"Kac Wawa". Największy "sukces" nowego szefa PISF

"Kac Wawa". Największy "sukces" nowego szefa PISF
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Wybór Radosława Śmigulskiego na szefa PiSF spotkał się z falą krytyki ze strony środowiska filmowego. Na czele najważniejszej instytucji filmowej w naszym kraju stanął człowiek, który w branży jest znany głównie z tego, że szefował firmie odpowiedzialnej za powstanie filmu "Kac Wawa". Przypominamy emocje, jakie towarzyszyły premierze najgorszej polskiej produkcji.

1 / 7

Wpadka, która będzie się za nim ciągnęła

Obraz
© East News

Śmigulski szefował przez rok Syrenie Films, która była koproducentem wielu znakomitych filmów, m.in. "Rewersu" i "Matki Teresy od kotów". Niestety, nie były to jego sukcesy, ponieważ w czasie jego kadencji firma wyprodukowała tylko "Kac Wawa", film o którym wszyscy chcieliby już zapomnieć.

2 / 7

Made in Poland

Obraz
© Materiały prasowe

"Kac Wawa" miał być polską odpowiedzią na popularną serię "Kac Vegas". Niestety obraz wyprodukowany w 2012 r. przez Jacka Samojłowicza uosabiał wszystko to, co najgorsze w kinie. Niespójny scenariusz, wymuszone dialogi, fatalną grę aktorską. Można by tak wymieniać bez końca. Nic dziwnego, że w 2013 r. film zdobył aż 7 statuetek "Węży", nagród będących odpowiednikiem amerykańskich "Złotych Malin".

3 / 7

Wreszcie byliśmy w czymś "najlepsi"

Obraz
© Materiały prasowe

Film zyskał również zainteresowanie światowych mediów. Anglojęzyczny serwis Stereoscopynews.com ogłosił, że w plebiscycie na najgorszy film zrealizowany w technologii 3D pierwsze miejsce zajęła komedia "Kac Wawa" w reżyserii Łukasza Karwowskiego.

- Złe filmy są tak stare jak przemysł filmowy. Fani filmów w 3D widzieli już dużo kiepskich filmów... Ale nie można mieć wątpliwości odnośnie najgorszego filmu świata w 3D - napisali autorzy zestawienia.

4 / 7

Miażdżąca krytyka

Obraz
© ONS.pl

Samojłowicz musiał się również zderzyć z ostrą krytyką polskich dziennikarzy. Tomasz Raczek nazwał film "nowotworem złośliwym" i zarzucił twórcom brak szacunku dla polskich widzów.

- Muszę przyznać, że dawno już nie pamiętam abym w kinie był tak głęboko zażenowany. To nie jest po prostu zły film. Ten film jest jak choroba, jak nowotwór złośliwy: zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów.(...) Szczerze i nieodwołalnie odradzam pójście na Kac WAWA do kina. Ten film powinien ponieść klęskę frekwencyjną - może to nauczyłoby czegoś producentów. WSTYD! – (pisownia oryginalna – przyp. red.) – napisał Raczek na Facebooku.

5 / 7

Bezprecedensowa sytuacja

Obraz
© ONS.pl

Słowa Raczka okazały się prorocze. "Kac Wawa" został wycofany z kin zaledwie po trzech tygodniach od daty premiery. Powód? Fatalna frekwencja. Jednak największe kuriozum, pomijając samo powstanie filmu, miało dopiero nadejść. Samojłowicz zagroził krytykowi złożeniem pozwu, oskarżając go o przekroczenie uprawnień dziennikarskich i narażenie produkcji na straty finansowe.

- Nie godzę się na nawoływanie do niechodzenia do kina. Widz sam powinien stwierdzić, czy film mu się podoba, czy nie. Tomasz Raczek uprawiał pielgrzymkę z telewizji śniadaniowej do telewizji śniadaniowej i był wyraźnie zaangażowany w krytykę mojego filmu. Uważam, że to nie przypadek. Nie rozumiem, jak można w programach porannych poruszać tematy dla dorosłych. Skoro film jest nijaki, to dlaczego poświęca mu się tyle uwagi? - mówił Samojłowicz w jednym z wywiadów.

6 / 7

"Cycki w trzy de"

Obraz
© Filmpolski.pl

Jednak głosów krytyki było znacznie więcej. Nawet sam reżyser nie traktował filmu poważnie.

Dziennikarz filmowy Łukasz Muszyński stwierdził, że w wywiadzie dla radiowej Czwórki Łukasz Karwowski ujawnił, że zrobił "Kac Wawę" po to, by zobaczyć, jak się "cycki trzęsą w trzy de"

- Proponowałbym, by następnym razem znalazł bardziej racjonalne powody dla nakręcenia filmu. Widzowie zaoszczędzą przynajmniej kilkadziesiąt złotych na biletach, a reżyser nie naje się wstydu z powodu celuloidowego bełta puszczonego na kinowy ekran - napisał krytyk.

7 / 7

Poważna deklaracja

Obraz
© East News

Kilka dni przed ogłoszeniem nowego szefa PiSF Śmigulski udzielił wywiadu Polskiemu Radiu. Kiedy dziennikarz spytał go o "Kac Wawa", był wyraźnie zmieszany i nie chciał być kojarzony z filmem, którego był koproducetem. Z lekką ironią przyznał również, że nie chce odbierać sukcesu głównemu producentowi.

- Cały wkład artystyczny w produkcję i realizację tego filmu wniósł znany producent Jacek Samojłowicz i nie chciałbym mu odbierać tego sukcesu, w cudzysłowie oczywiście - powiedział Śmiguslki.

Jednocześnie dodał, że jako szef PiSF nigdy nie przeznaczy złotówki na produkcję podobnych filmów.

- Podkreślam, to jest Instytut Sztuki filmowej, a nie filmu komercyjnego - zadeklarował.

Pozostaje nam wierzyć i mieć nadzieję, że za kilka miesięcy nie będziemy musieli rozliczać go z deklaracji bez pokrycia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (32)