tak zawsze mówię, z taką wyraźną naleciałością języka angielskiego.
Coś w tym jest, ponieważ często zarzuca się Polakom mieszkającym w USA, że bardzo szybko zapominają ojczystego języka. Wręcz na siłę spolszczają amerykańskie słowa w rozmowie, np. „Jedźmy highwayem” albo „Lecieliśmy planem”.
Przyleciałam do Stanów jak miałam sześć lat. Teraz mam 37 lat i zdecydowanie można powiedzieć, że wychowałam się w USA. Ale zawsze przykładałam ogromną wagę do języka polskiego. Oczywiście czasami brakuje mi jakiegoś słowa, co jest normalne, ale staram się w rozmowie nie mieszać dwóch języków, jak to robią niektórzy. Wiąże się to z dużym szacunkiem jaki mam do moich rodziców - w domu mówiliśmy tylko po polsku, to było dla nich bardzo ważne. Każde wakacje, odkąd skończyłam 12 lat, spędzałam u mojej babci w Kielcach. To również pomogło mi w zachowaniu płynności. Teraz ja do moich dzieci mówię po polsku. Staram się co roku z moimi chłopcami odwiedzać Polskę, żeby wiedzieli jakie są moje oraz ich korzenie.
Czyli twoi synowie mówią dobrze po polsku?
Tak. Niestety mój siedmioletni syn zaczyna się teraz trochę buntować. Bracia między sobą mówią wyłącznie po angielsku, tak samo jak ja z moimi siostrami. Mimo iż codziennie staram się mieć z nimi tzw. „polskie lekcje”, nie zawsze jest to takie proste. Niemniej kiedy mój starszy syn przyjeżdża do prababci od razu przeskakuje na język polski. W takich momentach widzę, że on sam jest bardzo dumny z tej cząstki polskości, którą w sobie posiada. Dlatego uważam i stawiam to sobie za cel, żeby pielęgnować nasz język. Niestety nie zawsze się udaje. Chłopcy nie dają za wygraną (śmiech). Ale warto próbować...
Opowiadałaś, że planujesz swojego najstarszego syna wysłać do polskiej szkoły w Stanach.
Tak... Jakie to jest dla niego straszne (śmiech). Nie jestem pewna czy problemem jest to, że jest to polska szkoła, czy ogólnie, że są to zajęcia pozalekcyjne w sobotę rano. Bardzo to przeżywa i nie chce w tym uczestniczyć. Obiecuje, że będzie posłusznie uczył się w domu. Nic dziwnego, że tak reaguje, skoro kiedyś nauka w weekendy była za karę. Ja także jak dorastałam chodziłam do polskiej szkoły i nie znosiłam wstawać tak rano w sobotę na zajęcia. Dzisiaj bardzo się z tego cieszę. Warto było.
Świetnie mówisz po polsku, jesteś dwujęzyczną aktorką, a Jack Strong to twój pierwszy polski film. Czy nikt wcześniej nie proponował ci roli w naszym kraju, czy też nie było dobrych scenariuszy?
To chyba wynika z tego, że nie mam w Polsce agenta. Kontakt zawodowy ze mną jest przez to utrudniony.
Myślisz, że po premierze Jacka Stronga to się zmieni i polscy reżyserzy zwrócą na ciebie uwagę?
Nie jestem przekonana, ponieważ gram Amerykankę. Nadal mogę być utożsamiana z zagraniczną aktorką. Ale na planie Jacka Stronga poznałam tylu fantastycznych ludzi - zaczynając od reżysera Władysława Pasikowskiego oraz Marcina Dorocińskiego, który moim zdaniem jest wspaniałym człowiekiem i aktorem...
Opowiedz, jak wyglądała wasza współpraca z Dorocińskim na planie? Czy Patrick Wilson i Marcin Dorociński szybko złapali wspólny język?
