Michael Biehn: Co się stało z gwiazdą ''Terminatora''?
04.07.2015 | aktual.: 22.03.2017 11:58
- Nikt się z nim nie kontaktował w tej sprawie – oznajmił. Dla wielu fanów „Terminatora” to prawdziwy cios. Dla samego Biehna pewnie też, bo choć na brak pracy nie narzeka, ostatnio coraz rzadziej pojawia się w filmach głównego nurtu. Trudno też rozpoznać w nim dawnego, pełnego energii przystojniaka.
Na początku lipca Arnold Schwarzenegger powrócił triumfalnie na ekrany, wcielając się ponownie w jednego ze swoich najsłynniejszych bohaterów. Aktor założył skórzaną kurtkę "elektronicznego mordercy" w filmie „Terminator: Genisys”, by razem z Sarą Connor i Kylem Reesem stawić czoło Skynetowi.
Wkrótce po ogłoszeniu daty rozpoczęcia zdjęć w mediach zawrzało. Spekulowano na temat obsady, a jedna z najistotniejszych kwestii brzmiała: „Czy na plan powróci *Michael Biehn jako Kyle Reese?”.*
Agent aktora niestety dość szybko zdusił w zarodku plotki o powrocie 59-letniego gwiazdora na plan.
- Nikt się z nim nie kontaktował w tej sprawie – oznajmił.
Dla wielu fanów „Terminatora” to prawdziwy cios. Dla samego Biehna pewnie też, bo choć na brak pracy nie narzeka, ostatnio coraz rzadziej pojawia się w filmach głównego nurtu. Trudno też rozpoznać w nim dawnego, pełnego energii przystojniaka.
''W szkole sporo imprezowałem...''
Urodził się 31 lipca 1956 roku jako drugi z trójki rodzeństwa. Po kilku przeprowadzkach jego ojciec zadecydował wreszcie, że osiądą w Arizonie. Tam młody Biehn, marzący o aktorskiej karierze, zaczął uczęszczać do licealnego kółka teatralnego. Czasy szkolne wspomina z nostalgią, jako jedną wielką balangę.
- Żeby być całkowicie szczerym, muszę przyznać, że w szkole naprawdę sporo imprezowałem– mówił w wywiadzie dla „Huffington Post”. - W liceum nie potrafiłem się uczyć, ale prześlizgiwałem się jakoś, bo jechałem na opinii niezłego sportowca.
Syn marnotrawny
W 1974 roku rozpoczął naukę na University of Arizona, gdzie studiował aktorstwo. Ale nie zagrzał tam miejsca zbyt długo.
Chociaż pochodzi z rodziny inteligenckiej, gdzie wszyscy uważali wyższe wykształcenie za niezwykle ważne i szli na prawo lub medycynę, on postanowił wyłamać się z tego schematu.
Zresztą już w czasie drugiego semestru zorientował się, że wkrótce zostanie wyrzucony z uczelni. Nie miał jednak ochoty wracać do domu z podkulonym ogonem, więc postanowił, że zda się na łut szczęścia, wyjedzie do Hollywood i zostanie aktorem.
''Nie miałem pojęcia, na czym polega ten zawód''
Całe szczęście nie musiał przekonywać się na własnej skórze o mylności tego stwierdzenia. W 1977 roku pojawił się gościnnie w serialach „James at 15” i „Logan's Run”, a rok później zadebiutował w pełnometrażowej produkcji „Trener”.
Szczyt popularności
Potem posypały się kolejne propozycje – epizodzik w „Grease”, występ w serialu „The Runaways” i wreszcie, w 1984 roku, angaż w „Terminatorze” u Jamesa Camerona.
Rola Kyle'a Reese'a przyniosła mu wielką sławę i pomogła przebić się w Hollywood – niedługo potem Cameron ponowie zaprosił Biehna na plan i aktor wystąpił w „Obcym - decydującym starciu”.
Przez kilka następnych lat Biehn cieszył się niezłym wzięciem, z czego chętnie korzystał, grywając w kilku filmach rocznie.
''Prawdziwy kowboj''
Przyznawał, że szczególną słabość ma do westernów – wystąpił w serialu „Siedmiu wspaniałych” i filmie „Tombstone”, a Johnny Ringo jest według niego jedną z najlepszych postaci, jakie zagrał. Poza tym świetnie czuje się w takiej, jak to sam określił, „kowbojskiej stylówie”.
- Dali mi skórzane ochraniacze na spodnie, kapelusz i całą resztę. Wyglądałem jak prawdziwy kowboj – wspominał w wywiadzie dla TMZ.
- Spacerowałem sobie, udając, że naprawdę nim jestem, i sądziłem, że wszyscy w to uwierzą. Czułem się świetnie. Dopóki jakiś prawdziwy kowboj nie podszedł do mnie i nie powiedział, że mam kapelusz założony tyłem na przód.
Nawał pracy
Po dwóch nieudanych małżeństwach Biehn związał się z aktorką Jennifer Blanc, która wspiera jego filmową pasję. W 2011 została współproducentką wyreżyserowanego przez niego thrillera „The Victim” (który zachwalał, pół żartem, pół serio, słowami: „gorące laski, seks, narkotyki, brudni gliniarze, trochę akcji, trochę tortur i seryjny morderca”).
W najbliższym czasie Biehn nie powróci na reżyserski stołek, co nie znaczy, że będzie siedział z założonymi rękami.
W nadchodzących miesiącach pojawi się bowiem między innymi w „The Night Visitor 2: Heather's Story”, „Kickback”, „Fembot”, „Up and Down”, „The Farm” i „Killer Weekend”. (sm/gk)