Aktor skrytykował Putina. Bezczelna odpowiedź Kremla
Po słowach Gerarda Depardieu, który powiedział o "niedopuszczalnych ekscesach przywódców, takich jak Władimir Putin", stanowisko zabrał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Wygląda na to, że to definitywny koniec wielkiej miłości między aktorem a jego "drugą ojczyzną".
Przez lata Gerard Depardieu był akolitą Władimira Putina, którego porównał nawet do Jana Pawła II. Aktor powtarzał też, że Krym i cała Ukraina "są częścią Rosji". Nic dziwnego, że w 2013 r. doczekał się obywatelstwa, dzięki czemu uniknął płacenia wysokich podatków we Francji. Tym samym sprowadzając na siebie ostrą krytykę.
Ale nawet dla takiego rusofila jak Depardieu atak Rosji na Ukrainę okazał się czymś trudnym do zaakceptowania. Na początku marca w rozmowie z agencją AFP aktor stwierdził, że "Rosja i Ukraina zawsze były bratnimi krajami".
- Jestem przeciwny tej bratobójczej wojnie. Mówię: "Zatrzymaj broń i negocjuj" - zapewniał aktor.
Teraz "Le Figaro" donosi, że Depardieu zapowiedział, że wszystkie wpływy z jego trzech koncertów, zaplanowanych na pierwsze trzy dni kwietnia w Teatrze Champs-Élysées, przeznaczone będą na wsparcie dla ukraińskich ofiar wojny.
W tej samej rozmowie gwiazdor kina stwierdził też, że "naród rosyjski nie jest odpowiedzialny za szalone, niedopuszczalne ekscesy przywódców, takich jak Władimir Putin".
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. BBC cytuje wypowiedź rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa. Stwierdził on, że Depardieu nie rozumie sytuacji, "z powodu tego, że nie jest całkowicie zanurzony w politycznej agendzie".
- On nie rozumie, co się stało w Ukrainie w 2014 r., nie rozumie, co to są porozumienia mińskie i nie rozumie, co to Donieck i Ługańsk. Raczej nie rozumie, co to bombardowanie cywilów. Raczej nie wie o nacjonalistycznych elementach - mówił rzecznik Kremla.
Pieskow dodał też, jest gotowy wyjaśnić Gerardowi Depardieu, co się dzieje, "aby lepiej zrozumiał".