Oj tak! Nieustannie ich porównuję, są to dwie bardzo podobne osobowości. Moją identyczne podejście do pracy, którą oczywiście kochają, ale na pierwszym miejscu, zarówno u jednego i u drugiego jest rodzina. To jest dla nich najważniejsze. Mają takie same priorytety. Obydwaj są bardzo męscy, taki typ macho, ale z drugiej strony są też bardzo czuli i rozbrajający. Widać po Marcinie, że jest bardzo uczuciowy i wrażliwy, tak samo zresztą jak Patrick. No i tak powinno być. Moim zdaniem najlepsi aktorzy, to tacy którzy mocno trzymają się normalnego życia, jeżeli można to tak ująć. Marcin od nikogo nie izoluje się na planie, mimo iż jest gwiazdą w Polsce. Z każdym się wita, wchodzi do busika, robi sobie herbatę, utrzymuje kontakt i ma szacunek do wszystkich. Nie chowa się przed ludźmi, przed rzeczywistością, przed normalnym życiem. Mój mąż jest dokładnie taki sam. Wydaje mi się, że właśnie takie podejście do otoczenia sprawia, że są tak dobrymi aktorami. Kontakt z ludźmi pozwala im na większą empatię i
naturalność. Nie tworzy się wtedy tzw. "hollywoodzki świat" pełen barier, tylko normalny - dla ludzi i z ludźmi, trzymając się blisko ziemi, a nie fruwając w obłokach własnej sławy.
W filmie Jack Strong mówisz prawie cały czas po angielsku, natomiast twój mąż, Patrick Wilson, ma dużo polskich kwestii. Jak mu poszło?
Tak, ma. To było dla niego trochę przerażające, ponieważ granie w obcym języku jest bardzo trudne. Szczególnie, że polski nie jest łatwym językiem. Ale on już żyje z tym osiem lat, no może siedem, ponieważ jak nasz pierwszy syn się urodził, to w domu mówiłam tylko po polsku. Patrick ma świetny akcent. Zresztą to ja czuwałam nad jego polskimi kwestiami przy Jacku Strongu. Z drugiej też strony jego dobry ale nieperfekcyjny polski idealnie pasował do odgrywanej przez niego postaci. W końcu David Forden, agent CIA, musiał opanować polski w kilka miesięcy, żeby móc porozumieć się z pułkownikiem Kuklińskim i też nie mówił płynnie. Patrick był bardzo spięty i zestresowany, nigdy nie widziałam go takiego na planie. Ale w trakcie zdjęć bardzo szybko dogadali się z Marcinem Dorocińskim i stworzyli wspaniały filmowy duet.
Czy to prawda, że najpierw ty otrzymałaś rolę w filmie Jack Strong i dopiero później namówiłaś swojego męża do udziału w tym projekcie?
Tak, to byłam ja (śmiech). Kiedy tylko otrzymałam scenariusz, powiedziałam Patrickowi, że musi się tym zainteresować.
Można powiedzieć, że to ty wprowadziłaś męża na filmowy rynek w Polsce.
(Śmiech) Wiesz, bo moja rola jest ważna, ale mała. Tak bardzo chciałam uczestniczyć w tym projekcie od początku do końca, że postanowiłam zaangażować męża (śmiech). Dodatkowo na planie „Jacka...” starałam się być jego trenerką od języka. Podsłuchiwałam, jak wypowiada swoje kwestie w języku polskim do Marcina i później dawałam mu wskazówki albo uczyliśmy się ich razem. Byłam ostra (śmiech). To był dla nas fantastyczny czas, w zasadzie taki drugi miesiąc miodowy. Razem w Polsce, bez dzieci, spacerowaliśmy za rękę... I co ciekawe, Jack Strong to nasz pierwszy wspólny film. Nigdy wcześniej nie pracowaliśmy razem.
Jak zaczęła się wasza miłość? Podobno poznaliście się na studiach, ale dopiero później, po ukończeniu szkoły, zakochaliście się w sobie?
Tak, zakochaliśmy się w sobie ok. 10 lat po studiach. On zdał szkołę w 1994 roku, a ja cztery lata później. Pierwszy raz go zobaczyłam, jak byłam na pierwszym roku studiów, a on na ostatnim. Podobał mi się, ale nie aż tak (śmiech). Ja miałam chłopaka, on miał dziewczynę. Pamiętam, jak oglądałam go w szkolnej inscenizacji „Kabaretu” i wtedy pomyślałam, że jest świetny, ale później szybko o tym zapomniałam. Dopiero 10 lat później, na zjeździe absolwentów od razu nas trafiła strzała amora, jak tylko się zobaczyliśmy. Patrick do tej pory opowiada wszystkim, że czekał aż 10 lat, żeby mnie zaprosić na kolację.
Czy Patrick mówi w waszym domu po polsku?
Nie za bardzo, ale za to wszystko rozumie. Jak rozmawiam z chłopcami, to widzę, że Patrick doskonale wie co mówię. Czasami jest też zabawnie, bo jak przyjeżdżamy do Kielc, to moja babcia siada z Patrickiem i cały czas nawija mu po polsku, a Patrick odpowiada „Dobrze babciu, dobrze babciu” (śmiech). Jednak wiem, że mój mąż mówi o wiele lepiej po polsku niż nam się wszystkim wydaje. Najczęściej przekonuję się o tym w Polsce, kiedy wysyłam go przykładowo do warzywniaka (śmiech).
