"Lucy": Niewykorzystany potencjał

Jeśli pamiętacie takie filmy jak *"Taxi"czy "Transportera" to mniej więcej wiecie czego można się spodziewać po nowym filmie Luca Bessona. Ciekawe jest to, że film, którego jednym z podstawowych motywów jest fakt, że ludzkość trawi swój potencjał inteligencji, sam nią zbytnio nie grzeszy.*

"Lucy": Niewykorzystany potencjał
Źródło zdjęć: © Studio Munka-SFP

14.08.2014 14:44

"Lucy"to oryginalny pomysł Luca Bessona (znany w naszym kraju najbardziej jako reżyser „Leona Zawodowca” czy „Wielkiego Błękitu” oraz producent serii „Transporter” oraz „Uprowadzona”. W przypadku „Lucy” pełnił on funkcję reżysera, a także napisał scenariusz. Tytułowa bohaterka (Scarlett Johansson), mieszkająca na Tajwanie studentka, zostaje namówiona przez swojego chłopaka do dostarczenia ważnej teczki pewnemu biznesmenowi. Zanim dziewczyna zorientuje się w co została wplątana, stanie się zakładniczką bezwzględnego pana Janga (Choi Min Sik), na którego rozkaz do organizmu Lucy chirurgicznie wszyta zostanie paczka z silną syntetyczną substancją przypominającą narkotyk.

Owa substancja przenika do organizmu Lucy. Pod jej wpływem ciało dziewczyny zaczyna przechodzić szereg dziwnych zmian, które najbardziej dotykają jej mózgu, którego potencjał zostaje stopniowo uwalniany przez co Lucy rozwija w sobie nadludzkie zdolności.

Cała oś fabularna „Lucy” oparta jest na dość wątpliwym koncepcie, zakładającym, że korzystamy jedynie z 10% możliwości naszego mózgu, a tytułowa bohaterka, na skutek nieprzyjemnych zbiegów okoliczności, zaczyna stopniowo wykorzystywać coraz większy potencjał – początkowo jest to 20%, ale z biegiem akcji, dochodzi do pułapu 100%.

Problem z filmem Bessona jest taki, że z jednej strony puszcza on oko do widza i sygnalizuje by nie brać go do końca na poważnie, ale z drugiej wydaje się jakby jego twórcy mieli poczcie, że robią coś mądrzejszego niż ma to miejsce w rzeczywistości. I owa schizofrenia jest wyczuwalna na tyle, że nie pozwala się do końca dobrze bawić. „Lucy” nie jest filmem grzeszącym inteligencją, ale o dziwo, nie jest też naszpikowany efektownymi scenami akcji. A powinien, biorąc pod uwagę, że fabularnie mamy tu do czynienia z dość prostym schematem fablarnym łączącym kino zemsty, nawiązujące trochę do samurajskich opowieści (tyle że w nowoczesnym sztafażu) oraz kinem akcji spod znaku Johna Woo. Wszystko to jest ładnie sfilmowane, dynamiczne sceny są świetnie zmontowane, a elektroniczna muzyka fajnie to wszystko spina, podkreślając zarówno tempo, gdy trzeba, jak i dramaturgię. Dość kiepsko jednak wyważono akcenty, to znaczy, jak na film akcji, „Lucy” jest zdecydowanie za bardzo przegadana. A że nie padają tu zbyt mądre
tezy, napięcie dość szybko siada i zaczyna wkradać się nuda. Jeśli ktoś złapię na początku konwencję to przez chwilę może się nieźle bawić słuchając pseudo-naukowych teorii i metafizyki z cyklu „dla idiotów”, ale im dalej w głąb filmu, tym ciężej z tym wytrzymać. Ale umówmy się, już same zwiastuny nie zapowiadały fabuły na poziomie Bergmana; składały jednak obietnicę atrakcyjnego wizualnie widowiska, pełnego dynamiki, czego niestety nie udało się osiągnąć.

W pełni zadowoleni mogą być za to wszyscy ci, którzy szaleją na punkcie Scarlett Johansson – występuje tu właściwie w każdej scenie, dość udanie dźwiga na swoich barkach cały film, udowadniając już ostatecznie, że jest w stanie sama ponieść nie tylko dramat, ale i doskonale sprawuje się jako gwiazda kina akcji. Tyle wygrać...

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)