"Le Mans'66": prawdziwa historia rywalizacji pomiędzy Fordem a Ferrarim
"Nie zaprzyjaźniaj się z kierowcami, bo oni wkrótce zginą" - tak mawiał Enzo Ferrari do swojego syna. W morderczej rywalizacji na torze wyścigowym przez długi czas nie miał sobie równych. Do czasu aż Henry Ford II stanął do boju. Pojedynek ich aut podczas wyścigu Le Mans w 1966 r. przeszedł do historii.
Włosi zawsze uwielbiali szybkość. Nic więc dziwnego, że to właśnie w tym kraju odbywały się jedne z pierwszych wyścigów samochodowych. W 1908 r. na wyścig Circuito di Bologna modeński blacharz zabiera swojego syna. Ten dzień zmienia w życiu chłopca wszystko. Postanawia zostać kierowcą rajdowym. Tym 10-latkiem był Enzo Ferrari.
Tuż po I wojnie światowej Enzo sprzedaje rodzinny dom, aby kupić auto wyścigowe. Ludzie biorą go za wariata. Lecz gdy na torze pokazuje swoje umiejętności, opadają im szczęki. Ferrari ściga się pod szyldem Alfy Romeo, a po kilku latach staje się szefem produkcji ich sportowych modeli. Lata 30. to pasmo jego nieustających zwycięstw.
Francuski wyścig Le Mans przez wiele lat był wyznacznikiem jakości światowej motoryzacji. Do 24-godzinnego rozgrywki stawali tylko najlepsi. Startowało 55 aut, a do mety docierało zwykle kilka.
Wiadomym jest, że ten sport jest bardzo niebezpieczny. Jednak w latach powojennych odnotowano najwięcej śmiertelnych wypadków. Ówczesne auta potrzebowały niewielkiej usterki, aby zapłonąć. Kierowcy jadący ponad 300 km/h zwykle nie zapinali pasów, aby dać sobie szansę ucieczki w razie pożaru.
Le Mans wyznaczał trendy
Najtragiczniejszy w skutkach był wyścig z 1955 r. , kiedy to rozbił się Mercedes, a silnik, maska i inne odłamki samochodu trafiły w widownię. Zginęło blisko 90 osób.
Enzo Ferrari miał za nic bezpieczeństwo swoich kierowców. Zdarzało się, że produkował modele bez pasów. Zawodnikom mówił, że muszą liczyć się z tym, że kiedyś zginą. Taki zawód.
Przeciwieństwem włoskiego czempiona był Henry Ford II. Producent solidnych, bezpiecznych aut dla amerykańskich rodzin początkowo był przeciwny produkcji sportowych modeli. Ale gdy zauważył, że ten, kto wygrywa niedzielny wyścig, odnotowuje w poniedziałek największą sprzedaż aut, zmienił zdanie.
Pojedynek Ford vs. Ferrari
Początkowo Ford chciał wykupić markę Ferrari. Negocjacje szły nawet gładko do momentu, gdy próbowano ustalić nazwę spółki. Ford proponował Ford-Ferrari, a Ferrari Ferrari-Ford. Ego Włocha zwyciężyło i nie doszło do transakcji.
Amerykanin wydał fortunę, aby prześcignąć wieloletniego lidera Le Mans. Zatrudnił najlepszych inżynierów, mechaników i kierowców. W swoim zespole miał prawdziwego geniusza Phila Remingtona, który potrafił tak dopracować silnik, zmienić geometrię zawieszenia i amortyzatorów, że auto nie miało sobie równych na torze wyścigowym.
Ferrari był wobec swoich inżynierów bezlitosny. Zbierał nieudane części z produkcji oraz elementy odpadające w trakcie wyścigów. Stworzył "Muzeum Horroru" i kazał pracownikom przyglądać się swoim błędom, tak aby nigdy więcej ich nie powtórzyli. Mimo że byli liderami, co roku ulepszali swoje modele.
Przed Fordem tylko raz pozycja Ferrariego była zagrożona. W 1959 r. Le Mans wygrał zespół Aston Martina. Zwycięski pojazd prowadził Carroll Shelby. Ford namówił go do współpracy przy tworzeniu swojego wyścigowca GT40.
Ford wystawił do wyścigu w 1966 r. 6 kierowców. Przez wiele godzin prowadził Ken Miles. Wyprzedzał swojego kolegę z zespołu Bruce'a McLarena o 3 okrążenia. Auto Ferrariego było na 3 pozycji. Na kilka godzin przed końcem wyścigu silnik odmówił posłuszeństwa.
Tragiczny finał Le Mans' 66
Gdy Ford był już niemal pewien zwycięstwa, ustalił, że Miles zwolni, tak aby wjechać na metę razem z McLarenem. Miles wygrał wcześniej rajdy Daytona Continental i 12-godzinny Sebring. Mógł być pierwszym kierowcą w historii, który pod rząd wygrał 3 najbardziej prestiżowe wyścigi samochodowe. Jednak wspólne pokonanie mety z McLarenem mu to uniemożliwiło.
Komisja nie uznała wspólnego zwycięstwa. Jako lidera traktuje tego kierowcę, który startował z dalszego miejsca. Zatem wielkim wygranym Le Mans w 1966 r. został Bruce McLaren. Ferrari już nigdy nie wygrało Le Mans.
Henry Ford pocieszał Milesa mówiąc, że w kolejnym roku pozwoli mu wygrać. Jednak kilka miesięcy później Ken zginął podczas testowania nowego modelu auta. Miał zaledwie 38 lat. Caroll Shelby był tym faktem zdruzgotany. Nazywał go swoim starszym bratem.
Do polskich kin właśnie trafił film "Le Mans’ 66". W roli Carolla Shelby’ego wystąpił Matt Damon, a Kena Milesa zagrał Christian Bale. Producenci filmu potraktowali obie postaci jako równorzędnych bohaterów pierwszego planu. Dwóch wybitnych aktorów powalczy o nominacje do Oscara w tej samej kategorii. Niczym zgrany team wyścigowy.