"Łamiąc obyczaje": Zakonnice uprawiają marihuanę
Noszą habity i nazywają się "siostrami", ale nie chcą rozmawiać o Bogu. To nie ich działka. One zajmują się marihuaną. Opowiada o nich film "Łamiąc obyczaje", który można oglądać w ramach 34. Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Zanim włożyła habit i zaczęła szerzyć dobrą nowinę o leczniczych właściwościach marihuany, siostra Kate nazywała się Christine Meeusen i pracowała jako analityk w dobrze prosperującej korporacji dorabiając się fortuny. A prywatnie wiodła szczęśliwe życie jako mężatka i matka trójki dzieci. Jej mąż nie pracował, zajmował się domem i dziećmi. Ale po kilkunastu latach małżeństwa odszedł, zabierając cały majątek. Okazało się, że planował to przez wiele lat. Przelewał w tajemnicy pieniądze na swoje konto, tak, by żona się nie zorientowała. Ostatecznie zostawił rodzinę z niczym.
Christine, by poradzić sobie z tym ciosem, przeniosła się z dziećmi do Kalifornii, gdzie mieszkał jej brat. Ale i tam nie miała lekko. Wylądowała na ulicy i zmagała się z depresją. Uratowała ją pomysłowość i przedsiębiorczość. Postanowiła zająć się uprawą i przetwarzaniem medycznej marihuany. Nie chodzi tylko o pieniądze, lecz także o misję. Bowiem Siostra Kate głęboko wierzy w to, że marihuana, a konkretnie substancja, którą zawiera – CBD – ma zbawienny wpływ na zdrowie i powinna być powszechnie dostępna. Zwłaszcza, że zioło, które hoduje, ma znikomą zawartość psychoaktywnego THC.
Christine przywdziała habit i została samozwańczą zakonnicą. Zrobiła to trochę dla żartu. Ale się przyjęło i zapewniło jej rozgłos. Dzięki temu poznała inne kobiety, które postanowiły przyłączyć się do niej i pomagać w uprawie. Mają misję, mieszkają razem, noszą habity, ciężko pracują. Na pierwszy rzut oka to normalne zakonnice. Z tym, że nie chcą roztrząsać kwestii wiary. Nie interesuje ich religia. To, w co wierzą, to moc natury.
W habicie i ze skrętem w dłoni
Robert Ryan trafił na siostrę Kate przez przypadek. Zdjęcie zakonnicy z blantem przykuło jego uwagę. Skontaktował się z nią i pojechał do Kalifornii, by zrobić o niej film. W swoim dokumencie prowadzi widzów przez historię siostry Kate i pozwala jej przedstawić racjonalne argumenty za uczynieniem z Kalifornii marihuanowego zagłębia. Ale pokazuje też drugą stronę medalu – zagorzałych przeciwników tego pomysłu. Zarówno szeryf, który zdaje się zużywać bardzo dużo energii na tropienie nielegalnych upraw i niszczenie rosnących tam krzaków, jak i pastor krzyczący z ambony o tym, że marihuana pochodzi od diabła, mają za sobą narkotyczną przeszłość. Byli uzależnieni od dużo bardziej niebezpiecznych substancji. Ale, o dziwo, to właśnie marihuana zdaje się rozjudzać ich najbardziej.
Oglądając "Łamiąc obyczaje" nie mamy wątpliwości, po czyjej stronie jest reżyser. Odpowiedź na pytanie, czy marihuana powinna być legalna, jest dla niego oczywista. Dlatego pokazuje bohaterkę jako dzielną kobietę walczącą z opresyjnym systemem. Ale czy rzeczywiście jest tak opresyjny? Wygląda na to, że nie. A żyłka bizneswoman pomaga siostrze Kate rozkręcać lukratywny interes. Bez względu na to, co myślimy o legalizacji marihuany, warto ten film zobaczyć i przekonać się, co można zdziałać dzięki determinacji. Zaś widok zakonnic palących blanty jest po prostu bezcenny.