W finałowej rozgrywce o Oskary mamy rewelacje sezonu, jak i filmy wylansowane nazwiskiem któregoś z twórców. Oprócz znakomitego *„Czarnego łabędzia", na faworyta w wielu kategoriach wyrasta „Jak zostać królem“ (swoją drogą polski tytuł ma niewiele wspólnego z oryginałem, jest infantylny, i – co najgorsze – buduje negatywne skojarzenia z główną postacią w kontekście całego filmu). Oprócz powyższych tytułów, w gronie faworytów umieszcza się o wiele gorsze: „Social Network“ – instruktażowy film o tym, jak za pomocą bystrego umysłu i namiętności wykorzystywania przyjaciół można zrobić karierę w nowoczesnych mediach, a także „Prawdziwe męstwo“ – film zrobiony bez żadnej głębszej myśli i chyba specjalnego powodu. Mówi się też o filmie „Fighter" z wyjątkowymi rolami aktorskimi. W kategorii „filmu nieanglojęzycznego“ szanse ma zwycięzca Warszawskiego Festiwalu Filmowego, kanadyjskie „Pogorzelisko". Dlaczego polskie filmy znów pominięte?*
„Pogorzelisku“ oraz murowanemu faworytowi „King’s speach" („Jak zostać królem"), warto poświęcić więcej uwagi właśnie w kontekście rodzimej kinematografii. Zwłaszcza, że ten pierwszy jest nominowany w kategorii, która interesowałaby filmowców znad Wisły. Na czym polega sukces wymienionych tytułów?
W „King’s speech" są to: nietypowa historia dotycząca rodziny królewskiej, dobry scenariusz, świetne zdjęcia oraz muzyka, świadoma i dojrzała reżyseria. Jednak przede wszystkim ten film jest oparty na świetnej grze aktorów. Szczególnie Colin Firth zrobił ze swojej kreacji arcydzieło. Dzięki jego wyrazistej, konsekwentnie prowadzonej postaci siedzimy niczym wbici w fotel. To jak gra, czyni nawet z pozornie nudnej sceny perełkę. Jego postać obdarzona jest wstydliwymi wadami, ale aktor wykorzystuje je jako atut. Trzeba też było odwagi, aby w taki sposób zagrać samego króla. Naturalnie jego rola nie musiała być tak dobra, gdyby nie partnerujący mu aktorzy, jak Geoffrey Rush, Helena Bonham Carter, czy Guy Pearce.
Śmiem twierdzić, że obecnie w Polsce taki film nie mógłby powstać. Dlaczego? Oczywiście daleko nam do o wiele bardziej rozwiniętej brytyjskiej kinematografii, nie mamy też budzącej emocje rodziny królewskiej, w naszych rodzimych filmach nie grywa Colin Firth. Ale nie do końca w tym rzecz. Moim zdaniem chodzi o sprawę tkwiącą bardziej u podstaw myślenia w procesie twórczym.
Jestem przekonany, że Colin Firth na przygotowanie tej roli poświęcił mnóstwo czasu. Widać, że postać jest zbudowana gruntownie, od podstaw, z wielką świadomością i w skupieniu. Proszę mi pokazać w Polsce aktora, który może wyłączyć się z innych obowiązków zawodowych i zagłębić w pracę nad jednym filmem przez rok. Niestety nie ma u nas takich. I to nie jest wcale wina aktorów, bo nie mamy w zwyczaju, stwarzać takich warunków pracy. Nikt nie zaproponuje aktorowi odpowiedniej stawki i opieki różnych fachowców, by należycie przepracować okres przygotowawczy. Ba! Mało kto nawet o tym pomyśli, że okres przygotowawczy jest o wiele ważniejszy niż same zdjęcia do filmu, które są sprawą bardziej organizacyjną. Oczywiście, ktoś powie, że jest to też kwestia ekonomiczna, ale nie zawsze. Proszę pomyśleć, czy inna faworytka oskarowa - Natalie Portman, mogłaby przygotować swoją rolę w dwa tygodnie i to wyłącznie korzystając z zakupionego za własne pieniądze DVD z lekcjami baletu?
Bardzo dobre „Pogorzelisko“, film z nominacją w kategorii, w której przepadło „Wszystko co kocham“. Obraz o rozbudowanej konstrukcji, z ciekawymi rolami oraz „certyfikatem" autentyczności wydarzeń, o których opowiada. Przejmująca i wielowymiarowa fabuła odnosząca się do drastycznych losów ludzi związanych konfliktem na Bliskim Wschodzie. Tematem tego filmu nie są same okropieństwa wojny, lecz odkrywanie prawdy przez młode pokolenie. Chwała reżyserowi, za zrównoważenie tematu odpowiednio dobranym tonem opowieści.
Taki film jak „Pogorzelisko” również nie powstałby w Polsce.
Dlaczego? Po pierwsze, nasza kinematografia jest wciąż zbyt hermetyczna i zamknięta na sprawy odległe od nas kulturowo, mimo, że są to zjawiska globalne. Zbyt jesteśmy zapatrzeni w samych siebie i do tego z poczuciem wiecznie cierpiącego „Chrystusa narodów”. Oczywiście, filmy o rodzimej historii są potrzebne, ale dlaczego, żeby zrobić uniwersalny międzynarodowy film, Polacy wyjeżdżają zagranice? Film „Pogorzelisko” został zrobiony przez Kanadyjczyka z Kanady, po francusku i hebrajsku.
Po drugie, polscy kiniarze podszeptują dystrybutorom i procentom, że film nie może mieć więcej jak 100 minut, a najlepiej żeby miał 90. Inaczej nie pasuje im do ramówki. Nie jest to sytuacja kreacyjna. Ile filmów nie powstałoby, gdybyśmy zamknęli się w takim kieracie? Moje pytanie brzmi: Czy to nie my sami zamykamy sobie drogę na światowe salony kina? Jeżeli nie światowe, to niechby i europejskie!
** [
JAK DZIŚ WYGLĄDAJĄ POSTACIE Z "KEVINA" ]( http://film.wp.pl/zobacz-jak-dzis-wygladaja-bohaterowie-kevina-6025276617331841g )**
** [
CZY LAMIA Z "SEKSMISJI" MOCNO SIĘ ZMIENIŁA? ]( http://film.wp.pl/pamietacie-seksmisje-6025276006806657g ) * * [
EROTYCZNA PRZESZŁOŚĆ JOANNY KRUPY ]( http://teleshow.wp.pl/joanna-krupa-wystapila-w-erotycznym-filmie-snoop-dogga-6021645572149889g ) * *[
WALDUŚ Z "KIEPSKICH" WZIĄŁ ŚLUB! FOTO! ]( http://teleshow.wp.pl/swiat-wedlug-kiepskich-waldus-sie-ozenil-6026602722247809g )**