Plastry, skarpetki i dublerki. Filmowy seks to żadna przyjemność
Trudno sobie wyobrazić niektóre filmy bez scen łóżkowych czy nagości głównych bohaterów. Nakręcenie takich ujęć bywa często największym wyzwaniem i pozostawia w aktorach wiele niemiłych wspomnień.
- Za każdym razem czuję się jak kretyn i gram, że jest fajnie – mówił w rozmowie z WP Sebastian Fabijański, opowiadając o kręceniu scen erotycznych. I dał jasno do zrozumienia, że to, co dla widzów może być wyjątkowo atrakcyjne, dla aktorów bywa drogą przez mękę.
Potwierdził to Bogusław Linda, który myślał kiedyś nad tym, by pokazać od kuchni, jak powstają sceny łóżkowe w polskim kinie. W rozmowie z Andrzejem Sołtysikiem przekonywał, że nie jest to nic przyjemnego.
W polskich warunkach podczas kręcenia sceny łóżkowej w niewielkiej sypialni musi się zazwyczaj pomieścić reżyser, jego asystent, oświetleniowcy, cały sprzęt i oczywiście aktorka, która "zgodziła się rozebrać do połowy, pod warunkiem, że będzie dobrze wyglądać".
- Zaduch potworny, pościel już nieświeża, bo od rana jest grana do innych scen. Ustawienie aktorki trwa 2 godziny, żeby wyglądała erotycznie, a aktor stoi i czeka, aż się go wpasuje. Pot się leje ze wszystkich. Trwa to 12 godzin i kończy się porażką – skwitował Linda, który w swojej karierze przechodził to nie raz.
Temat seksu i nagości w filmach fabularnych zgłębił ostatnio "Insider", bazując na regułach panujących w Hollywood.
Działania SAG-AFTRA (amerykański związek zawodowy zrzeszający ludzi filmu, muzyki, dziennikarzy etc.) sprawiły, że nakręcenie każdej sceny seksu lub nagości w związkowym filmie poprzedza podpisanie specjalnego dokumentu, niezależnego od umowy dającej danemu aktorowi miejsce w obsadzie. W takim dokumencie mogą pojawić się szczegółowe zapisy, które nagie części ciała chce pokazać artysta, ile osób powinno być na planie przy kręceniu intymnej sceny, czy godzi się na symulowany seks, wykorzystanie dublerów, a nawet jak długo na ekranie może być widoczny nagi pośladek czy pierś aktorki.
Aktorzy ustalają także, czy w scenach seksu jest miejsce na dokładną choreografię, czy wolą improwizować. Neil Patrick Harris przez nakręceniem sceny łóżkowej w "Zaginionej dziewczynie" Davida Finchera musiał rozłożyć ją na części pierwsze i każdy ruch wykonywać z automatyczną precyzją. Z kolei Jean-Marc Vallée w Oscarowym "Witaj w klubie" poszedł na żywioł, czego przykładem jest scena z Matthew McConaughey w miłosnym trójkącie.
Ten sam Vallee mówił na łamach "New York Timesa", jak wygląda sprawa podniecenia na planie.
- Gdy kręciłem sceny łóżkowe, nigdy nie widziałem aktora z erekcją. Co nie znaczy, że nie widziałem podekscytowanego faceta. Cały proces jest bardzo techniczny, ale jesteśmy przecież ludźmi, a aktorzy w takich scenach są nadzy i dotykają się nawzajem – mówił reżyser.
Magia kina w scenach seksu zaczyna działać po nałożeniu specjalnych nakładek i plastrów zakrywających strategiczne miejsca na ciele. Mężczyźni zamiast plastrów używają… skarpetek. Z pomocą często przychodzi częściowy makijaż i cielista bielizna, która przy wprawnych ujęciach i montażu jest niewidoczna dla oka.
Wielu aktorów nie godzi się na pokazywanie się w całej okazałości i wtedy do akcji wkracza dubler. A czasem nawet kilku, by zagrać jedną postać w namiętnej scenie.
- Miałam dublerkę od dłoni do sceny pod stołem, miałam dublerkę od piersi i jeszcze inną od tyłka – zdradziła Isla Fisher, wspominając pracę na planie "Polowania na druhny".
Lena Headey poszła o krok dalej. W pamiętnej scenie w finale piątego sezonu "Gry o tron" paradowała nago na oczach armii statystów, tyle że nie było to ciało Headey. Głowa serialowej Cersei została dosłownie połączona techniką komputerową z ciałem bezpruderyjnej dublerki Rebeki Van Cleave. Wcześniej na podobne rozwiązanie zgodziła się Helena Bontham Carter w "Fight Club", Lindsay Lohan w "Maczecie" czy Natalie Portman w "Waszej wysokości". Ekstremalnym przykładem jest Charlotte Gainsbourg, która użyczyła swojej twarzy aktorce porno w pamiętnej scenie z "Nimfomanki".
Dlaczego aktorki wymuszają na twórcach filmu korzystanie z dublerki? Jeden z powodów przedstawiła kiedyś Allison Janney, która swoją pierwszą scenę seksu nakręciła w wieku pięćdziesięciu paru lat, choć występuje od prawie trzech dekad. Janney jest jedną z tych aktorek, które nie chcą się oglądać na ekranie.
- Nie robię tego i nie będę tego robić, bo jestem dla siebie największym krytykiem. Myślę, że najtrudniejsze, co w życiu zrobiłam, to udawanie orgazmu przed kamerą – wyznała w "People".