Popularność go nie zepsuła. Andrzej Szczepkowski uchodził za niezłomny autorytet moralny
26.04.2018 | aktual.: 26.04.2018 14:58
Uważał, że jest zbyt wysoki, by występować na scenie, a do swoich zawodowych osiągnięć odnosił się bardzo krytycznie; wątpił w swój talent, zwykle trzymał się na uboczu i bardzo cenił sobie samotność. Nie zależało mu na popularności i poklasku; często też spierał się z reżyserami i nie chciał rezygnować ze swojej artystycznej wizji.
Największą sławę przyniósł mu komediowy serial "Wojna domowa" (na zdjęciu), w którym wcielał się w Henryka Kamińskiego. I choć na planie filmowym Andrzej Szczepkowski zjawiał się często, powierzano mu zazwyczaj tylko epizody. On jednak nie narzekał, przyznawał, że film traktował po macoszemu - to teatr był jego największą pasją i to z nim wolał związać swoją karierę.
Skromny i krytyczny
Po ukończeniu Studium Teatralnego przy Teatrze Starym w Krakowie od razu trafił na scenę - zadebiutował w Krakowskim Teatrze Podziemnym Adama Mularczyka, a zaraz potem wyjechał do Warszawy; uważał, że w stolicy ma większą szansę na rozkręcenie aktorskiej kariery.
Krytycy i współpracownicy nie szczędzili mu pochwał, ale Szczepkowski nie pozwolił, by woda sodowa uderzyła mu do głowy.
- Był człowiekiem zawodowo bardzo skromnym. Kiedyś odbyłam z nim rozmowę na ten temat – twierdziła jego córka, Joanna Szczepkowska, w Polskim Radiu. - Miał bardzo krytyczny stosunek do swojego aktorstwa.
W dodatku zmagał się z licznymi kompleksami - największym był zaś imponujący wzrost.
- Uważał, że jest za wysoki na scenę. Borykał się ze swoim wzrostem przez całą karierę - dodawała Szczepkowska.
Artystyczna misja
Do swojego zawodu podchodził niezwykle poważnie, aktorstwo traktował niczym życiową misję, ciągle starał się dokształcać i samodoskonalić. Kiedy przygotowywał się do roli, miał własną wizję swojej postaci, niechętnie słuchał wskazówek reżyserów. Mawiał też, że "aktorem się jest, artystą się bywa".
- Dla artysty musi istnieć granica, poniżej której nie wolno mu się zniżyć – podkreślał w "Teatrze".
- Miałem szczęście mieć takich wychowawców: Juliusza Osterwę, Marię Dulębę. Oni nas nauczyli, na czym polega zasadnicza różnica w tym zawodzie: wszyscy są aktorami, tylko niektórzy mogą zostać artystami, ale wszyscy powinni przynajmniej zachowywać się jak artyści: starać się zawsze dokonywać.
Kochał życie
Na scenie był w swoim żywiole, potrafił zagrać wszystko, lubił występować przed publicznością - ale tak naprawdę, gdy opadała kurtyna, marzył tylko o ciszy i samotności.
- Był człowiekiem bardzo dowcipnym, miał cięte poczucie humoru – wspominała jego córka. - Przez to mógł zostać zapamiętany jako towarzyski, ale to nieprawda. Był samotnikiem.
Lubił zamykać się w pokoju, gdzie czytał, pisał (pozostawił po sobie wiele pełnych humoru małych form literackich) lub grał na gitarze. Uwielbiał też górskie wędrówki - zawsze bowiem tęsknił za górami, gdzie spędził całe dzieciństwo.
- Był piechurem, podróżnikiem, robił dziesiątki kilometrów. Tak go pamiętam, nie w teatrze, ale raczej z dużym kijem, który rzeźbił sobie scyzorykiem i zabierał na wyprawy – opowiadała Szczepkowska. - Bardzo kochał życie.
Moralny autorytet
Przyjaciele Szczepkowskiego wspominali, że zawsze mogli na nim polegać i nawet w najtrudniejszych czasach stanowił niezłomny autorytet moralny. Aktor interesował się polityką; był działaczem opozycji, należał do Komitetu Obywatelskiego, a gdy ustanowiono stan wojenny, zainicjował bojkot telewizji. I choć później wielokrotnie go namawiano, żeby wstąpił do partii, nigdy się nie zgodził, chciał pozostać człowiekiem niezależnym.
Nigdy nie pragnął sławy i rozgłosu, nie czytał recenzji swoich filmów i spektakli, nie brał udziału w imprezach branżowych.
- Był tak człowiekiem skromnym i mało zepsutym przez popularność, że do ostatnich miesięcy życia cieszył się z tego, że ktoś do niego podchodził na ulicy – wspominała jego córka.
Andrzej Szczepkowski zmarł 31 stycznia 1997 roku. Miał 73 lata.