Obejrzeliśmy film, który wywołał skandal wśród internautów. Scena orgazmu to niejedyny dramat "Desire"

Reżyser potrzebował dokładnie 2 minut, by wywołać skandal godny artykułów największych światowych mediów. Film "Desire" otwiera scena, w której mała dziewczynka doprowadza się do orgazmu. Internauci oskarżają twórcę, że promuje dziecięcą pornografię. Sprawdziliśmy, czy jest aż tak źle. Jest.

Obejrzeliśmy film, który wywołał skandal wśród internautów. Scena orgazmu to niejedyny dramat "Desire"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

04.07.2018 15:29

Sam tytuł filmu już daje do myślenia, że nie będzie to grzeczna produkcja. Desire, czyli pożądanie – zdaniem twórcy rodzi się już w dzieciństwie. Początek to zdecydowanie materiał na skandal, ale i temat do dyskusji: czy w kinie rzeczywiście można wszystko? Ta hiszpańskojęzyczna produkcja zaczyna się od sceny, w której dwie dziewczynki oglądają razem western. Kowboj ujeżdża konia, a jedna z bohaterek próbuje go naśladować. Zaczyna bawić się, skacząc do rytmu na poduszce. Druga dziewczynka przygląda się jej z zainteresowaniem. Kamera skierowana jest na twarz dziewczynki, a widz może usłyszeć sapanie. Ostatecznie dziewczynka wyraża zdziwienie, a po chwili opada z poduszki na ziemię.

Przybiega matka (z wężem na ramionach) i jest przekonana, że jej dziecko przeżyło właśnie atak padaczki. – Mama podała mi od razu leki. Nigdy nie powinna tego zrobić, bo zapomniałam od razu o tym uczuciu. Od tamtej pory cały czas szukałam okazji, by jeszcze raz to poczuć – mówi głos z offu.

Obejrzeliśmy film, który tą jedną sceną doprowadził do furii część internautów. Możemy tylko zgodzić się z ich opiniami.

Obraz
© Materiały prasowe

Seks w slow motion

"Desire" jest przepełniony kiczowatymi scenami, sugerującymi erotykę. Fale rozbijające się w zwolnionym tempie, poruszające się rytmicznie biodra bohaterki, która jedzie na koniu – chwyty, które stosują nie szanujący się twórcy, a ci, którzy kochają parodie i naśmiewanie się z gatunku. Do zawału doprowadziłoby to nawet autorkę "50 twarzy Greya". Ale od początku.

Diego Kaplan opowiada historię dwóch sióstr: Lucii i Ofelii, które spotykają się po siedmiu latach. Przy akompaniamencie sennej muzyki rodem z brazylijskiej telenoweli zaczyna się przedziwna historia o pożądaniu, seksie i problemach emocjonalnych wszystkich bohaterów. Lucia marzy o bajkowym ślubie, dostaje za to imprezę w stylu lat 60. z dużą ilością białego lateksu w stylizacjach gości, Ofelia to z kolei wyzwolona kobieta, której ani w głowie poważny związek. Mężowi Lucii opowiada o tym, jak pierwszy raz zobaczyła nagiego mężczyznę i był to akurat topielec, o matce, która fantazjowała o wężu...

Wydawałoby się, że nie powinno oskarżać reżysera o promowanie dziecięcej pornografii po tej jednej, opisanej na początku scenie. Tyle że film, choć próbuje udawać rodzinny dramat, jest tak naprawdę zbiorem przypadkowych scen namiętności – kompletnie nieuzasadnionych. Od pierwszej sceny masturbującej się na poduszce dziewczynki nie dostajemy nic innego, jak historię o dwóch kobietach, które kompletnie nie mają pojęcia, jak poradzić sobie ze swoją seksualnością. Rozwiązła Ofelia próbuje wszystkiego, co człowiek w tym temacie wymyślił. Lucia z kolei wykorzystywana jest przez męża i może tylko przyglądać się rozkoszom, jakich doświadcza siostra. Jest też trzecia kobieta, która ma wpływ na ich zachowanie.

