Matt Damon i Ben Affleck znowu razem. Przez 20 lat nie mogli znaleźć dla siebie czasu
Matt Damon i Ben Affleck to przede wszystkim znani aktorzy, ale także zdobywcy Oscara za wspólnie napisany scenariusz do "Buntownika z wyboru". Niedawno znowu usiedli do pisania, co nie zdarzyło się ani razu przez ostatnie dwie dekady. Damon wyjaśnił, dlaczego tak długo zwlekali.
"Buntownik z wyboru" (1997) był gigantycznym sukcesem dwóch młodych aktorów, którzy zagrali do samodzielnie napisanego scenariusza. Damon i Affleck zgarnęli Oscara za najlepszy scenariusz i można było zakładać, że nie poprzestaną na jednym wspólnym projekcie. W późniejszych latach pojawiali się razem przed kamerą, pisali scenariusze, a Affleck okazał się nawet zdolnym reżyserem (Oscar za "Operację Argo"). Ale "Buntownik z wyboru" pozostał ich jedynym wspólnym scenariuszem na ponad 20 lat. Teraz ma się to zmienić za sprawą "The Last Duel".
Obejrzyj: "Ford vs Ferrari". Nowy zwiastun filmu z Mattem Damonem
"The Last Duel" to projekt, który czeka jeszcze na zielone światło od wytwórni, ale przyciągnął już kilka wielkich nazwisk. Ridley Scott będzie reżyserem, w obsadzie mają się pojawić Adam Driver, Jodie Cormer i oczywiście duet Damon-Affleck, którzy są także współautorami scenariusza.
Jak podaje "Collider", Matt Damon zapowiedział "The Last Duel" jako historię osadzoną w średniowiecznej Francji. Punktem wyjścia ma być ostatni usankcjonowany pojedynek między dwoma rycerzami. Przy pracy nad scenariuszem Damon i Affleck połączyli siły z doświadczoną reżyserką i scenarzystką, Nicole Holofcener.
- To film z różnymi perspektywami, więc Ben i ja napisaliśmy męski punkt widzenia, a Nicole kobiecą perspektywę. Myślę, że może to być potencjalnie coś bardzo interesującego – mówił w najnowszych wywiadzie Damon.
- Myślę, że będziemy jeszcze wspólnie pisać. "Buntownik z wyboru" zajął nam bardzo dużo czasu i zawsze mówiliśmy sobie nawzajem, że po prostu nie mamy czasu na pisanie. Nigdy tak naprawdę nie jesteśmy w tym samym miejscu przez dłuższy okres – tłumaczył Damon.
W końcu znaleźli jednak czas i bez narzucania sobie terminów, zaczęli znowu współpracować nad scenariuszem.
- Pojawiałem się po prostu w jego domu lub on przychodził do mnie i pisaliśmy przez trzy godziny. Zaprowadzaliśmy dzieci do szkoły, potem piliśmy kawę, siadaliśmy i zaczynaliśmy pracę. I nagle wyglądało to tak: "Czekaj, mamy już 20 stron?" I zanim się zorientowaliśmy, mieliśmy dwie trzecie naszego filmu. Nicole była równie szybka, ale to profesjonalna pisarka. W końcu powiedziała: "Chłopaki, mamy 150 stron, musimy to zredukować".