"Poszukiwany, poszukiwana" - Wojciech Pokora nie był pierwszym kandydatem do roli Marysi
44 lata temu, 22 kwietnia 1973 roku, do kin weszła komedia uchodząca dziś za kultową - "Poszukiwany, poszukiwana" w reżyserii Stanisława Barei. Główną rolę powierzono Wojciechowi Pokorze - i choć teraz trudno wyobrazić sobie na jego miejscu innego aktora, Pokora wcale nie był pierwszym wyborem reżysera.
Stanisławem Rochowiczem, który ukrywa się pod przebraniem Marysi, początkowo miał zostać przyjaciel reżysera, Jacek Fedorowicz. Szybko jednak zrezygnowano z tego pomysłu. Dlaczego?
- Charakteryzatorki się poddały... Nie można było ze mnie zrobić kobiety, chociaż trochę nieodrażającej, już nie mówię, atrakcyjnej – śmiał się aktor w wywiadzie dla portalu PoloniaInfo. Fedorowicz miał jednak ogromny wkład w powstanie filmu - wraz z Bareją stworzył scenariusz do tej komedii i paru innych.
- Mieliśmy ściśle ustalony podział ról. Staszek rzucał pomysł ogólny, organizujący fabułę. Potem dorzucał jeszcze śmieszne sytuacje, bez rozpisania ich na głosy. Był naprawdę bardzo dowcipnym człowiekiem. Umiał wyłapywać z życia takie scenki. Moją rolą było ubieranie tego wszystkiego w słowa, precyzyjne ustalanie kolejności oraz zakresu tego, co widz w danym momencie powinien wiedzieć, a co powinno mu się pokazać potem. To trudne zadanie, ale lubiłem takie łamigłówki – opowiadał o ich pracy w "Gazecie Wyborczej".
Sama fabuła filmu została stworzona na podstawie prawdziwych wydarzeń - wątek muzealnika i zaginionego dzieła sztuki oparto na historii, która przydarzyła się żonie reżysera. Hanna Kotkowska-Bareja, pracująca jako kustosz oddziału rzeźby w Muzeum Narodowym, została oskarżona o kradzież eksponatu, który w rzeczywistości cały czas znajdował się w budynku. Z kolei motyw gosposi miał być inspirowany wspomnieniami absolwentki, która nie mogą znaleźć pracy po studiach, zaczęła pracować jako pomoc domowa.
Główna rola trafiła ostatecznie do Wojciecha Pokory - ale niewiele brakowało, a aktor odrzuciłby tę propozycję.
- Muszę przyznać, że początkowo w ogóle nie chciałem jej przyjąć – opowiadał w "Fakcie". - Reżyser jednak nie dawał mi spokoju, nachodził mnie, wydzwaniał chyba przez dwa miesiące i chyba miałem tego już tak serdecznie dość, że zgodziłem się zagrać. Głównie przez moją żonę, która miała już go dość. Popularność tego filmu była wielka. Do tego stopnia, że musiałem zmieniać kilka razy numer telefonu!
Występowanie w damskich fatałaszkach niezbyt przypadło aktorowi do gustu. - W filmie grałem w sukienkach i peruce Hani, bo wtedy peruki były modne. Kupowane miałem tylko buty, bo żona ma małą stopę, a ja bardzo dużą - tłumaczył aktor na łamach "Rzeczpospolitej".
Na łamach magazynu „Na czasie” aktor zdradził, że był obiektem kpin kolegów z planu, a docinki w stylu „świetne nogi” czy zaglądanie pod sukienkę były na porządku dziennym.
Komedia Barei została świetnie przyjęta zarówno przez widzów, jak i krytykę.
- Ten film - mimo pozoru błahości - odsłania szczeliny, przez które widzimy kawałek ówczesnej Polski - mówił o „Poszukiwany, Poszukiwana” Zdzisław Pietrasik, krytyk filmowy „Polityki”.
I choć bawi widzów do dziś, aktorzy wyznawali, że na planie nie zawsze było im do śmiechu.
Wspominając pracę na planie „Poszukiwany, poszukiwana”, Wojciech Pokora zdradził na przykład kulisy kręcenia jednej z najsłynniejszych scen – tej, w której „Marysia” próbuje ratować ogromnego doga swoich pracodawców.
- Wpadłem z nim do wody, oczywiście w tej sukience i pantoflach - cytuje słowa aktora "Na czasie".
Mokry materiał krępował mu ruchy, na dodatek Pokora kilka razy się przewrócił, a sukienka i bielizna pękły w szwach. Na planie ekipa pokładała się ze śmiechu. Koledzy aktora opamiętali się dopiero, kiedy okazało się, że próbujący wydostać się ze zbiornika pies pazurami pokaleczył Pokorę do krwi.
- Na szczęście nie trzeba było robić dubli - wspominał z wyraźną ulgą Pokora