"Kong: Wyspa Czaszki": powrót króla [RECENZJA BLU‑RAY]
- "King Kong" dotknął we mnie czułej struny i to odczucie przetrwało lata. Wyszedłem z kina już jako inny człowiek – wspominał legendarny twórca efektów specjalnych Ray Harryhausen. Czy film Jordana Vogta-Robertsa wywołuje podobne emocje? Absolutnie nie. Jednak to wciąż kawał solidnej rozrywki.
04.09.2017 | aktual.: 06.09.2017 07:19
W zasadzie trudno o przykład bardziej wpływowego filmu w dziejach kina. "King Kong" Meriana C. Coopera i jego wojennego kompana Ernesta B. Schoedsacka ukształtował kilka pokoleń twórców, rewolucjonizując niemal każdy aspekt hollywoodzkiego biznesu (więcej tutaj). Od 1933 r. nakręcono kilkadziesiąt remaków, kontynuacji i wariacji na temat przerośniętego małpiszona, który mierzył się m.in. z Godzillą czy rekinem gigantem, a nawet był napaloną samicą. Więc jego powrót w "Kong: Wyspa Czaszki" to wbrew pozorom zupełnie nic niezwykłego.
Fabularnie "Wyspie Czaszki" najbliżej do oryginału, choć scenariusz Maksa Borensteina i spółki może niektórym przywodzić na myśl np. "Zniszczyć wszystkie potwory" (1968) tudzież inną klasyczną produkcję studia Toho. Bo "Kong" Vogta-Robertsa to proszę państwa nic innego jak kaiju eiga (jap. film o potworach), czyli widowisko, w którym gigantyczne monstra spuszczają sobie gigantyczny łomot kosztem całej reszty.
Lecz choć prezentowana historia rzeczywiście nie należy do zbyt skomplikowanych, a bohaterowie to w przeważającej mierze chodzące stereotypy, "Wyspę Czaszki" ogląda się z dużą przyjemnością. Ba, powiem więcej, bardzo brakowało mi takiego kina – bezpretensjonalnego, po uszy zanurzonego w konwencji i ani na chwilę nie starającego się udawać czegoś, czym nie jest. Twórcy po kolei odhaczają więc punkty jazdy obowiązkowej, serwując nam ekscytującą przygodę, pięknie sfotografowane egotyczne plenery oraz krewkich mieszkańców tytułowej wysp, którzy konflikty rozwiązują przy pomocy pięści, macek i najeżonych zębiskami szczęk. Pojedynki między bestiami są imponujące, poziom CGI nie rozczarowuje, a wszystko to przy dźwiękach rockowych szlagierów z lat 70. prosto z wojskowego adaptera. Czego chcieć więcej?
Jeśli chcecie się dowiedzieć, co pisała o "Kongu" nasza recenzentka Małgorzata Steciak, koniecznie zajrzyjcie tutaj. My natomiast przyjrzyjmy się, co prócz filmu kryje Blu-ray wydanym właśnie nakładem Galapagos Films.
Na płycie znajdziecie bez mała 25-minutowy making-of podzielony na dwie części - jedna została poświęcona mitologii tytułowego bohatera, druga ukazuje drogę, jaką przebyli twórcy, aby zmaterializować Konga na ekranie. Chcąc poznać więcej szczegółów, musicie obejrzeć film z komentarzem reżysera, który z nieudawaną ekscytacją przybliża najróżniejsze aspekty produkcji.
Ponadto na dysku czekają na was: materiał, w którym gwiazdy dzielą się swoimi wrażeniami pobytu w Wietnamie (ponad 5:30), w podobnym tonie zrealizowana ficzeretka "Tom Hiddleston: The Intrepid Traveler" (6:30), sceny usunięte (3:45), rzut oka na zdjęcia zrobione na planie przez Brie Larson (ponad 2 min) oraz 8-minutowy materiał będący zapisem fikcyjnych raportów organizacji Monarch, spajającej fabularnie filmy z tzw. MonsterVerse – franczyzy, w skład której wchodzą "Godzilla" Garetha Edwardsa, "Kong: Wyspa Czaszki" i nadchodzące produkcje Warnera – m.in. zapowiadana na 2019 r. "Godzilla: King of the Monsters".
Jak widać, dodatki są całkiem do rzeczy, choć po cichu liczyłem, że w związku z premierą "Wyspy Czaszki" w wydaniu znajdą się materiały przybliżające słynny oryginał albo japońskie produkcje, z których scenarzyści czerpali pełnymi garściami. Dlatego wszystkich zainteresowanych filmem z 1933 r. i losami jego niezwykłego twórcy odsyłam do dwupłytowego wydania DVD "King Konga", zawierającego dwa kompleksowe dokumenty na ten temat.
Parametry techniczne: 1080p HD 16x9 2.4:1, Dolby Atmos: angielski; DTS-HD Master Audio: 5.1; Dolby Digital: polski dubbing 5.1
Blu-ray "Kong: Wyspa Czaszki" ukazał się w kilku wariantach: 2D, 3D+2D, 4K oraz 3D+2D w edycji steelbook.