Patryk Vega: politycy obiecywali mi miliony, później grozili aresztem
"Polityka" to kolejny film Patryka Vegi, który zdaniem reżysera wywoła aferę przed jesiennymi wyborami. Vega montuje go w Japonii, bo w kraju pojawiały się naciski, próby przekupstwa, a w końcu groźby. Ludzie władzy boją się, że "Polityka" może wpłynąć na wynik wyborów.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Artur Zaborski: Zachciało się panu polityki?
Patryk Vega: Przez całe życie starałem się trzymać od niej z daleka, bo to jedyny bardziej brudny świat od show-biznesu, który znam bardzo dobrze. Polskie społeczeństwo jest jednak tak podzielone, że rodziny kłócą się przy stole wigilijnym, co oznacza, że dziś nie ma bardziej kontrowersyjnego tematu. Musiałem się za niego zabrać. Nie było sensu iść w publicystykę ani satyrę, bo te formy ludzie już znają. Na czym innym mi zależało.
Na czym?
Żeby odkryć, co kryje się pod fasadą. Kiedy polityk przychodzi na wywiad, przybiera przed kamerą maskę, gra kogoś, kim nie jest. Mnie zależało, żeby odkryć to, co kryje się pod spodem. Najciekawsze jest to, jak politycy zachowują się, kiedy kamera jest wyłączona.
Obejrzyj: Byliśmy u Patryka Vegi. Luksusy i dzieła sztuki
No ale przecież to wszystko też już wiemy - tyle mieliśmy afer taśmowych, że dziś nikogo nie zdziwi, że polityk zje ośmiorniczkę, zaklnie albo wypije wódkę.
To są jakieś pojedyncze sytuacje, które nie dają pełnego obrazu. Ja na potrzeby filmu prowadziłem dokumentację przez 18 miesięcy. Sprawdziłem, jak politycy zachowują się w różnych sytuacjach. Zbadałem, jak funkcjonuje ich świat, na co sobie pozwalają i do czego są w stanie się posunąć, żeby swoje cele osiągnąć.
I co pan odkrył?
Że średnio 10 lat w polityce wystarczy, żeby każdy człowiek zamienił się w socjopatę. Zresztą takie tezy wysnuwali ludzie, z którymi rozmawiałem na potrzeby dokumentacji.
Z kim konkretnie pan rozmawiał?
Zawsze rozmawiam z ludźmi, którzy mają motywację, żeby coś powiedzieć. Tutaj zależało mi na zbliżeniu się do tych, którzy są sfrustrowani swoimi partiami, bo ulegają różnym naciskom. Najbardziej chciałem jednak dotrzeć do takich osób, które zostały z partii usunięte przez konflikt z kolegami, na skutek jakiejś zaaranżowanej rozgrywki. Oni nie mają się jak pączek w maśle, więc nie mają powodów, żeby ukrywać, co się w tych partiach naprawdę dzieje.
No ale taka sfrustrowana osoba może koloryzować, żeby się zemścić.
Oczywiście, należało domniemać, że przedstawia nieprawdziwy obraz. Ale jeżeli nie znający się nawzajem ludzie mówią to samo, to należy to uznać za fakt.
Kiedy premiera?
6 września 2019 r. film wejdzie do kin pod tytułem "Polityka".
Znam dobrze zapowiedzi dystrybutorów. Nie ma wśród nich takiego filmu.
Musieliśmy działać niejawnie. Nadaliśmy tytuł roboczy i podpisaliśmy embargo na informację o produkcji. Wszyscy byli nim objęci - od obsady, przez pracowników pionów produkcji. Nikt nie mógł o tym filmie mówić ani wrzucać zdjęć z planu na prywatne profile w mediach społecznościowych. Działaliśmy w konspiracji. Każdy, kto dostał scenariusz, musiał podpisać lojalkę. Mało było takich osób, które czytały całość. Nawet aktorzy dostawali tylko swoje fragmenty.
Nikt nie puścił pary z ust?
Niestety, scenariusz na etapie zdjęć wyciekł i dotarł do ludzi z obszaru polityki.
Zareagowali?
Trzykrotnie naciskano na mnie, żebym przeniósł premierę na czas po wyborach. Obiecywano mi za to ogromne pieniądze na kolejne filmy. Gwarantowano, że znajdą się miliony.
Czyli raczej marchewka niż kijek.