Oglądasz polskie filmy, jak jesteś u siebie w Nowym Jorku. Śledzisz naszą kinematografię? Masz może swoich ulubionych aktorów lub reżyserów z Polski?
Chciałabym, ale polskie filmy nie trafiają do naszych kin. O wiele więcej jest ich na DVD w Stanach. Mam co prawda polską telewizję, ale to głównie moja mama ogląda seriale (śmiech). Z tego, co znam, to bardzo podoba mi się gra Piotra Adamczyka i Michała Żebrowskiego. Oczywiście Marcin Dorociński jest super (śmiech). Ostatnio poznałam też Magdalenę Różczkę - bardzo sympatyczna osoba. I to w zasadzie tyle.
Przyjedziesz razem z Patrickiem na premierę Jacka Stronga do Polski?
Oczywiście, na pewno będziemy. Znowu będzie okazja na randkę z mężem bez dzieci (śmiech).
Przed urodzeniem dzieci twoja kariera znakomicie się rozwijała. Później zrobiłaś sobie przerwę. Teraz wracasz na duży ekran. W najbliższym czasie aż trzy filmy z twoim udziałem będą miały premierę w Stanach - Phantom, gdzie grasz u boku Davida Duchovny’ego, The Letter z Winoną Ryder i Jamesem Franco oraz The Immigrant z Marion Cotiliard w roli głównej.
Tak, najbardziej nie mogę się doczekać The Immigrant. Tam gram taką ostrą, waleczną Rosjankę. Wspaniale mi się pracowało na planie tego obrazu. Marion Cotiliard w tej produkcji gra Polkę. Muszę jej przyznać, że świetnie sobie poradziła z językiem polskim. Do niej również przychodziła codziennie na plan pani od akcentu. Bardzo jestem dumna z tego filmu. Jeszcze go nie widziałam, ale coś czuję, że to będzie coś wielkiego.
Oprócz powrotu na plan filmowy, wydałaś w tym roku książkę.
Tak, książka nosi tytuł „Kołysanka polskich dziewczyn” i jest o trzech najbliższych przyjaciółkach. Opowiada o ich okresie dorastania i kształtowania się osobowości. Jedna z postaci jest oparta na moich doświadczeniach. To jest bardzo osobista książka. Jak już mówiłam, wakacje spędzałam w Polsce i miałam tutaj dużo przyjaciółek. W wieku 25 lat jednej z nich przytrafiła się tragedia. Pamiętam, jak nie mogłam tego zrozumieć, że ja tutaj w Hollywood kręcę filmy, a mojej przyjaciółce dzieje się coś takiego. Moja książka po części opowiada o tym, co wtedy przeżyłyśmy. Cała historia natchniona jest moimi wspomnieniami i uczuciami z tamtego okresu, niemniej należy pamiętać, że wydarzenia przedstawione w książce są fikcją.
Czy „Kołysanka polskich dziewczyn” ukaże się w Polsce?
Tak, jest już wykupiona. Wyda ją wydawnictwo Sonia Draga i na wiosnę 2014 roku już będzie.
Często podkreślasz w wywiadach, że jesteś bardzo dumna z tego, że jesteś Polką. Czy ten silny, niezmienny patriotyzm zaszczepił w was ojciec?
Wiesz, był taki moment, że byłam bardzo zakochana w tej "mojej Polsce". Nie mogłam się doczekać wakacji, żeby tu przyjechać. W Polsce, u babci zawsze czułam się wyjątkowo, wszyscy czekali na mój przyjazd i świętowali, kiedy już dotarłam. W Stanach czułam się gorzej, taka niezauważalna, nie z bogatej rodziny, nijaka. Uczyłam się wtedy języka, moja mama sprzątała domy, a w Polsce byłam wręcz wyczekiwana i upragniona. To jest ważne, dla kogoś, kto ma 13-14 lat i przechodzi okres dojrzewania. Później to się unormowało, ale wciąż kocham tu wracać.
A Patrick lubi Polskę? Lubi z tobą tu przyjeżdżać?
Bardzo lubi. Polacy jak mają dobry dzień, to są dowcipni, ciepli i bardzo gościnni (śmiech). Każdy jest szczery... Uwielbiam to!
Zobacz także: Filmy o miłości