"Mroczny rycerz" sięgnął gwiazd
Christopher Nolan w swoim najnowszym filmie "Mroczny rycerz" kontynuuje odzieranie Batmana z heroizmu, zaszczepiając w nim prawdziwie ludzki pierwiastek. Operacja się udała, pacjent przeżył i to w jakim stylu.
Film "Mroczny rycerz" to przede wszystkim dowód na to, jak wspaniały scenariusz można napisać mając do dyspozycji historię najbardziej "ludzkiego" z komiksowych bohaterów. Batman nigdy nie miał nadzwyczajnych mocy. Jego balansowanie pomiędzy szaleństwem, a bohaterstwem było nad wyraz widoczne. To samo dzieje się w filmie Nolana. Ale uwaga! To nie Człowiek- Nietoperz jest na pierwszym planie.
06.08.2008 11:59
Plakaty, które zapowiadały produkcję sugerowały, że akcja skoncentruje się tym razem na "tym złym", czyli Jokerze. Media dodatkowo podsycały atmosferę, mówiąc wręcz o perfidnej promocji, wykorzystującej zmarłego Heatha Ledgera. Jeśli nawet tak było, to w tym obrazie ta rola broni się sama. Otwierająca film scena pokazuje, że to Joker będzie centrum. Reszta bohaterów jak elektrony wędruje wokół genialnego przestępcy. Widz zostaje wciągnięty w pasjonującą psychologiczną rozgrywkę. Uczestniczą w niej wszyscy bohaterowie. Joker ciągle mówi „sprawdzam” doprowadzając swoich wrogów do krytycznego stanu.
Bruce Wayne(Christian Bale) wątpi w swoją misję. Na horyzoncie pojawia się bohater "bez maski" prokurator Harvey Dent (Aaron Eckhart). Łączy ich miłość do jednej kobiety Rachel Daves (Maggie Gyllenhaal) i chęć uczynienia jutra lepszym. Używają do tego różnych środków, jednak ich cel jest wspólny. Walka o dobro i choćby ułamek sprawiedliwości.
Dotarcie do najbardziej zwierzęcych instynktów postaci to główna zaleta filmu. Przez ten zabieg nie czuje się, że na ekranie oglądamy ekranizację komiksu o super bohaterze. To bardziej thriller psychologiczny, gdzie główni bohaterowie maski noszą już tylko ze względu na komiksową konwencję. Postacie są tak dynamiczne, że kostium "złego" i "dobrego" uwiera ich. Momentami wydaje się,iż film jest na tyle dobry, że charakteryzacja Jokera i Batmana jest niepotrzebna. Wszystko rozgrywa się w ich umysłach.
W chwili, gdy na scenę wkracza Joker i zjednuje sobie wszystkich kryminalistów akcja nabiera tempa. Łatwość z jaką niszczy on miasto jest przerażająca i fascynująca zarazem. Ledger gra na tyle dobrze, że śmiech wywołują nawet gesty, czy mimika twarzy bohatera. Jego psychika, choć wydaję się być w ruinie, jest idealnym i najwierniejszym oddaniem chaosu, którego od dawna nie było w kinie. Niepokój, strach i odrazę wzbudza każdy gest bohatera na ekranie. Joker pojawia się znikąd w najbardziej niespodziewanych momentach. To jeszcze bardziej podsyca wrażenie, iż rzeczywiście jest on sługą totalnej anarchii.
Patrząc na siejącego spustoszenie złoczyńcę trzeba dostrzec geniusza aktora oraz doskonałą pracę charakteryzatorów. O ile spod uśmiechu Jokera Tima Burtona wyraźnie wyłaniała się twarz Jacka Nicholsona w „Mrocznym rycerzu” Joker i Ledger są nierozerwalnie złączeni. Nolan pozbawił go cech, które wyróżniały go w pierwszym filmie o Batmanie. Nie ma gazu o nazwie Smilex, czy zabawkowych gadżetów, nie ma komiksowych zachowań. Jest w nim czyste zło, które niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze.
Oczywiście wiemy, że dobro musi zwyciężyć, jednak niecierpliwie czekamy na kolejne destrukcyjne posunięcia „mistrza ceremonii”. Po niedługim czasie okazuje się, że stosowane przez Batmana metody walki zaczynają w przypadku Jokera zawodzić. Ile obrońca Gotham jest w stanie poświecić? Jaką granicę przekroczyć, by powstrzymać szaleńca...
Trzeba przyznać, że Bale po raz kolejny udźwignął rolę Batmana. Jako Bruce Wayne momentami wydaje się mało przekonujący, lecz nie za to głównie mamy go oceniać. Zimny głos wydobywający się spod maski niejednemu przyprawi ciarki na plecach. Dobrze trzyma się "stara gwardia". Morgan Freeman oraz Michael Caine - ironiczno-sarkastyczny sługa Wayne'a Alfred doskonale uzupełniają swoją grą młodych aktorów. Nie zawodzi również Gary Oldman jako komisarz Gordon. Gwiazdor mimo swojej pozycji zawodowej jest tłem dla reszty... w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Warto wspomnieć o roli Aarona Eckharta. Jego bohater Harvey Dent to trzeci filar „Mrocznego Rycerza”. Początkowo krystalicznie dobry, walczący o sprawiedliwość prokurator, z czasem przeistacza się w potwora, który za pomocnicę obiera monetę. Joker manipuluje Dentem na tyle, by ten uwierzył, że nie ma innej drogi jak zemsta. Tutaj mały kamyczek do ogródka twórców (scenarzystów/ charakteryzatorów?). Harvey Dent zmienia się w Dwie Twarze fizycznie. W jaki sposób taka przemiana dokonuje się na jego garniturze, nie sposób dociec.
Nie zawiodą się ci, którzy liczą na spektakularne wybuchy i pościgi. Nie mogło ich zabraknąć, jednak są podane w odpowiedniej ilości. Gadżety Batmana mimo że coraz bardziej wymyślne nie powodują uśmiechu politowania na twarzach widzów. Również muzyka znacznie uatrakcyjnia obraz. Oprócz dynamizmu niesie w sobie pierwiastek niezbędnego niepokoju. To wszystko plus panoramiczne kadry Gotham, łącznie z wirującą kamerą, dają niesamowitą oprawę zasługującego na to pojedynku.
Ten film z pewnością zapadnie fanom Batmana w pamięci. Znajdą w nim to, co w mrocznym rycerzu pociąga najbardziej: niejednoznaczność i słabości samotnika buntującego się przeciwko swojej roli. Joker wyzwolił w nim dotychczas skrywane instynkty. To również doskonała uczta dla ceniących w kinie wyrazistość i intensywną rozrywkę. Do zdjęcia maski przez strażnika Gotham jest naprawdę blisko. Być może stanie się to już w kolejnym filmie. Tylko czy znajdzie się ktoś równie zdeterminowany jak Joker, zmusić do tego Batmana?