Oscarowy film był tylko początkiem. Siostra Helen dalej walczy o morderców skazanych na śmierć w Ameryce
W 1995 roku widzami wstrząsnął film "Przed egzekucją". O zakonnicy Helen, która wstawia się ze skazanym na śmierć mordercą. Prawdziwa Helen Prejean dalej wspiera skazanych. Ostatnio seryjnego gwałciciela, Danny'ego Bible.
- Danny Paul Bible jest najbardziej agresywnym i najgorszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek oddychał na tej planecie – powiedział Larry Lance, brat kobiety zamordowanej przez Bible w 1983 roku. – Cieszymy się, że możemy być świadkami momentu, w którym wyzionie ducha. Wiem, że będzie gnił w piekle przez wieczność – dodał na chwilę przed egzekucją skazańca.
Przez 20 lat Bible dopuścił się okrutnych zbrodni. Zamordował dwie kobiety i dziecko, zgwałcił 5 nastolatek, wielokrotnie brał udział w napadach. Pierwszy raz stanął przed sądem w 1984 roku. Miał odpowiedzieć za morderstwo, ale nie zebrano wielu dowodów – wypuszczono go na wolność. W 1998 roku znów wpadł w ręce policji. Za paczkę papierosów i obietnicę, że nie zostanie skazany na śmierć, przyznał się do wszystkich zbrodni. Obietnica jednego policjanta na wiele się mu przydała. W 2003 roku Bible miał zostać stracony. Gdy przewozili go z celi do ośrodka, w którym wykonywano wyroki, zdarzył się wypadek. Oficer John Bennett eskortujący Bible’a zmarł na miejscu. Skazaniec z kolei skończył na wózku inwalidzkim.
Od tej pory zaczęła się wojna prawników Bible’a z wymiarem sprawiedliwości. Uważali, że nie może zostać stracony, bo jest schorowanym, niepełnosprawnych człowiekiem, którego zastrzyk będzie zabijał kilka godzin. W sprawę zaangażowała się też jedna zakonnica – siostra Helen Prejean. 27 czerwca 2018 roku Bible został stracony. Prejean na Twitterze umieściła serię wpisów, w których apelowała o zrezygnowanie z kary śmierci w przypadku więźnia. To nie przypadek, że właśnie ona zaangażowała się w sprawę Bible'a. Zakonnica od lat protestuje przeciwko karze śmierci, koresponduje ze skazańcami. Była jedną z nielicznych osób, które stanęły po stronie mordercy.
- Co to za prawo, które pozwala rządowi zaprowadzić starszego człowieka na wózku inwalidzkim do celi śmierci, przywiązać go do łóżka, nakłuwać jego ręce i nogi igłami, gdy ten się dusi i prawdopodobnie zaraz jego żyły po prostu wybuchną? – pisała zakonnica w momencie, gdy Bible umierał.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zakonnica kontra kara śmierci
Ponad 30 lat temu Helen stała się nieformalną rzeczniczką morderców skazanych na śmierć w Stanach Zjednoczonych. Zaczęło się dokładnie w 1982 roku w Nowym Orleanie. Chava Colon z Koalicji Więziennej zapytał ją, czy nie chciałaby korespondować ze skazańcem z celi śmierci. – Przyjechałam do zakonu św. Tomasza, by służyć biednym, więc pomyślałam, że skazańca z celi śmierci w Luizjanie też można zaliczyć do tej kategorii – wspomina w swojej książce "Przed egzekucją".
Helen miała pisać z Elmo Patrickiem Sonnierem skazanym na śmierć razem ze swoim bratem – Eddiem. W listopadzie 1977 roku bracia napadli na parę nastolatków: 17-letniego Davida LeBlanca i 18-letnią Lorettę Ann Bourque. Podali się za ochroniarzy, wymówili parze, że wjechali na teren chroniony i teraz będą musieli zostać aresztowani. Zabrali Davidowi prawo jazdy, razem z dziewczyną wsadzili do samochodu. Odjechali z nimi kilka kilometrów. Najpierw Elmo zgwałcił Lorettę, potem powiedział, że wypuści parę, jeśli dziewczyna odda się także jego bratu. Przerażona zgodziła się. Po wszystkim bracia doszli do wniosku, że nie mogą puścić nastolatków wolno, bo od razu zgłoszą się na policję. Rozkazali Davidowi i Loretcie położyć się na ziemi, po czym ich rozstrzelali.
- Jak się czuje człowiek, który dopuścił się czynu naprawdę złego, naprawdę okrutnego, niepowetowanego? Jeśli kogoś zranię, nie mogę siebie znieść. (…) Ale to moja wrażliwość, nie Sonniera. Może nie dba o to, czy sprawia ból innym. Może nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że rodziny jego ofiar, obciążone pamięcią o zamordowanych najbliższych, na zawsze znalazły się w "celi śmierci". Może gwałt przychodzi mu łatwo. Jak zwierzęciu – pisała Prejean.
Zakonnica wielokrotnie odwiedzała Sonniera w celi śmierci, zgodziła się nawet być jego "duchowym doradcą". W rozmowie z Amy Goodman z "Guardiana" tak opisywała ich pierwsze spotkanie: "To było przerażające. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z więźniem. Gdy zobaczyłam jego twarz, była taka… ludzka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nieważne, co zrobił. Jest wart więcej niż zbrodnia, którą popełnił. Tak zaczęła się moja przygoda".
