Nie kryję swojej niechęci do trójwymiarowych seansów filmowych. Uważam, że ta technologia jest obecnie nadużywana i stanowi zazwyczaj nic więcej jak pusty ozdobnik wysokobudżetowego kina. Jednak za jeden seans taki jak „Jaskinia Zapomnianych Snów” *Wernera Herzoga gotowa jestem odwołać wszystkie zgłoszone wobec nowej technologii pretensje. Bo oto dostałam dowód na to, że może ono służyć sztuce w najszlachetniejszy sposób.*
Werner Herzog jest badaczem. Kino jest dla niego sztuką snów, nie bajek dla mas, ale snów pojmowanych jako droga poznania. Być może dlatego udało mu się uzyskać pozwolenie francuskich władz na zejście do jaskini Chauvet, do której wstęp został zakazany zwyczajnym śmiertelnikom, „by uniknąć rodzaju zniszczeń uczynionych innym prehistorycznym grotom”.
Źródłem jego „Jaskini Zapomnianych Snów” jest odkrycie, które miało miejsce w niedzielę popołudniu, 18 grudnia 1994 roku. Tego dnia Jean-Marie Chauvet zaprowadził dwoje swoich przyjaciół, Éliette Brunel i Christiana Hillaire, pasjonatów speleologii, by „raz na zawsze zaspokoić swoją ciekawość”. Uwagę naukowca zwrócił słaby strumień powietrza wydobywający się z otwarcia na końcu małej jaskini . Był pewny, że za zwalonymi tu tysiące lat temu skałami, kryje się coś więcej. „Oni tu byli” – krzyknęła Eliette zobaczywszy w świetle latarki małego mamuta narysowanego na skale czerwoną ochrą. Natychmiast zaczęli przeszukiwać wszystkie ściany z wielką uwagą. Odkrywając setki malowideł wiedzieli, że ich życie zmieniło się… Po powrocie do domu opowiedzieli o swojej przygodzie córce Eliette. Nie uwierzyła im i nalegała, by mimo wyczerpania, zaprowadzili ją, by mogła samej zobaczyć. Po kolejnym powrocie czuli już nie tylko zachwyt, ale niepokój, zdając sobie sprawę z rangi odkrycia. W kolejną sobotę, w wigilię Bożego
Narodzenia, zdecydowali, że ochronią podłożę jaskini zakrywając swoje ślady plastikowymi workami. W ten sposób wytyczyli jedyną ścieżkę, którą będą się od tej pory poruszać nieliczni dopuszczeni do zobaczenia jaskini sprzed 32, 000 lat.
Werner Herzog dołączył do grupy francuskich naukowców, których zadaniem jest zaplombowanie jaskini i jej możliwie pełna eksploracja. W trakcie wspólnej podróży w głąb jaskini i czasu, reżyser namawia naukowców do odważnego mówienia nie tylko o faktach, ale i duchowości. Obserwujemy performance badacza, który w stroju człowieka z Cro Magnon gra na rekonstrukcji fletu, uczynionego na wzór tych znalezionych w jaskini Chauvet. Nagle zaczynamy utożsamiać się z naszymi przodkami. Nie chodzi o zwykłą anatomiczną identyfikacje, ale o poczucie bliskości. Monotonny, ale energiczny głos Herzoga ma właściwości hipnotyczne (wszak aktorów swojego „Szklanego serca” pogrążał w transie). Medytacyjna muzyka Ernsta Reijsegera potęguje zamierzony efekt. Herzog przedstawia nam nie tylko fascynującą lekcję historii, ale też symulację, dzięki której czujemy, jak żyło się w paleolicie. Finałowa sekwencja filmu, w której reżyser ostatecznie zostaje w jaskini sam, pokazuje prawdziwe pragnienie twórcy. Obrazy ożywają i przed naszymi
oczami pulsuje animacja świata, którego wzór zaczerpnięto u źródła.
Oglądając „Jaskinie Zapomnianych Snów” po raz pierwszy miałam wrażenie, że 3D jest czymś sensownym. Nie uczyniono mu krzywdy jarmarcznej sztuczki, której demonstracja przynieść ma kolejnych kilka dolarów. W rękach Herzoga stało narzędziem, które może przynieść magiczny rezultat. Reżyser z właściwą mu ironią zauważa: „3D jest trikiem. Wszystko zależy od sposobu w jaki chcemy go doświadczyć. Możemy sprawić, by widownia postrzegała film jak na scenie w teatrze. Ten format wybrałem, w przypadku jaskini miało to doskonały sens. Można też robić 3D, które wykracza poza widza. To wtedy, gdy samolot przelatuje nam przez twarz i prawie w nas uderza. Nie jestem w tego rodzaju biznesie.” Niemiecki reżyser robi film dla siebie, robi po to, by na własne oczy zobaczyć odbicie stóp dziecka i wilka, którzy przed dziesiątkami tysięcy lat weszli razem do jaskini. By zadać sobie pytanie: Czy weszli tam jako przyjaciele? By dotknąć tajemnicy. I potrafi wykorzystać współczesny technologiczny trick do tego byśmy razem z nim czuli,
że jesteśmy częścią tej opowieści.