Kiedy politycy zorientowali się, że film może być dla nich szkodliwy, wtedy padła też groźba, że mogę zostać pomówiony w sprawie karnej. Wtedy trafiłbym do aresztu, a premiera przez to na pewno by się opóźniła. Z politycznego punktu widzenia to byłby najlepszy ruch, żeby mnie zatrzymać. Nie chciałem ryzykować. Zabrałem materiały z planu i wyjechałem do Japonii, gdzie je właśnie składam z montażystą.
Tylko panu grożono?
Nie tylko mnie. Jeszcze jedna osoba miała podobną rozmowę.
Ekipa się nie wykruszyła, kiedy te groźby się pojawiły?
Jeśli ktoś odmówił, to na etapie, kiedy proponowałem mu udział w projekcie. Aktorzy wymówili się wprost tym, że się boją konsekwencji, bo są związani z publiczną telewizją. Rolą w tym filmie mogliby stracić intratne kontrakty.
Pan ma grupę aktorów, którzy pana wielbią. To oni zagrali?
Jest kilka nowych nazwisk ludzi, którzy w ogóle się w moim kinie nie przewinęli. Zagrali, bo zgadzają się, że trzeba było pokazać, jak polityka wygląda od środka.
Do tego opisu jak ulał pasuje Daniel Olbrychski.
Olbrychski gra główną rolę. Było mi bardzo miło, bo powiedział, że zagrał u mnie, bo mam potencjał, żeby coś w tym kraju zmienić. Nie zdziwiły go też naciski na mnie ze strony polityków.
Zrobił pan upartyjniony film?
Nie, politycy są w nim traktowani egalitarnie. Pokazuję, że każdy z nich, nawet największy idealista, się na pewnym etapie zbrudzi. Każdy ma ten brud za paznokciami niezależnie od tego, jaką partię reprezentuje, ani po której stronie politycznej barykady jest.
Pan jest po której stronie?
Ja gram na siebie. Nie stawiam się po żadnej ze stron.
Nie głosuje pan w wyborach?
Głosuję, ale bardziej przeciwko niż za. Nie znajduję w kraju partii, która by reprezentowała mój światopogląd. Głosuję na tych, dzięki którym nie wygrają ci, z którymi się najbardziej nie zgadzam.
Skoro nie gra pan na żadną z partii, to dlaczego politycy się wystraszyli filmu?
Niektóre partie mogą mieć poczucie, że zostały pokazane w gorszym świetle niż inne. Ale to już jest subiektywne odczucie, na które ja nie mogę mieć wpływu.
Które partie groziły?
O tym na razie nie chcę mówić. Film ma zabrać widza w świat polityki i pokazać mu emocje, które politykom towarzyszą. Ma popatrzyć ich oczami na rzeczywistość. Jestem przekonany, że nie było w naszym kraju filmu, który tak bardzo odnosi się do naszego nadwiślańskiego tu i teraz. Im bardziej w świat tych ludzi wchodziłem, tym bardziej wkurzała mnie dwulicowość i zakłamanie. A to jest temat ponad podziałami, bo natura polityka jest pod flagą każdej partii taka sama. Nasz film dobitnie pokaże, że politycy nie mają wstydu wykorzystywać aparat władzy do ukrywania swoich zaniechań, przewinień, grzechów. Pokazuję, jak bardzo są zepsuci, aroganccy, butni, bezczelni, obłudni i dwulicowi.
To będzie męski świat?
Zobaczymy też dwie silne bohaterki. One też - jak wszyscy inni - są przez politykę zgubione. Nie ma ludzi, którzy w filmie wychodzą z niej bez szwanku. Nie ma znaczenia, czy to szczebel najwyższy, czy lokalny.
Zobaczymy też ich prywatne życie?
Prywatne i zawodowe. Mamy wyraźny portret kilku polityków, którzy są naświetleni w pracy i w domu. Najważniejszym tematem będą granice, które politycy są w stanie przekroczyć, żeby władzę zdobyć, a potem utrzymać. Każdy z nich przed tym stanie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Rozpoznamy, kto ze świata polityki jest kim w filmie?
Sytuacje z naszego życia politycznego będą łatwe do rozpoznania, bo my w filmie robimy symulację jesiennych wyborów i pokazujemy, jak naprawdę wyglądają kampanie. Widz po projekcji spojrzy na nie zupełnie inaczej.
Dla pana też obraz polityki się zmienił po tym filmie?
