Kultowy serial miał nie trafić na antenę. Tak powstawały "Alternatywy 4"
29.09.2017 | aktual.: 30.09.2017 15:27
"Alternatywy 4", cieszące się dziś mianem serialu kultowego, swoją premierę miały dopiero w 1986 r., chociaż Stanisław Bareja zdjęcia rozpoczął pięć lat wcześniej. Serial kręcono podczas stanu wojennego - i twórcy byli zszokowani, że udało im się dociągnąć projekt do końca.
- Jestem w posiadaniu listu Barei, który 11 grudnia 1981 r. napisał do dyrekcji TVP prośbę o przesunięciu pierwszych zdjęć z 14 na 12 grudnia. To się okazało kluczowe, bo gdyby zdjęcia miały ruszyć 14, to pewnie w ogóle by nie wystartowały - wspominał scenarzysta Janusz Płoński w rozmowie z "Dziennikiem".
Zanim jednak serial trafił na antenę, musiał przeleżeć swoje na półce - na kolaudacji uznano bowiem, że "Alternatywy 4" nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego.
Witold Pyrkosz nie żyje:
Walka z cenzurą
- To nawet nie była decyzja cenzury, ponieważ kolaudacja odbywała się bez cenzora. Zasiadali tam ważni decydenci z telewizji, którym pokazywało się film, a oni oceniali go pod kątem poziomu artystycznego, przydatności dydaktycznej itd. Po obejrzeniu "Alternatyw" nie wdawali się w oceny, tylko pojawiło się pytanie: "kto na to pozwolił?" - wspominał Płoński w "Dzienniku".
Serial dopuszczono do emisji dopiero po 4 latach - po długich negocjacjach z cenzurą.
- Bareja był twardy i nie akceptował pomysłów wyrzucania wątków, które ciągnęły się przez całą długość filmu. Niektóre sceny trzeba było jednak wyciąć - dodawał Płoński.
Kody i aluzje
Twórcy serialu zawarli w nim wiele aluzji i kodów, które umknęły cenzurze, ale były czytelne dla widzów.
- Pisanie w tamtych warunkach było rodzajem niepisanej umowy między odbiorcą a autorem, polegającej na przekazaniu pewnych treści tak, by nie zauważyła ich cenzura, ale by zauważył odbiorca - opowiadał Płoński w "Dzienniku".
I dodawał, że chociaż wielu młodych widzów dziś nie potrafi odczytać tych aluzji - albo odbiera je zupełnie inaczej - to serial wcale nie stał się archaiczny.
- W warstwie realiów one są nam bardzo odległe, ale w warstwie emocji wciąż aktualne - podkreślał. -* Wciąż aktualne są też pokazane w serialu mechanizmy, na przykład zdobywania konfidentów*. Władza tak demoralizuje ludzi i uzewnętrznia wszystkie paskudne cechy, że za kolejne 20 lat mechanizmy jej działania, pokazane w serialu, wciąż będą aktualne i model "Anioła" będzie wciąż funkcjonował. Takie wątki przetrwają.
Zmiany w obsadzie
Mocną stroną serialu byli oczywiście aktorzy. Początkowo Józefem Balcerkiem miał być ceniony artysta, Ludwik Pak. Nakręcono pierwsze sceny z jego udziałem i wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Kiedy jednak wprowadzono stan wojenny, zdjęcia na jakiś czas przerwano. Gdy wznowiono prace nad serialem, Paka na planie zastąpił Witold Pyrkosz, a sceny z udziałem Balcerka nakręcono raz jeszcze.
Powód? Niektórzy uważają, że spowodowane było to nałogiem alkoholowym Paka. Bareja twierdził jednak, że zrobił to, gdyż choć Pak był niezwykle zdolny, istniały pewne obawy, że "strywializuje" rolę.
Zmieniony głos
- Siedziałem w telewizji. To był drugi dzień aktorskiego bojkotu telewizji w stanie wojennym. Zauważył mnie idący korytarzem drugi reżyser albo kierownik produkcji serialu. Zapytał mnie, co robię, po czym zaproponował rolę w "Alternatywach 4". Obsada była już skompletowana, ale wypadł z niej jeden z aktorów. Miałem go zastąpić - wspominał w rozmowie z PAP Life Witold Pyrkosz.