Obraz
© Materiały prasowe

Matka dwóch głównych bohaterek to połączenie femme fatale i seksoholiczki. Nie ma problemu z tym, że córki prowadzą bogate życie erotyczne – wprost przeciwnie. To kolejny powód, dla którego ten film jest skandalem i powinno się o nim zapomnieć. Matka dziewczyn podsuwa im tabletki na epilepsję, nazywając je "tabletkami miłości". Przez to mają mieć zawsze ochotę na seks.

"Desire" powinno się zakazać z kilku innych powodów. Za slow motion, którego reżyser używa z taką częstotliwością, z jaką deszcz nawiedza Londyn. Bardzo często. Za banalne dialogi, które scenarzysta prawdopodobnie przepisał z kilkunastu tanich harlekinów sprzedawanych w antykwariatach za 5 pesos. Za scenę, w której matka bohaterek wije się na łóżku podduszana przez węża, wierząc, że to reinkarnacja jej męża.

Halo, policja, proszę przyjechać do kina

"Desire" to film z 2017 roku. Dopiero teraz jednak wybuchła wokół niego prawdziwa burza. Hiszpanie, którzy zobaczyli film, prawdopodobnie próbowali o nim zapomnieć. Przypomniała im jedna z autorek amerykańskiej, konserwatywnej strony internetowej – PJ Media. Meghan Fox dotarła po ponad roku do filmu, który nie tylko ją oburzył. On ją doprowadził do furii i tego, że zgłosiła sprawę FBI. Reżysera oskarżyła o świadome promowanie dziecięcej pornografii. – Polecili mi, żebym skontaktowała się w tej sprawie z Narodowym Centrum Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci. Ci potwierdzili, że zbadają sprawę – pisze Fox w swoim artykule.

Tekst dziennikarki odbija się głośnym echem w sieci. W końcu wypowiedział się sam reżyser. I tylko pogłębia ten skandal.

Obraz
© Materiały prasowe

- "Desire" to film. Kiedy widzimy, jak rekin zjada kobietę w filmie, to nikt nie myśli, że ona naprawdę umarła. Pracujemy w świecie fikcji. A dla mnie poza tym, że jestem reżyserem, ważne jest także to, że jestem ojcem – zaznaczył w oświadczeniu przesłanym do redakcji "IndieWire". – Dziewczynki naśladowały kowboja z filmu Johna Forda. Nigdy nie wiedziały, co tak naprawdę robią. Odtwarzały tylko scenę z filmu. Nikt dorosły nie ingerował w ich ruchy, był za to obecny specjalista, który kontrolował sytuację. Wszystko odbyło się też pod nadzorem matki dziewczynki. Wiedziałem, że ta scena wywoła kontrowersje w którymś momencie. Dlatego opublikowaliśmy też "making of" tej sceny. Wszystko, co widzieliście, dzieje się tak naprawdę w głowie widzów. To, jak scena zostanie odebrana, zależy od stopnia zdeprawowania widzów – dodał.

Tyle że ta scena odbierana jest jednoznacznie. Nie da się jej oglądać, myśląc tylko, że to zabawa dziecka. W końcu bohaterka sama wyjaśnia, że to był pierwszy raz, gdy poczuła tytułowe pożądanie. Kaplan sam nazywa swój film "erotycznym thrillerem". Ani to erotyk, ani thriller. To na szczęście gniot, który został już usunięty z Netfliksa.

Z "Desire" jest ten sam problem, co kilka lat temu z "Srpskim filmem" Srđana Spasojevicia. Oba przekraczają granice dobrego smaku i rozsądku. Oba chcą być czymś więcej niż kontrowersją. Spasojević pokazał człowieka, który dla pieniędzy jest w stanie zgwałcić własne dziecko i uprawiać seks z trupem. Tam nie było mowy o górnolotnych przesłaniach, o sztuce przez duże S. Raczej o skandalu przez duże S. Skończyło się tak, że prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko reżyserowi. Decyzją sądu film był zakazany m.in. w Norwegii. Teraz na czarną listę produkcji "lepiej nie oglądać" wpisał się "Desire". Tym razem konserwatywni publicyści mieli rację.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (285)