Joanna Kurowska i Grzegorz: byli jak ogień i woda
Byli jak ogień i woda; pozornie zupełnie do siebie nie pasowali i znajomi sądzili, że ten związek nie przetrwa próby czasu. Oni jednak, jakby na przekór, spędzili ze sobą prawie dwadzieścia szczęśliwych lat.
Dla Joanny Kurowskiej, zawsze uśmiechniętej, charyzmatycznej, pełnej energii gwiazdy Grzegorz Świątkiewicz był prawdziwą opoką. Spokojny, wyrozumiały, wspierał jej zawodowe ambicje i motywował do pracy.
Niestety, z czasem w ich związku pojawił się zgrzyt. Świątkiewicz zaczął chorować i tracił chęci do życia. Mimo wielu terapii i prób walki o zdrowie, okazało się, że w jego przypadku ta choroba jest nieuleczalna. Gdy odszedł, Kurowskiej zawalił się cały świat.
Prezent na urodziny
Poznali się przez przypadek – dzięki wspólnej znajomej, Agacie Młynarskiej. Dziennikarka namówiła Kurowską, by wraz z nią poszła na imprezę do Świątkiewicza.
- Agata zmusiła mnie do wyjścia na jego urodziny, na co zupełnie nie miałam ochoty, byłam nieumalowana, nieuczesana... - wspominała Kurowska.
Wreszcie jednak uległa namowom przyjaciółki.
- Pamiętam ten dzień! Powiedziałam do niego: „Przyprowadzam ci kobietę twojego życia” - śmiała się Młynarska w Gali. - A pikanterii dodaje fakt, że na tamtą imprezę Joanna przyszła ze swoim poprzednim narzeczonym…
*Zobacz także: Joanna Kurowska: lansowanie sę jest mi obce *
Mężczyzna z przeszłością
Kiedy Kurowska i Świątkiewicz spojrzeli sobie w oczy, wiedzieli, że ta znajomość przerodzi się w coś więcej.
Ale początki nie były łatwe. On był wówczas świeżo po rozstaniu z żoną, Katarzyną Dowbor (oboje na zdjęciu), która zostawiła go dla Jerzego Baczyńskiego, redaktora „Polityki”.
- Straciłem zaufanie do kobiet. Nie wiem, czy znajdzie się taka, która je odbuduje – mówił po rozwodzie Świątkiewicz.
Wreszcie jednak uległ urokowi Kurowskiej.
Kobieta po przejściach
Ona sama zresztą wyznawała, że wchodząc w ten związek miała wiele obaw. Wiele razy złamano jej serce i nie chciała, by ta sytuacja znowu się powtórzyła. W dodatku pamiętała zasłyszaną od wróżki przepowiednię, że pisana jest jej samotność.
Nie kryła jednak, że strasznie ją do Świątkiewicza ciągnęło. - Grześ bardzo mi przypominał Bogumiła Niechcica z "Nocy i dni", mojego ulubionego bohatera literackiego. Był prawy, moralny i dobry – mówiła. Pobrali się w 1997 roku.
Zapowiedź tragedii
Kurowska i Świątkiewicz, mimo skrajnych różnic charakterów, dogadywali się doskonale. - Mąż skutecznie studził moje emocje. Jednocześnie liczył się z moim zdaniem, podkreślając, że nie jest ze mną dla moich zielonych oczu, ale życiowej mądrości –mówiła aktorka.
Niedługo po ślubie na świat przyszła ich córka Zosia. Świątkiewicz nie posiadał się ze szczęścia. Podczas porodu zemdlał, co przez jakiś czas było chętnie powtarzanym rodzinnym żartem. Później jednak nie było im już do śmiechu. Okazało się bowiem, że to pierwszy objaw niszczącej go choroby – głębokiej depresji.
"Nie byłam w stanie mu pomóc"
Kurowska wspierała męża, jak tylko mogła, żyła też w nieustannym lęku o jego zdrowie. Świątkiewicz z dnia na dzień tracił siły, terapie nie skutkowały, a leki pomagały tylko chwilowo. 22 września 2014 roku policja znalazła zwłoki Świątkiewicza na jego posesji pod Piasecznem.
- Najprawdopodobniej mamy do czynienia z samobójstwem, ale nasza prokuratura będzie prowadziła śledztwo, by ustalić, czy nie był do śmierci przez nikogo namawiany - mówiła wówczas Jolanta Wrońska, szefowa prokuratury w Piasecznie.
I choć media podchwyciły wersję o samobójstwie, Kurowska zapewniała, że jej mąż wcale nie odebrał sobie życia. - Zmarł po ciężkiej i długotrwałej chorobie, z którą walczył przez ostatnie lata – wyznawała w "Fakcie".
- Nie byłam w stanie mu pomóc. On był nieuleczalnie chory – dodawała.
Przepłakane noce
Po śmierci ukochanego małżonka wpadła w depresję.
- Przez dwa miesiące nie wychodziłam z domu. Po śmierci mojego męża byłam w ciężkiej depresji. Przez te dwa miesiące nie kontaktowałam się ze światem – mówiła w "Super Expressie", dodając, że chorobę udało się jej pokonać dzięki wsparciu córki i przyjaciół.
Choć od tego dramatycznego wydarzenia minęły już dwa lata, Kurowska wciąż często płacze i nie ukrywa, że doskwiera jej samotność. Obecnie próbuje sobie ułożyć życie na nowo. Stara się jak najwięcej pracować, choć narzeka, że nie ma interesujących propozycji dla kobiet w jej wieku. - Nastały okrutne czasy dla aktorek, które w wieku lat trzydziestu muszą już grać na przykład matki – twierdzi.