''Pod Mocnym Aniołem'': Lech Dyblik szczerze o swoim alkoholizmie
21.01.2014 | aktual.: 22.03.2017 12:19
Lech Dyblik to obok Tomasza Sapryka, Henryka Gołębiewskiego czy Zdzisława „Bene” Rychtera jeden z mistrzów drugiego planu, którego od lat specjalnością są zapadające w pamięć wyraziste epizody. Choćby takie jak w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego.
Lech Dyblik to obok Tomasza Sapryka, Henryka Gołębiewskiego czy Zdzisława „Bene” Rychtera jeden z mistrzów drugiego planu, którego od lat specjalnością są zapadające w pamięć wyraziste epizody. Choćby takie jak w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego.
Aparycja 57-letniego artysty idealnie koresponduje z depresyjnym klimatem fabuł reżysera "Wesela", pełnych napiętnowanych, poobijanych przez los, często wyrzuconych poza margines bohaterów.
W „Pod Mocnym Aniołem”, będącym ekranizacją prozy Jerzego Pilcha, Dyblik wciela się w jedną z szeregu postaci* zmagających się z chorobą alkoholową.* Sam aktor wyznał niedawno, że od przeszło 20 lat nie zagląda już do kieliszka.
- Ta choroba nie bierze się znikąd. Myślę, że być może ma swój początek w domu rodzinnym. Domu mojego ojca. Picie jest elementem naszej kultury- mówi Dyblik.
Siła wyobraźni
Lech Dyblik urodził się 30 sierpnia 1956 roku w Złocieńcu w woj. zachodniopomorskim. W 1980 roku został absolwentem krakowskiej PWST.
- Mama uczyła języka polskiego w Złocieńcu, gdzie dorastałem. Czytać nauczyłem się w wieku pięciu lat. Jako 6-latek przeczytałem wszystkie książki w domu na temat obozów koncentracyjnych. Zrobiłem to w tajemnicy przed rodzicami, bo byli temu przeciwni. Mama dawała mi tłustą kartoflankę. Nie chciałem jej jeść, ale nie mogłem odejść od stołu. Musiałem sobie jakoś radzić. Brałem łyżkę zupy i wyobrażałem sobie, ile to by było warte na Majdanku. I tak wspomagając się literaturą obozową, jadłem obiad. Siła wyobraźni - w aktorstwie taka umiejętność jest niezbędna - wspominał dzieciństwo w niedawnej rozmowie z PAP.
W latach 1981-7 Dyblik był aktorem Teatru Narodowego. Na ekranie zadebiutował pod koniec lat 70. epizodyczną (a jakże) rólką w jednym z odcinków serialu „Układ krążenia”.
Etatowy typ spod ciemnej gwiazdy
Na dużym ekranie pojawił się w 1982 roku jako Olak w „Nocy poślubnej w biały dzień” Jerzego Gruzy. W ciągu swojej trzydziestoletniej kariery zagrał u takich twórców jak Pasikowski („Kroll”, „Psy II”), Zanussi („Cwał”), Machulski („Kiler”) czy Wajda („Pan Tadeusz”).
Z racji niepospolitej urody przeważnie obsadzano go w rolach* mundurowych, opryszków czy ochroniarzy.*
- Nie jestem malowana lala. Ale kiedyś bardzo lubiłem oglądać siebie w telewizji. Byłem skupiony na sobie. Z niepokojem patrzyłem na zegarek, kiedy odleci mój samolot do Los Angeles. Miałem taki jakiś przymus bycia kimś szczególnym. Może dlatego, że w młodości byłem gwiazdą. W podstawówce wygrałem konkurs wiedzy o Leninie, w szkole średniej byłem koszykarzem. Myślałem, że los świata zależy ode mnie - wspominał Dyblik.
Płyta ukradziona z Lexusa
Poza aktorstwem Dyblik od kilku lat zajmuje się śpiewaniem rosyjskich pieśni, z którymi występuje podczas recitali w kraju oraz zagranicą.
- W pewnym momencie wymyśliłem coś, co mogło wydawać się idiotyzmem. Postanowiłem zostać piosenkarzem. Mało tego, piosenkarzem radzieckim. Nie znałem rosyjskiego, nie śpiewałem, nie grałem na gitarze. […] Uczyłem się grać na gitarze, uczyłem się rosyjskiego. I teraz gram dużo koncertów w Polsce i Odessie - wspomina aktor.
Przez kilka lat krążyła anegdota, że z rosyjskimi piosenkami Dyblik zetknął się w więzieniu w Rostowie, gdzie trafił przez pomyłkę. Prawda jest zgoła inna.
- Kolega, który pracował u bardzo bogatego Ukraińca, przyniósł mi płytę, którą wyciągnął mu z Lexusa, i mówi: posłuchaj, jaka dziwna muzyka. To były właśnie te błatne pieśni. Skopiowałem to i po dwóch latach stwierdziłem, że słucham tego codziennie - mówił na łamach Polityki
''Żyjecie jak chwasty!''
W „Pod Mocnym Aniołem” Lech Dyblik wciela się w postać Przodownika, prostego robotnika z Huty im. Lenina, borykającego się z alkoholizmem. Prywatnie aktor przez wiele lat zmagał się z tą chorobą.
- Długo mieszkałem w Warszawie i znali mnie w każdym lokalu nocnym. To na szczęście przeszłość. Od dwudziestu kilku lat jestem niepijącym alkoholikiem. Ponieważ sam nadużywałem alkoholu, historia opowiedziana w "Aniele" jest mi szczególnie bliska - wyznał w rozmowie z PAP.
- Niektóre ze scen z mojego życia, jak ulał pasowałyby do filmu. Pamiętam, jak w Warszawie w latach 80. jechałem po alkoholu z kolegami tramwajem. Głośno się zachowywaliśmy i pewna starsza pani powiedziała ze złością: "Żyjecie jak chwasty!"- mówi Dyblik.
''Sam kiedyś byłem w głębokiej d..ie''
Aktor nie uważa się za część polskiego show-biznesu i jak sam podkreśla, jego życie toczy się szczęśliwie poza Warszawą.
- Spotykam się z ludźmi w małych miejscowościach. Tam jest prawdziwe życie, a nie w stolicy w świetle kamer - zapewnia aktor, który – wzorem Johnny’ego Casha występuje ze swoimi piosenkami w krajowych zakładach karnych.
- Zrozumiałem, że mam tym ludziom coś do powiedzenia. Mimo że nie znają rosyjskiego, doskonale rozumieją te pieśni, ponieważ jest w nich jakaś niezgoda. Niezgoda na to, że człowiek jest skończony, że jest śmieciem. Sam kiedyś byłem w głębokiej d..ie. i udało mi się z tego bagna podnieść - mówił w rozmowie z portalem gorzow24.pl. (gk/pap/polityka)