Jerzy Nowak: Pogłoski o jego chorobie szybko się rozniosły
26.03.2015 | aktual.: 24.01.2017 06:45
Nagradzany, uwielbiany, ale jednak zawsze niedoceniany – to właśnie dlatego Jerzego Nowaka często określano mistrzem drugiego planu. Aktor, urodzony 20 czerwca 1923 roku, zarówno w teatrze, jak i w filmie często spychany był na margines.
Nagradzany, uwielbiany, ale jednak zawsze niedoceniany – to właśnie dlatego Jerzego Nowaka często określano mistrzem drugiego planu. Aktor, urodzony 20 czerwca 1923 roku, zarówno w teatrze, jak i w filmie często spychany był na margines.
Prawdziwego talentu nie da się jednak ukryć. Niemal każda jego rola, nawet niewielka, była niekwestionowanym majstersztykiem, doskonałą, dopracowaną kreacją, w którą artysta wkładał całe swoje serce.
- Jestem aktorem, istnieję, gdy gram - mówił o sobie Nowak, podsumowując swoją trwającą kilkadziesiąt lat karierę.
Odszedł 26 marca 2013 roku, na kilka miesięcy przed swoimi 70. urodzinami.
Aktorstwo było ucieczką
Żył w czasach burzliwych - podczas wojny walczył w partyzanckim oddziale, potem buntował się przeciwko powojennej rzeczywistości. PRL-u nie znosił z całego serca.
- Była to najbardziej obrzydliwa epoka, w której przyszło mi żyć. Niemcy zabijali i torturowali ludzi, ale nie zabijali duszy. Komuniści w powojennej Polsce zabijali duszę - mówił w Tygodniku Powszechnym.
Aktorstwo miało więc stanowić dla niego pewną formę ucieczki od ciężkiej sytuacji politycznej i społecznej.
''Wszystko w moim życiu wspominam dobrze''
Mimo wielu trudnych i przykrych doświadczeń, Nowak uchodził jednak za człowieka o nieprzeciętnym poczuciu humoru,zawsze szukał w życiu jasnych stron.
- Ja jestem i melancholik, i humorysta, a przede wszystkim homo ludens - opowiadał w Dzienniku Polskim.
- Wyłączywszy tragedie, wszystko w moim życiu wspominam dobrze. Nawet niemiecką okupację - dodawał w Tygodniku Powszechnym.
Mistrz drugiego planu
Zadebiutował w 1946 roku. Był wówczas jeszcze uczniem krakowskiej szkoły teatralnej. Dziewięć lat później trafił na ekran, pojawiając się w "Podhalu w ogniu".
Od tamtej pory grywał często, choć nie wiedzieć czemu, powierzano mu role niewielkie, zazwyczaj drugoplanowe. Grał jednak do ostatnich chwil, pojawiając się w wielu najważniejszych polskich produkcjach.
W jego nowszej filmografii znalazły się "Quo vadis", "Zemsta", "Wiedźmin", "Dzieci Ireny Sendlerowej" i "Obława".
''Nie akceptuję tego''
Z biegiem lat otrzymywał coraz mniej propozycji. Sam też wiele odrzucił, bo nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzała sztuka teatralna i filmowa.
- Obecnie większość rozmów, np. z filmem, wygląda tak: Tylko Panie Jerzy, my mamy bardzo niski budżet... Rozumiem, dziękuję. Za darmo to mogę zagrać raz na rok - irytował się kilka lat temu w Dzienniku Polskim.
- W tej chwili teatr znajduje się na niebezpiecznym i nieprzyjemnym zakręcie. Ta biologia, obscena, brutalność... Nie żeby mnie to gorszyło, bo mnie już nic nie jest w stanie zgorszyć, ale nie akceptuję tego. Teatr, do którego wstępowałem, to był wspaniały świat. Wtedy liczyły się przede wszystkim wielkie kreacje aktorskie. Dziś już takie zdarzają się rzadko. Teraz kładzie się akcent na inscenizację i filozofię, która ma się do teatru nijak. To zaczyna górować i osłabiać środki aktorskiego wyrazu - dodawał w Życiu Warszawy.
''Nie cierpiał brutalności tych czasów''
Jego mocny charakter, ogromny talent i żelazne zasady zaskarbiły mu sympatię znajomych z teatru.
- Zapamiętam Jerzego jako wspaniałego człowieka, bo chyba to jest najważniejsze, niezwykle utalentowanego aktora, człowieka pełnego ciepła, szacunku dla sceny i dla kolegów. Jako uczciwego artystę, który nie uznawał chałturzenia, ani żadnej formy nieuczciwości w stosunku do pracy, ponieważ był niezwykle zaangażowany w swój zawód. Nie cierpiał brutalnego zachowania i brutalności tych czasów - wspominała w Gazecie Wyborczej Anna Polony.
''Najważniejsze jest istnieć i zostawić ślad''
W 2005 roku Nowak zszokował publiczność, oznajmiając, że kręci właśnie film o swojej śmierci.
Poinformował, że jest śmiertelnie chory, a swoje ciało zapisał Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dwa lata później światło dzienne ujrzał dokument "Istnienie". Zdementowano plotki o chorobie aktora - okazało się, że wszystko było jedynie kreacją aktorską.
- Z Jerzym Nowakiem odbyłem podróż, po której, mam nadzieję, mniej lękam się śmierci. On nie bał się wcale, może tylko nie chciał znać jej daty, bo to byłoby nieznośne. Często mówił mi, że jego ciało po śmierci nic nie znaczy, jest tylko truchłem, bez duszy jest niczym. Najważniejsze jest istnieć i zostawić ślad. Nowak na pewno zostawił - mówił Gazecie Wyborczej reżyser Marcin Koszałka.
''Bardzo niechętnie będę umierał''
- Przyjmuję śmierć jako coś naturalnego. Z pewnością im bliżej tego momentu, to ta perspektywa robi się coraz bardziej konkretna, namacalna, jednakże stosunek do śmierci mam chyba całkiem zwyczajny, bo niechętny - zwierzał się Gazecie Krakowskiej Nowak.
- Bardzo niechętnie będę umierał - dodawał w Dzienniku Zachodnim. (sm/gk)