Mikołaj Radwan: skazany na aktorstwo
Do dziś ludzie pytają, czy nie jest przypadkiem „synkiem Fronczewskiego” - choć raczej z niedowierzaniem, bo Mikołaj Radwan praktycznie w niczym nie przypomina nastoletniego chłopca z niezwykle popularnego serialu „Tata, a Marcin powiedział”.
Mówiono, że jest skazany na aktorstwo; wychowywał się w artystycznej rodzinie, a na ekranie pojawiał się od najmłodszych lat. Widzowie go uwielbiali, reżyserzy widzieli w nim zaś ogromny potencjał.
Tyle że Radwan wcale nie marzył o aktorskiej karierze. Występowanie przed kamerami traktował jako przygodę i gdy dorósł, postanowił podążyć zupełnie inną ścieżką.
Sam pchał się na scenę
Śmiał się, że aktorstwo miał we krwi – choć nie dane mu było poznać ani pradziadków, którzy robili karierę na scenie, ani babci, Anny Jaraczówny, grywającej w filmach u najlepszych polskich twórców. Mimo to wiele czasu spędzał w teatrze, gdzie jego mama pracowało jako suflerka. Rozmawiał z artystami, oglądał przedstawienia i coraz bardziej fascynował się branżą artystyczną. Wreszcie zwrócił na siebie uwagę Jerzego Gudejko.
- Gdy w ostatniej chwili okazało się, że jeden z dzieciaków nie może zagrać w filmie "Kapitan Conrad", przypomniał sobie o mnie, elokwentnym maluchu, który sam pcha się na scenę i w ogóle się nie peszy. I tak dostałem swoją pierwszą rolę – opowiadał w książce „Gdzie są gwiazdy z tamtych lat?”.
Tata, a Marcin powiedział...
Zdolny chłopak szybko wpadł w oko innym filmowcom i zaczęto zapraszać go na kolejne przesłuchania. Wystąpił w „Smacznego, telewizorku”, „Pierścionku z orłem w koronie” czy „Komedii małżeńskiej”, a także paru reklamach, aż wreszcie, w 1994 roku dziesięciolatek, pokonując mnóstwo innych kandydatów, wygrał casting i trafił do obsady serialu „Tata, a Marcin powiedział”, gdzie wcielał się w syna Piotra Fronczewskiego.
Serial, oparty na niemieckim słuchowisku, emitowany aż do 1999 roku, bił rekordy oglądalności, a Radwan błyskawicznie stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych dziecięcych gwiazd.
Chłopak z reklam
Radwan wspominał, że aktorstwo było dla niego bardziej zabawą niż pracą
- Przed kamerą w ogóle się nie wstydziłem, a do tego byłem bardzo cierpliwy. Granie to głównie nieustanne powtarzanie scen i długie godziny czekania na kolejne – opowiadał w książce „Gdzie są gwiazdy z tamtych lat?”.
I dodawał, że choć jeszcze dziś widzowie na jego widok wykrzykują kwestie z serialu, tak naprawdę najpierw kojarzono go głównie z reklam.
- To coś takiego, co ludzie bardzo zapamiętują. Pierwsze momenty, gdy mnie poznawano na ulicy, wcale nie wyglądały tak, że mówiono: "Pozdrów tatę" czy "A co Marcin powiedział?". Słyszałem raczej: "Dixan! Dixan!" - wspominał.
Pożegnanie z serialem
Radwan zapewnia, że granie w serialu nie wiązało się z żadnym wyrzeczeniami – poświęcał na to zaledwie jeden weekend w miesiącu, nie musiał opuszczać szkoły ani rezygnować ze spotkań z przyjaciółmi. A za zarobione pieniądze mógł się dokształcać i podróżować.
Najmniej przyjemnie wspomina zakończenie emisji serialu.
- To była trochę nieprzyjemna sytuacja, choć okoliczności dokładnie nie znam – mówił w książce Radwan. - Słyszałem, że szef Jedynki pokłócił z producentem serialu i za karę projekt zamknął, ale nie wiem, czy jest to prawda.
Ale kontakt z Fronczewskim Radwan utrzymuje nadal – wraz z żoną Karoliną często chodzi na przedstawienia swojego serialowego ojca.
„Nie można mieć wszystkiego”
Później Radwan praktycznie przestał się pojawiać przed kamerami. Wprawdzie rozważał jeszcze szkołę teatralną, ale uznał, że znacznie bardziej interesują go studia informatyczne. Po ich ukończeniu bez problemu znalazł pracę w zawodzie i dziś pracuje jako programista.
I choć brakuje mu aktorstwa, na ekrany na stałe raczej już nie wróci.
- Większość castingów odbywa się w godzinach pracy, a ja nie mogę się tak często zwalniać z roboty. Poza tym zgłaszają się na nie dyplomowani aktorzy, z którymi najczęściej nie mam żadnych szans. Bo ja tak naprawdę aktorem nie jestem i ciągle coś w tym fachu odkrywam – mówił w „Gdzie są gwiazdy z tamtych lat?”. - Telefony z propozycjami dostaję raz na kilka miesięcy i musi mi to wystarczyć.
Zawsze, gdy jestem w teatrze i czuję zapach i atmosferę tego miejsca, myślę, że może poszedłbym na jakieś zaoczne studia w tym kierunku. Ale znowu wychodzi, że zabrakłoby czasu. Nie można mieć wszystkiego.
Inne pasje
Radwan znajduje za to czas na realizowanie swoich innych pasji, do których należą muzyka i sport. Już w podstawówce zainteresował się muzyką metalową i wkrótce zaczął się uczyć gry na gitarze. Ze wstydem jednak przyznaje, że wirtuozem nie zostanie, ponieważ rzadko kiedy chce mu się ćwiczyć.
Jest za to zapalonym sportowcem. Przez kilka lat trenował kung-fu, potem zaś przerzucił się na rugby.
- Pewnego dnia pojechaliśmy z kolegami na wyjazd, gdzie zaczęliśmy grać w wymyśloną grę. Taką w połowie drogi pomiędzy rugby i futbolem amerykańskim. Bardzo mi się spodobała i od razu zapaliła mi się lampka, że to jest następna rzecz, którą chciałbym robić. Jak tylko wróciłem z wakacji, wpisałem sobie w przeglądarce "rugby Warszawa" – opowiadał portalowi RugbyPolska.
- Były trzy opcje, ale od razu zobaczyłem, że Frogsi to jest drużyna, która pasuje do tego, co chciałbym robić. Nie jest bowiem nastawiona na wyniki sportowe, ale bardziej przyjemność z gry. W tej chwili to się trochę zmieniło, bo rywalizujemy w lidze, ale zdążyłem już nauczyć się grać i nie miałem tego trudnego momentu kiedy już się czegoś wymaga od zawodnika, a umiejętności jeszcze brakuje. W drużynie nie ma selekcji, każdy może przyjść na trening i grać.