Opowiadał też, że ponieważ nie mógł się zapoznać z całym scenariuszem, który był pisany na bieżąco, nie miał żadnej wizji swojego bohatera. W pewnym momencie wymyślił, że Balcerek będzie mówił zachrypniętym głosem.
- Po trzech dniach pracy podszedłem do Barei i powiedziałem mu, że chciałbym zmienić głos. Odpowiedział: "Nie ma sprawy". "No, ale ludzie mogą zauważyć, że coś się nie zgadza" - podzieliłem się wątpliwością. "Nikt nie będzie tego pamiętał" - zareplikował. I rzeczywiście - nikt mi nie zarzucił, że na początku mówiłem innym głosem. Podczas prób mówiłem normalnym głosem, dopiero na zdjęciach "włączałem" chrypę.
W jednym szlafroku
Niewiele brakowało, a w serialu nie pojawiłaby się Helena Kowalska - gdy zadzwoniono do niej z propozycją roli Kolińskiej, akurat miała mieć operację.
- Ale sześć dni po operacji dostałam od niego telefon, że czekają na mnie. Bareja powiedział, że to lekka rola, że będę śpiewała, fałszowała - a fałszować akurat umiem, i dodał, że będę w tym filmie jak motyl** - wspominała w "Super Expressie". - Bardzo lubiłam swoją postać. Co więcej - **cały serial zagrałam w jednym szlafroku!
Aktorka zachwycała się też panującą na planie atmosferą.
- Do Barei szło się jak na bal. To był cudowny, przyjacielski człowiek. Mimo że po operacji nie czułam się dobrze, zebrałam się do kupy i poszłam. Moi koledzy przyjmowali każdą jego propozycję. To, że on tak wcześnie odszedł, to wielka strata dla kultury polskiej – dodawała.
"Osobista klęska"
Ponieważ serial do dziś cieszy się mianem kultowego, jakiś czas temu padł pomysł, by nakręcić kontynuację. Niestety, okazała się kompletną klapą.
- To jest moja osobista klęska, o której nie lubię mówić - wyjawiał w "Dzienniku" Janusz Płoński.
- Pomysł był moim zdaniem bardzo dobry. Nie jest jednak taktowne mówić, że z mojej strony wszystko było super, a ktoś inny zepsuł. Powołam się więc na słowa nieżyjącego już Witka Pyrkosza. Powstał scenariusz 13 odcinków. Mieliśmy problem z reżyserem, bo na początku miał nim być Wojtek Smarzowski, ale on robi zupełnie inne filmy, więc się nie dogadywaliśmy i sam zrezygnował z tego projektu. Na ochotnika zgłosił się inny reżyser, Grzegorz Warchoł, który grał w "Alternatywach 4" redaktora z telewizji. Bardzo szybko przystąpił do pracy, nie chciał żadnej pomocy, objaśnienia mu zawiłości scenariusza. Po dwóch dniach zdjęć Pyrkosz wziął mnie pod łokieć na bok i mówi: "Ty to masz dobrze, bo możesz zabrać swoje nazwisko z tego serialu, a moja gęba zostanie". Tak więc to było. Strasznie żałuję tego projektu.
Kim był serialowy "murzyn"
Jedną z najoryginalniejszych postaci serialu był czarnoskóry doktorant. Wśród fanów przez długi czas krążyła plotka na temat tego, kto wcielał się w postać serialowego Lincolna.
Mówiło się, że rolę tę zagrał Krzysztof Materna. Znany obecnie konferansjer, satyryk, a zarazem producent telewizyjny, nie pojawił się jednak w serialu. Kto zatem był ekranowym Abrahamem?
Odtwórcą roli sympatycznego cudzoziemca okazał się Ryszard Raduszewski. Jego aktorska kariera zakończyła się wraz z ostatnim odcinkiem serialu "Alternatywy 4". Zdecydowanie większe dokonania zapisał na swoim koncie jako reżyser i scenarzysta filmowy, zajmujący się przede wszystkim produkcjami animowanymi. Artysta zmarł 17 grudnia 1999 roku. Miał 68 lat.