Trudno chyba byłoby znaleźć osobę lepiej znającą kulisy kręcenia filmów w Polsce niż Juliusz Machulski – w jednej osobie producent, reżyser, scenarzysta a czasem także aktor. Swoje doświadczenie umiejętnie wykorzystał jako materiał do nakręcenia komedii o polskim światku filmowym. Pomysł na fabułę „Superprodukcji” nie jest wprawdzie może szczególnie oryginalny – powszechne jest wszak mniemanie, że krytycy filmowi to ludzie, którym nie udało się zostać filmowcami. Trzeba jednak przyznać, że naprawdę można się świetnie bawić obserwując, jak główny bohater filmu - Yanek Drzazga (Rafał Królikowski) próbuje przeistoczyć się z krytyka filmowego najpierw w scenarzystę, a potem w reżysera - w końcu nie sztuka widzieć, że coś jest kiepskie, ale dużo trudniej samemu zrobić to lepiej...
W „Superprodukcji” sporo razów zbiera całe środowisko krytyków filmowych – na szczęście twórcom filmu nie chodzi tylko o odreagowanie jakichś ukrytych urazów, ale o rozbawienie widzów słabostkami ludzi, którzy wyrokują o tym, czy dany utwór ma być uznawany za kicz czy arcydzieło.
Juliusz Machulski nie zastosował taryfy ulgowej także dla producentów, reżyserów czy aktorów. Dzięki temu w pełni może zaprezentować swoje komediowe możliwości Janusz Rewiński jako producent Zdzisław Niedzielski, zaś zupełnie zaskakująca jest kreacja Krzystofa Globisza jako przewrażliwionego na swoim punkcie reżysera Bartka Wypychowskiego (notabene siostrzeńca Niedzielskiego...). Układy towarzyskie i niezbyt uczciwe sposoby promowania różnych miernot w polskim kinie to tajemnica poliszynela, więc nie dziwi, że główną rolę w filmie kręconym przez Yankę Drzazgę ma zagrać Donata Fiok - protegowana lokalnego biznesmena-gangstera Jędrzeja Koniecpolskiego.
W „Superprodukcji” nie tylko udało się pokazać w krzywym zwierciadle polski światek filmowy, ale także potrafiono się świetnie bawić przez wprowadzanie nawiązań do autentycznych twórców – choćby Andrzej Wajda rozważany jako ewentualny reżyser czy Krystyna Janda udzielająca lekcji gry aktorskiej Donacie. Wychwytywanie takich „smaczków” to dodatkowa atrakcja dla widzów, a z kolei wprowadzenie do filmu wątku gangsterskiego spowodowało, że rozwój akcji w „Superprodukcji” nabrał właściwego tempa i umożliwiło to świetny finał filmu. A scena, w której producent Zdzisław Niedzielski wymyśla tytuł dla tytułowej superprodukcji, jest naprawdę przekomiczna. Krótko mówiąc, chociaż humor w „Superprodukcji” nie zawsze jest najwyższych lotów, to na pewno można się nieźle uśmiać.