Bardzo. Ja nie znałem wielu mechanizmów, jakie w nim zachodzą. Nie miałem pojęcia, że kampania polityczna służy temu, żeby wyprowadzać pieniądze podatników. Nie miałem świadomości na czym polegają wszystkie myki umożliwiające wykradanie pieniędzy poprzez tworzenie fikcyjnych kampanii. Takich rzeczy, z którymi zetknąłem się pierwszy raz, jest w filmie wiele.
Maluje się czarny obraz. Będzie równie krwawo i niebezpiecznie jak w pańskich poprzednich filmach?
Nie leje się tu krew strumieniami, choć jest tutaj stylistyka znana z moich filmów. Polityka wyzwala w ludziach najgorsze instynkty, więc nie da się o niej opowiadać bez przemocy. Tutaj jednak mamy przemoc psychiczną, mniej spektakularną, ale nie mniej widowiskową.
Nie ma pan empatii do swoich bohaterów?
Mnie Andrzej Fidyk uczył, że zawsze powinienem bronić bohatera, więc nawet w przypadku tego filmu starałem się to zrobić, choć naprawdę nie było to łatwe, bo już w czasie dokumentacji pojawiała się teza, że ludzie, którzy funkcjonuję w tym świecie długo, nie mogą być normalni. Jeśli okłamuje się tysiące ludzi każdego dnia, to nie jesteśmy w stanie wrócić do domu i zresetować się przy partnerach i dzieciach. Film opowiada o momentach krytycznych w życiu tych ludzi, kiedy wszystko im puszcza.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Politycy nie mają barier?
Władza wywołuje w nich taką adrenalinę, że nie potrafią się zatrzymać. Ja w filmie pokażę to, czego boją się pokazać choćby media.
To są takie tematy?
Oczywiście, że tak. Teraz na etapie rozmów z rozmaitymi dziennikarzami wielokrotnie pojawiała się odpowiedź, że to jest zbyt ciężki temat, żeby go poruszali w ich redakcji.
Jak to możliwe?
Bo mają budżety rządowe. Boją się je utracić.
Pan się nie boi konsekwencji?
Mam świadomość, że kiedy pokażę tajemnicę ludzi u szczytu władzy, to rozpętam aferę. Ale ja chciałem opowiedzieć historię, która porwie ludzi. Takiej historii nie da się opowiedzieć, obliczając wynik frekwencji, ani zastanawiając się, jak kto zareaguje. Wtedy powstają zawsze zachowawcze dzieła. Ja chcę iść na całość.
Dlaczego ludzie mieliby zaufać w pański obraz?
Do tej pory zrobiłem wiele kontrowersyjnych filmów, choćby "Botoks" o służbie zdrowia. Po premierze wielu lekarzy zerwało ze mną kontakt. Obrazili się, niektórym się naraziłem. Ale cała masa innych pracowników służby zdrowia klepała mnie po plechach i mówiła, że w końcu ktoś powiedział, jak to wygląda naprawdę. Jestem przekonany, że w przypadku "Polityki" będzie tak samo.
Ma pan też na koncie film o służbach specjalnych i o mafii. Politycy już się na tamtym etapie pojawiali?
Nie interesowały nas wydarzenia z przeszłości. Nie pojawią się powiązania mafiozów i polityków, bo to nie jest obszar, który nas interesuje. Postawiłem nacisk na wiarygodne odbicie tego, co dzieje się aktualnie dookoła. Myślę, że ludzie wyjdą z kina z przekonaniem, że polityka jest k...ą i nie ma znaczenia, na kogo się głosuje, bo wszyscy są siebie warci.
Nie boi się pan, że podburzy widzów przeciwko politykom?
Kino jest w stanie modelować nasze zachowania. Jeśli mój film wzbudzi refleksję i spowoduje, że ktoś zagłosuje na innego kandydata w wyborach, to nie mogę sobie wymarzyć lepszej reakcji. Ale co się stanie, nie jestem w stanie przewidzieć, bo takiego filmu jeszcze w Polsce nie było. Podejrzewam, że może dojść do efektu kul bilardowych: ja uderzę w jedną, a ona popchnie kolejne, a wtedy kto wie, do czego dojdzie.
Do zmiany wyników jesiennych wyborów?
To nie jest tak, że zmieni wybory w sposób totalny, ale w tych wyborach znaczenie może mieć jeden procent. A tyle ten film jest w stanie osiągnąć.
Co musiało by się stać, żeby pan zrezygnował z premiery we wrześniu?
Ta data jest nieprzekładalna. Nie ma możliwości, żeby na mnie wpłynąć.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.