Krzysztof Tyniec: Dubbing? Dlaczego nie?!
O prace w dubbingu i o swoich życiowych rolach opowiada Krzysztof Tyniec, który użyczył swojego głosu Piłeczce, jednemu z bohaterów filmu „I ty możesz zostać bohaterem”. Film w kinach od 7 września.
13.08.2007 18:26
Pierwsze pytanie dotyczy filmu „Mickey i czarodziejska fasolka”, pierwszej produkcji dubbingowej, w której brał Pan udział. Jakiego typu było to doświadczenie, jak Pan je wspomina?
Uczyłem się wówczas dubbingu. To było moje pierwsze podejście, ale pierwsze do rzeczy większej bo to był, z tego co pamiętam, pełnometrażowy film kinowy. Miło to wspominam. Pracowaliśmy na żywo, bez powtórzeń. Ekipa nie dysponowała wówczas techniką komputerową, wszystko było robione z marszu. Żadna pomyłka nie mogła być ani przesunięta ani cofnięta. Jeśli zdarzył się błąd, wszystko trzeba było robić ponownie. Było to nieprawdopodobnie mobilizujące, trzeba było się do tego przygotowywać niemalże jak do występu w teatrze. Taka praca trwała zresztą wielokrotnie dłużej niż obecnie. Ale i tak wspominam to szczególnie miło, ponieważ osoby, które pracowały wówczas w dubbingu miały ogromny staż, a polski dubbing słynął i słynie nadal z bardzo dobrej pracy.
Pańskie role dubbingowe, wszystkie, są bardzo charakterystyczne. Czy ma Pan jakiś sposób, pomysł na to, jakąś receptę, czy to po prostu wychodzi ot tak sobie, naturalnie?
Nie, to nie wychodzi ot tak sobie, naturalnie (śmiech). Zazwyczaj dostaję film wcześniej do domu, oglądam go raz albo kilka razy - zależy od stopnia trudności - przygotowuję się do roli, patrzę, co jest w tej postaci najbardziej charakterystyczne i staram się przede wszystkim uchwycić jej charakter i temperament. Jeśli mi się uda to potem praca jest o wiele łatwiejsza i efekt jest taki, że odbiorca jest zadowolony z mojej pracy.
Jak się wczuć w postać kreskówkową?
Postać kreskówkowa to jest postać psychosomatyczna – trzeba się wczuć tak w psychikę jak i fizyczność bohatera. Jeżeli wczucie w obie te sfery będzie skuteczne, to potem wszystko już idzie samo.
Ma Pan jakiegoś ulubionego bohatera, spośród tych, które Pan dubbingował?
Timon jest mi najbliższy, ale bardzo lubię też Dżina z „Lampy Aladyna” i Goofy’ego, z którym spotykam się właściwie co miesiąc. Ale Timon i Dżin są wirtuozeryjnymi postaciami kreskówkowymi i to jest taki rodzaj wyzwania.
Czemu dubbing, czemu Pan w dalszym ciągu kontynuuje tę przygodę rozpoczętą na Goofy’m?
Powiem tak: a dlaczego nie? (śmiech). Dlaczego nie dubbing… To jest jeden z segmentów mojego zawodu. Przyjemnie jest zrobić jakiś film dla dzieci czy dla dorosłych, który jest… …potem dobrze przyjmowany. Dla mnie dubbing jest pracą taką jak każda inna praca. W radio, czy w telewizji, na estradzie, w filmie, w dubbingu – to są elementy naszej-aktorów pracy, naszego zawodu. Kiedy nas do tej pracy zapraszają to przychodzimy i jak dajemy radę, to gramy, a jak nie dajemy rady, to nie gramy.
Wspomniał Pan o kilku dyscyplinach, którymi się Pan zajmuje. Gdyby miał je Pan zhierarchizować – która byłaby na pierwszym miejscu?
Teatr, zawsze teatr, a potem – trudno układać – bardzo lubię telewizję, w telewizji dużo gram, w filmie zdecydowanie rzadziej – teraz się to może troszkę zmieni, ale nie chciałbym zapeszać. Otrzymałem pewne propozycje filmowe, ale nic jeszcze nie podpisałem. Przeczytałem kilka scenariuszy, zobaczymy jak to będzie z filmem.