Sonnier przekonał zakonnicę, że to nie on zgwałcił i zamordował nastolatków, a jego brat. Mówił, że czuł się odpowiedzialny za swoją kryminalną przeszłość i za udział w gwałcie, dlatego nie bronił się przed wyrokiem. Rodziny ofiar dowiedziały się o tym, że morderca pisze z zakonnicą. Ojciec zamordowanego Davida długo czynił jej wyrzuty za to, że nie zwróciła się do niego już na samym początku, rodzina zamordowanej dziewczyny z kolei była urażona, że mordercą nastolatki "zajął się Kościół".
Elmo został stracony na krześle elektrycznym w kwietniu 1984 roku. Helen była przy tym. Nie był jednak ostatnim skazańcem, za którym się wstawiła. Prejean zaczęła interesować się innymi historiami morderców z wyrokami śmierci na karku, rozmawiać z rodzinami ofiar i opowiadać się przeciwko karze śmierci. Założyła fundację Survive, która pomagała rodzinom zamordowanych. Od początku swojej działalności budzi kontrowersje. Wstawia się za tymi, którzy popełnili najgorsze możliwe zbrodnie. Mówi, że wierzy w odkupienie win; w to, że każdy zasługuje na godne traktowanie – nawet morderca. I choć nie wszystkim się to podoba, Prejean stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych zakonnic w USA.
Kontrowersyjna sprawiedliwość
W 1993 roku Prejean wydała swoją pierwszą książkę – "Przed egzekucją". Opowiedziała w niej szczegółowo o spotkaniach z Sonnierem i innymi więźniami. W czasie, gdy książka trafiła na rynek, 80 proc. Amerykanów było za karą śmierci. Zakonnica pisząca im, że to średniowieczna praktyka, z którą powinno się skończyć, fascynowała wszystkich. Książka szybko trafiła na listę bestsellerów "New York Timesa" i utrzymała się na niej przez 31 tygodni. Mało tego, w rekordowo krótkim czasie – już w grudniu 1995 roku – na ekrany wszedł film Tima Robbinsa o tym samym tytule.
Helen zagrała Susan Sarandon. Za tę rolę dostała Oscara, nominowany do nagrody Akademii był też Sean Penn, który wcielił się w postać Matthew Ponceleta – mordercę skazanego na śmierć. Film nie ukazuje wiernie historii zawartych w książce zakonnicy – jest raczej manifestem przeciwko karze śmierci. Krytycy pisali wtedy, że „Przed egzekucją” jest najważniejszym filmem na temat wymiaru sprawiedliwości od czasu „Krótkiego filmu o zabijaniu” Kieślowskiego. Robbins ściśle współpracował z siostrą Prejean, tworząc tym samym poruszający kawałek świata zza krat, którym wielu się interesuje, ale nikt nie chciałby się przekonać, jak wygląda naprawdę.
Co więcej, książka Helen była na tyle przełomowa, że korzystali z niej także inni twórcy. Powstała opera o skazańcu i zakonnicy, sztuki teatralne. W ostatnich kilku latach Prejean napisała drugą książkę (w której pisze o więźniach niesłusznie skazanych na śmierć), dostała kilka prestiżowych nagród i wyróżnień (m.in. od papieża Jana Pawła II), stworzyła sieć organizacji walczącej o zniesienie kary śmierci.
Siostra codziennie tweetuje o skazańcach, protestach, warunkach w stanowych więzieniach. Wstawiała się za sprawiedliwym procesem dla Rodneya Reeda (skazany za zabójstwo 19-latki), Raya Tibbettsa (zamordował 67-letniego mężczyznę, przejeżdżając po jego ciele 12 razy samochodem), Scotta Doziera (zastrzelił 22-letniego dilera narkotykowego) i wielu innych więźniów. Większość z nich odsiaduje kary w Teksasie, w Huntsville. O tym więzieniu i sytuacji skazanych pisała ostatnio w swojej książce „Laleczki skazanych” Linda Polman.
- Egzekucje muszą robić porządniejsze wrażenie niż przestępstwa, które się w ten sposób karze, zgodnie z prawem muszą być szybkie i bezbolesne. Trzeba za wszelką cenę unikać niezdarnego wykonania wyroku, żeby nie wzbudzać sympatii do skazanego, by nie był postrzegany jako ofiara słabego państwa – pisze Polman. – Ilekroć skazany zaczynał się palić na krześle elektrycznym dusił powoli w pętli szubienicy, zamiast złamać kark, trząsł się na stole egzekucyjnym, bo podano mu niewłaściwą dawkę chemikaliów, starannie przygotowana ceremonia zaczynała przypominać tortury – dodaje.
Właśnie z tym walczy dziś Prejean. Dawniej przyjmowano, że im więcej bólu i uszkodzeń ciała, tym większy szacunek dla państwa. Egzekucje były teatrem. Teraz odbywają się za grubymi murami więzienia. Są tak ukryte, że przecięty Amerykanin nie wie, że mają dalej miejsce. – W amerykańskich protokołach egzekucji wybrano zasadę: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dopóki skazany zasypia bez specjalnego widowiska, większość Amerykanów nie zastanawia się nad sensem i nonsensem kary śmierci – pisze Polman.
Siostra Helen Prejean bez skrupułów przypomina im o tym i zmusza do zastanowienia się, czy współczesne Stany Zjednoczone dalej powinny być jednym z nielicznych państw, w których zabija się więźniów.