Misiewicz niepotrzebnie walczył z Vegą. Przegrał drugi raz [OPINIA]
Patryk Vega na pewno zarobi na swoim, niestety słabym filmie "Polityka". Przegrał były rzecznik MON, Bartłomiej Misiewicz, którego nazwisko pada w napisach końcowych. Tylko jego.
Patryk Vega znów to zrobił. Kolejny jego film, po "Kobietach mafii" i "Botoksie", zgromadzi w kinach tłumy widzów. Można zapewne spodziewać się milionów sprzedanych biletów.
Vega, ten mistrz autoreklamy i marketingu, cwanymi wybiegami sprawił, że o jego filmie pisze się i mówi właściwie codziennie.
Kto z nas bowiem nie pamięta Vegi, który musiał ukryć się w hotelu w Tokio, bo w Polsce coś mu zagrażało (jasne), Vegi, który opowiadał, jak to wykradziono mu scenariusz ”Polityki”, a on sam będzie zmuszony wrzucić film na serwery w Chinach?
Przez kilka tygodni trwała też zażarta wymiana słów pomiędzy reżyserem a Bartłomiejem Misiewiczem. Były pracownik MON chciał bronić swojego dobrego imienia w sądzie, gdy zobaczył zwiastuny "Polityki". Misiewicz wycofał pozew, ale prawda jest taka, że gdyby odpuścił sobie walkę z Vegą, wyszłoby mu to na dobre...
Wiele szumu o nic
Antek Królikowski wciela się w postać młodego współpracownika rządu. Można się domyślać, że postać ta w jakiś sposób wzorowana jest na Misiewiczu. Słowo klucz: domyślać się. Vega i aktorzy podkreślają, że nie grają konkretnych postaci. Filmowy Arek jest rozkapryszony, gwałtowny, bez zahamowań. Postać tak przerysowana, że trudno uwierzyć, by ktoś taki naprawdę istniał. Powiedzmy sobie szczerze: taka postać nie istnieje.
Misiewicz chciał wstrzymania premiery, przemontowania scen, groził Vedze pozwem sądowym, który w końcu wycofał. Nie miał się czego bać, bo postać Pupila, grana przez Antoniego Królikowskiego, to tylko karykatura. Nie ma w niej żadnej głębi, żadnego dramatu, żadnego zła, pychy, chciwości czy młodzieńczej naiwności. Ta postać jest jedynie groteskowa. Ciężko w nią – jak we wszystkie pozostałe – po prostu uwierzyć. Wciąga kokainę, śpi – jak to u Vegi – z prostytutkami i tańczy po pijaku w wojskowej kantynie. Do tego, jak się bardzo boi, to robi ze strachu w spodnie. Ot, taki zgrabny żarcik.
W napisach końcowych Vega, zapewne po konsultacji z prawnikami, dodał jedno nazwisko: właśnie Misiewicza. Otóż napisał, że Królikowski nie gra Misiewicza, a w ogóle film jest fikcją. Różnych polityków można próbować odnaleźć wśród filmowych postaci, ale finalnie tylko Misiewicz został wspomniany. Skutek medialnej batalii.
Misiewicz został oskarżony o przekroczenie obowiązków służbowych i działalność na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Po wyjściu z aresztu zapowiedział, że będzie się starał udowodnić swoją niewinność w sądzie. Tym się powinien zająć i na tym skupić, bo to jest jego prawdziwy i bardzo poważny problem.
Wiedza o społeczeństwie według Vegi
To może "Polityka" uderza w innych polityków? Tu też mam wątpliwości. Reżyser nie potrafi się zdecydować, czy robi kabaret (słaby), komedię (nieśmieszną), czy może pogłębiony moralitet o polskich politykach (nudny). Tam, gdzie ma być śmiesznie, nie słychać w sali kinowej śmiechu, a tam gdzie ma być wzniośle – np. w scenach z Danielem Olbrychskim - jest nieznośnie patetycznie, czy wręcz idiotycznie (sami zobaczycie, nie spojleruję).
Vega próbuje miksować Bareję i Zanussiego, a koniec końców wychodzi z tego, niestety, Vega.
Nie musi się więc bać jego słabego filmu polska prawica, która niby jest tu ośmieszona, ale w sposób tak łopatologiczny, że widz jest gotów stanąć po stronie wyszydzanych członków rządu. Wyśmiewanie się z Beaty Szydło, że jest ze wsi i że niby ma męża prostaka? To ma być ciekawy sposób na pokazanie prawdy o dobrej zmianie? Ta satyra, jeśli kogoś smaga, to jedynie widzów.